– Kiedy zobaczyłem dziś gołębie na schodach ratusza…
Sędzia miał jednak już dosyć i przerwał:
– Wykład zoologiczny adwokata Braxéna z pewnością byłby bardziej na miejscu w innej sytuacji i przed innym audytorium. Poza tym jestem przekonany, że komisarz dysponuje ograniczonym czasem.
– W takich okolicznościach – rzucił Bekacz – będę się streszczał. Wczoraj dotarła do mnie, nie przez gołębia pocztowego, lecz bardziej prozaicznie, pocztą, informacja, że niejaki Filip Trofast Mauritzon nie otrzymał zgody na kasację wyroku w sądzie najwyższym. Jak komisarz pewnie pamięta, Mauritzona skazano ponad półtora roku temu za morderstwo podczas napadu na bank z bronią w ręku. Oskarżycielem w sprawie był mój nie najbystrzejszy przyjaciel Sten Robert Olsson, który wówczas nosił tytuł prokuratora okręgowego. Ja sam otrzymałem niewdzięczne i obciążające moralnie mój zawód zadanie obrony Mauritzona, który bez wątpienia był tym, co w języku potocznym nazywa się przestępcą. Teraz chcę zadać jedno pytanie: czy komisarz Beck uważa, że Mauritzon był winny napadu na bank i związanemu z tym morderstwu i że dochodzenie przedstawione przez obecnego tu prokuratora naczelnego Olssona było zadowalające z policyjnego punktu widzenia?
– Nie – zaprzeczył Martin Beck.
Policzki Buldożera przybrały nagle różowy odcień harmonizujący z koszulą i podkreślający monstrualny krawat ze złotymi syrenkami i tancerkami hula hula, ale uśmiechnął się pogodnie i rzekł:
– Ja też chciałbym zadać jedno pytanie. Czy komisarz Beck prowadził śledztwo w sprawie morderstwa w banku?
– Nie.
Buldożer Olsson złożył dłonie i z zadowoleniem skinął głową. Martin Beck podszedł i usiadł obok Rhei, mierzwiąc lekko jej jasne włosy, na co odpowiedziała krzywym spojrzeniem.
– Liczyłam na coś więcej – stwierdziła.
– Ja nie – odrzekł Martin Beck.
Oczy Buldożera Olssona mało nie wyszły z orbit z ciekawości.
Bekacz zdawał się zupełnie nieświadomy sytuacji. Podszedł swoim lekko kulejącym krokiem do okna za plecami Buldożera. Na warstwie kurzu na szybie napisał drukowanymi literami: „Idiota”.
Potem oznajmił:
– Jako następnego świadka muszę wezwać policjanta.
– Asystenta policji – poprawił asesor.
– Policjanta Karla Kristianssona – powtórzył niewzruszony Bekacz.
Kristiansson wszedł. Był niepewnym siebie mężczyzną; w ostatnich latach doszedł do wniosku, że policja jest odrębną klasą społeczną, w której przełożeni zachowują się tak, jak się zachowują, nie po to, żeby kogoś wykorzystać, tylko zwyczajnie uprzykrzać życie podwładnym.
Po długim wyczekiwaniu Bekacz się odwrócił i zaczął chodzić tam i z powrotem po sali. Buldożer robił to samo, lecz w zupełnie innym rytmie, więc obaj przypominali dwóch dość dziwacznych wartowników. Bekacz zaczął wreszcie przesłuchanie głośnym westchnieniem. Potem powiedział:
– Według danych jest pan policjantem od piętnastu lat.
– Tak.
– Pańscy przełożeni określają pana jako leniwego i mało zdolnego, ale uczciwego i ogólnie równie dobrego, albo niekompetentnego, jak pozostali koledzy w sztokholmskiej policji.
– Sprzeciw! – krzyknął Buldożer. – Obrona obraża świadka.
– Naprawdę? – zapytał Bekacz. – Jeżeli powiem, że prokurator, jak Zeppelin, jest jednym z najbardziej interesujących i gadatliwych bufonów w tym kraju, a nawet na świecie, nie ma w tym niczego uwłaczającego. Teraz wcale nie mówię o prokuratorze, a co do świadka wskazuję tylko, że jest doświadczonym policjantem, równie dobrym i inteligentnym, jak reszta policjantów, którzy są ozdobą naszego miasta.
– Jeśli adwokat przy jakiejś okazji poświęci parę godzin i wysłucha nagrania swojej mowy, z towarzyszącymi jej efektami dźwiękowymi, na pewno będzie równie przerażony i zszokowany, jak pozostałe osoby w tym sądzie – rzekł Buldożer Olsson.
– Gdyby prokurator pojawił się w jednym ze swoich krawatów w kraju, gdzie brak gustu podlega karze, zostałby zapewne stracony – zauważył Bekacz. – Skąd pan w ogóle je przemycił?
– Obrona oskarża mnie przed sądem o przestępstwo – osądził Buldożer względnie spokojnym tonem.
Jego tłumione wzburzenie wynikało z tego, że naprawdę przemycił spory zapas krawatów z Iranu, gdzie odbywał staż naukowy, by sporządzić mapę dróg przemytu narkotyków. Ten, który miał teraz na sobie, pochodził od prokuratora w Andorze, który według wskazówek Buldożera napisał na kopercie: „Próbka bez wartości”.
– Jeśli mamy ochronić tę biedną dziewczynę – zaczął Buldożer z zamaszystym gestem.
Przerwał mu jednak Bekacz, który z jeszcze bardziej zamaszystym gestem rzucił:
– Słowa latają wysoko, myśli stoją w miejscu.
Zanim Buldożer zdążył zareplikować, powstrzymał go sędzia, który chrząknął i oświadczył:
– Wydaje mi się, że panowie zaangażowali się w prywatną dyskusję, którą należałoby kontynuować w cztery oczy lub przed innym audytorium.
– Próbuję tylko podkreślić znakomite kwalifikacje świadka i jego dobrą zdolność oceny – odparł niewinnym głosem Bekacz.
Rhea Nielsen głośno się zaśmiała. Martin Beck położył swoją prawą dłoń na jej lewej. Roześmiała się jeszcze głośniej. Sędzia zwrócił jej uwagę, że obserwator powinien zachowywać się cicho, po czym popatrzył z irytacją na strony. Buldożer wpatrywał się w Rheę tak intensywnie, że stracił początek przesłuchania.
Bekacz nie przejawił natomiast żadnej ludzkiej reakcji.
– Czy wszedł pan pierwszy do siedziby banku? – zapytał policjanta.
– Nie.
– Czy złapał pan tę dziewczynę, Rebeckę Olsson?
– Nie.
– Chciałem powiedzieć, Rebeckę Lind – poprawił się Bekacz, słysząc szmer na sali.
– Nie.
– Co zatem pan zrobił?
– Złapałem tę drugą.
– Czy w czasie napadu w banku były dwie dziewczyny?
– Tak.
– A pan złapał tę drugą?
– Tak.
– Dlaczego?
Kristiansson zastanawiał się długo nad odpowiedzią.
– Żeby nie spadła.
– W jakim wieku była tamta druga dziewczyna?
– Około czterech miesięcy.
– A zatem Kvastmo złapał Rebeckę Lind?
– Tak.
– Czy można powiedzieć, że użył przemocy czy też zbyt dużej siły?
– Nie rozumiem, do czego zmierza obrona – rzekł drwiącym głosem Buldożer.
– Do tego, że Kvastmo, jak wszyscy dzisiaj widzieliśmy…
Bekacz długo szperał w swoich papierach.
– Tu jest – ucieszył się. – Kvastmo waży sto dwa kilogramy. Specjalizuje się między innymi w karate i zapasach w stylu wolnym. Przełożeni określają go jako gorliwego funkcjonariusza. Inspektor policji Norman Hansson, który napisał opinię, twierdzi, że Kvastmo często bywa zbyt gorliwy na służbie i wielu zatrzymanych skarżyło się na przemoc, jakiej doświadczyli z jego strony. Z opinii wynika również, że Kenneth Kvastmo dostał sporo upomnień i nie ma najlepszej zdolności wysławiania się.
Bekacz odłożył dokument i zapytał:
– Czy świadek zechce odpowiedzieć na pytanie, czy Kvastmo użył przemocy?
– Tak – odrzekł Kristiansson. – Można chyba tak określić.
Doświadczenie nauczyło go, by nie kłamać w sprawach związanych ze służbą, a przynajmniej nie za bardzo i nie za często. Poza tym nie lubił Kvastmo.
– A pan zajął się dzieckiem?
– Tak, musiałem. Trzymała je w czymś w rodzaju nosidełka i kiedy Kvastmo odbierał jej nóż, omal nie upuściła dziecka.