— Więcej — zgodziłem się i ciepłą miękkością otuliło mnie powietrze statku.
— Startujemy — powiedział gość. — Nie poczujesz przeciążenia. Przyjrzyj mi się uważniej. Twoja ziemska powłoka nie chce cię opuścić.
Gość przelewał się perłowymi falami dotykając przyrządów na pulpicie sterowniczym.
Poprzez na wpół przezroczystą podłogę statku zobaczyłem, jak coraz szybciej i szybciej ucieka w dół ciemna zieleń parku, jak zbiegają się ze sobą i robią coraz mniejsze sznureczki ulicznych świateł i gwiazdozbiory okien. I Moskwa przekształciła się w jasną plamę na czarnym ciele Ziemi.
— Nigdy nie pożałujesz — powiedział gość. — Włączę muzykę i zrozumiesz, jakich wyżyn może dosięgnąć rozum zwrócony ku doskonałości.
Muzyka pojawiła się od środka, wpłynęła do statku, uniosła nas i pomknęła ku gwiazdom, i była tak doskonała, jak doskonałe jest gwiaździste niebo. To była ta doskonałość, do której ciągnęło mnie nocami w chwilach zmęczenia i rozdrażnienia.
I usłyszałem, jak znowu dzwoni telefon w porzuconym nie sprzątniętym mieszkaniu, telefon, którego słuchawka była omotana taśmą izolacyjną, ponieważ kiedyś któryś z podpitych przyjaciół zrzucił aparat ze stołu, żeby zrobić miejsce dla szachownicy.
— Idę — powiedziałem do gościa.
— Nie — odparł tamten. — Za późno na powrót. Zresztą powroty w przeszłość są bezsensem. W daleką przeszłość.
— Do widzenia — powiedziałem.
Opuściłem statek, ponieważ tego wieczora nauczyłem się wielu rzeczy, których istnienia przedtem nawet nie podejrzewałem.
Ziemia zbliżała się i Moskwa znowu przemieniła się w bezgraniczne morze świateł. I z trudem odszukałem swój czteropiętrowy blok, tak bliźniaczo podobny i smutny w szeregu współbraci.
Dogonił mnie jego głos.
— Przez całe życie będziesz dążył do nas, do mnie. Ale będzie za późno. Opamiętaj się. Nie wolno ci wracać.
Drzwi balkonowe były otwarte. Telefon już zamilkł. Znalazłem go po omacku, nie zapalając światła. Zadzwoniłem do Katrin i zapytałem:
— Dzwoniłaś do mnie, Katiuszka?
— Zwariowałeś — powiedziała Katrin. — Jest pierwsza w nocy. Wszystkich sąsiadów obudzisz.
— To ty dzwoniłaś?
— To na pewno twój zwariowany Krogius. Szukał cię po całym mieście. Ma jakieś nieprzyjemności.
— Szkoda — powiedziałem.
— Krogiusa?
— Nie, szkoda, że to nie ty dzwoniłaś.
— A dlaczego powinnam dzwonić?
— Żeby powiedzieć, że zgadzasz się wyjść za mnie za mąż.
— Zwariowałeś. Przecież ci powiedziałam, że nigdy nie wyjdę za przybysza z kosmosu i moralnego potwora, który może we mnie wmówić, że jest Jeanem Paulem Belmondo.
— Nigdy?
— Idź spać — powiedziała Katrin. — Inaczej cię znienawidzę.
— O której kończysz pracę?
— To nie twoja sprawa. Mam randkę.
— Masz randkę ze mną — powiedziałem surowo.
— No dobrze, z tobą — powiedziała Katrin. — Tylko nie wyobrażaj sobie zbyt wiele.
— W tej chwili prawie nie jestem w stanie wyobrazić sobie czegokolwiek.
— Całuję cię — powiedziała Katrin. — Zadzwoń do Krogiusa. Uspokój go, bo on oszaleje.
Zadzwoniłem do Krogiusa i uspokoiłem go.
Potem zdjąłem buty i już zasypiając, przypomniałem sobie, że skończyła mi się kawa i jutro muszę koniecznie wpaść do sklepu na Kirowską i odstać tam gigantyczną kolejkę.
Przełożyła IRENA LEWANDOWSKA
DZIEWCZYNA, KTÓREJ NIGDY NIE STANIE SIĘ NIC ZŁEGO
Jutro Alisa idzie pierwszy raz do szkoły. To będzie nadzwyczaj interesujący dzień. Dziś od rana wideofonują przyjaciele oraz znajomi Alisy i wszyscy jej gratulują. Zresztą Alisa już od trzech miesięcy nie daje nikomu spokoju — ciągle opowiada o swojej przyszłej szkole.
Marsjanin Bus przysłał jej jakiś bardzo dziwny piórnik, którego jak dotąd nikt nie zdołał otworzyć. Ani ja, ani moi współpracownicy, wśród których nawiasem mówiąc było dwóch doktorów i główny mechanik ogrodu zoologicznego.
Szusza powiedział, że pójdzie do szkoły razem z Alisa i sprawdzi czy jej nauczycielka ma wystarczające doświadczenie.
Zdumiewająco dużo zamieszania. Mam wrażenię, że kiedy ja szedłem pierwszy raz do szkoły, zamieszania było znacznie mniej.
Teraz jakby trochę ucichło. Alisa poszła do ogrodu zoologicznego, żeby pożegnać się z Brontkiem.
Póki w domu panuje spokój, postanowiłem zanotować kilka historii z życia Alisy i jej przyjaciół. Poślę te wspomnienia nauczycielce Alisy. Uważam, że powinna wiedzieć, z jakim niepoważnym człowiekiem będzie miała do czynienia. Być może te nagrania pomogą nauczycielce w edukacji mojej córki.
Początkowo Alisa była dzieckiem jak inne. Mniej więcej od trzech lat. Dowodem niech posłuży pierwsza historia, którą zamierzam opowiedzieć. Ale już w rok później, kiedy poznała Brontka, w jej charakterze pojawiła się skłonność do robienia wszystkiego na odwrót, znikania w najbardziej niestosownych momentach i nawet przypadkowo dokonywała odkryć, które przekraczały możliwości naszych najwybitniejszych uczonych. Alisa potrafi wykorzystywać to, że jest lubiana, a jednak ma wielu oddanych przyjaciół. Ale nam, jej rodzicom, bywa nieraz ciężko. Nie możemy przecież bez przerwy siedzieć w domu — ja pracuję w ogrodzie zoologicznym, a nasza mama buduje domy i to często na innych planetach.
Chcę zawczasu ostrzec nauczycielkę Alisy — ona także nie będzie miała łatwego życia. Jako dowód niech posłużą te absolutnie prawdziwe historie, jakie zdarzyły się z Alisa w ciągu ostatnich trzech lat w różnych punktach Ziemi i kosmosu.
Przełożyła IRENA LEWANDOWSKA
NAKRĘCAM NUMER
Alisa nie śpi. Dziesiąta godzina, a ona wciąż jeszcze nie śpi. Mówię do niej:
— Alisa, masz natychmiast spać, bo inaczej… — Bo "inaczej" co, tatusiu?
— Bo inaczej zawideofonuję do Baby Jagi.
— A kto to taki Baba Jaga?
— No, takie rzeczy dzieci powinny wiedzieć. Baba Jaga to straszna wiedźma, która zjada małe niegrzeczne dzieci.
— A dlaczego?
— Dlatego, że jest zła i głodna; — A dlaczego jest głodna?
— Bo w jej chatce na kurzej nóżce nie ma kanału spożywczego.
— A dlaczego nie ma?
— Dlatego, że jej chatka jest bardzo stara i stoi daleko w lesie.
Alisa tak się zainteresowała, że aż usiadła na łóżku.
— To ona pracuje w rezerwacie?
— Alisa, natychmiast spać!
— Ale przecież obiecałeś mi zawołać Babę Jagę. Proszę cię, tatusiu najdroższy, wezwij Babę Jagę!
— Dobrze. Ale gorzko tego pożałujesz. Podszedłem do wideofonu i nacisnąłem na chybił-trafił kilka guzików. Miałem cichą nadzieję, że połączenia nie będzie i Baby Jagi "nie zastanę w domu".
Niestety pomyliłem się, ekran wideofonu pojaśniał, mocno rozbłysnął, rozległ się trzask, ktoś przycisnął guziczek odbioru na drugim końcu linii i zanim zdążył się pojawić obraz, usłyszałem senny głos.
— Ambasada Marsjańska, słucham.
— No i jak, tatusiu, przyjedzie? — zawołała z sypialni Alisa.
— Ona już śpi — odpowiedziałem gniewnie.
— Ambasada Marsjańska, słucham — po-powtórzył senny głos.