Выбрать главу

Melander był dziwnym człowiekiem i nieocenionym atutem. Jego pamięć funkcjonowała jak komputer, a nawet lepiej, i przepuszczając przez niego wszystkie informacje, mogli się zabezpieczać przed różnymi błędami, dublowaniem poleceń i innymi. Sam był wysokim, zrównoważonym mężczyzną, trochę starszym od reszty. Przeważnie siedział bez ruchu, studiując dokumenty i grzebiąc w fajce, a jeśli nie było go przy stole, znajdował się w toalecie, o czym wiedziała połowa sztokholmskiej policji, uważając to za niezwykle zabawne.

Ci, którzy rzadko pokazywali się w kwaterze głównej, mieli własne siedziby w pobliżu – szczególnie szef policji porządkowej wykonywał większą część bezpośredniej pracy organizacyjnej w swoim gabinecie w starej komendzie przy Agnegatan. Potem wysyłał kopie wszystkich dokumentów do Martina Becka.

Generalnie nie była to zła kwatera główna. Nie przywiązywano tu wagi do konwenansów i Gunvald Larsson tylko skinął głową Rönnowi, zanim wszedł do Martina Becka. Ten siedział przy biurku, machając nogami, i rozmawiał przez telefon, kartkując jednocześnie grubą księgę raportów.

– Nie – zaprzeczył. – Powtarzałem kilka razy, że nie mam żadnych uwag.

– Tak, właśnie, może pan robić, co chce.

– Nie, tego nie powiedziałem.

– Tak, to ja powiedziałem, że może pan robić, co chce. My zresztą też nie mamy uwag. Rozumie pan?

Teraz mówił z pewnym naciskiem.

– Do widzenia – rzucił i położył słuchawkę.

Gunvald Larsson patrzył na niego pytająco.

– Lotnictwo – rzekł Martin Beck.

– Ech – westchnął tylko Gunvald Larsson.

– Tak, właśnie to samo próbowałem wyrazić, tylko trochę uprzejmiej. Chcą wiedzieć, czy będziemy potrzebować więcej niż jeden dywizjon myśliwców.

– I co powiedziałeś?

– Że w ogóle nie potrzebujemy samolotów.

– Naprawdę?

– Tak. Ten generał trochę się obraził. „Samolot” to widocznie brzydkie słowo.

– To prawda. Równie złe jak nazwanie pokładu podłogą na statku.

– O tak, to naprawdę jest złe – zgodził się Martin Beck. – Przeproszę go, jeśli znów zadzwoni.

Spojrzał przelotnie na datownik na zegarku i oznajmił:

– Twoi przyjaciele z ULAG nie dają jeszcze o sobie znać.

Kontrola granic i ruchu przychodz№cego z zagranicy byіa niezwykle dokіadna w ci№gu ostatniego tygodnia lub dwуch.

Gunvald Larsson wyrwał z jednej dziurki nosa szczeciniasty włosek, obejrzał go z zainteresowaniem i mruknął:

– Mhm.

– Czy coś mówiłeś? – zapytał Martin Beck.

Gunvald Larsson przeszedł parę razy długimi krokami przez pokój. W końcu stwierdził:

– Myślę, że powinniśmy działać tak, jakby oni już tu byli.

– Chcesz powiedzieć, że jeszcze nie przyjechali?

– Mało prawdopodobne. Jeżeli coś planują, pewnie już tu są.

– Zapewne chodzi o kilka osób. Czy naprawdę mogli się tu dostać tak, że żadnego z nich nie namierzyliśmy? Dość dużo osób zatrzymano do dokładniejszej kontroli na różnych przejściach granicznych, ale wszystkie wydawały się mieć papiery w porządku.

– To byłoby dziwne – skonstatował Gunvald Larsson. – Ale…

Umilkł. Martin Beck zauważył:

– Mogli przekroczyć granicę, nim zaostrzono kontrole.

– Tak – zgodził się Gunvald Larsson. – Istnieje taka możliwość.

Wyglądał na wyjątkowo zamyślonego.

– O czym myślisz? – zapytał Martin Beck.

– Że to przypadek cholernie odpowiedni dla ULAG. Pasuje czasowo. Nigdy wcześniej nie przeprowadzali akcji w Europie. Poza tym ten polityk jest…

– Kontrowersyjny?

– Kontrowersyjny – potwierdził Gunvald Larsson. – Pewne kręgi są gotowe dać premię za jego odstrzał.

– Tak – mruknął obojętnie Martin Beck. – W takim razie wykazuje się pewną odwagą, że w ogóle tu przyjeżdża.

Potem spytał, jakby chcąc zmienić temat:

– Oglądałeś wczoraj jakieś ciekawe filmy?

Larsson dostał polecenie przeanalizowania pewnej liczby sfilmowanych wizyt państwowych, jakie miała w posiadaniu służba bezpieczeństwa.

– Tja. A propos tego, co powiedziałeś wcześniej, zauważyłem, że Nixon rzeczywiście jechał przez Belgrad otwartym samochodem razem z Titem. Tak samo w Dublinie. Nixon i de Valera paradowali w staroświeckim rolls-roysie z otwartym szyberdachem. Z tego, co było widać na filmie, mieli tam tylko jednego ochroniarza. Natomiast miałem wrażenie, że zamknęli pół kraju, kiedy Kissinger był w Rzymie.

– Czy pokazywali też wielki klasyk? Papieża w Jerozolimie?

– Tak. Niestety, już to widziałem.

Nad wizytą papieża w Jerozolimie czuwała jordańska służba bezpieczeństwa, której działania doprowadziły do chaosu, jaki nie miał chyba precedensu w historii świata. Nawet Stig Malm nie mógłby osiągnąć czegoś podobnego.

Zadzwonił telefon.

– Beck, słucham.

– Cześć – przywitał się szef policji, porządkowej. – Przejrzałeś dokumenty, które ci wysłałem?

– Tak, właśnie nad nimi siedziałem.

– Jak widzisz, w ciągu tych dwóch dni będzie brakowało policji porządkowej w innych rejonach kraju.

– Rozumiem.

– Chcę tylko, żebyś miał tego świadomość.

– To właściwie nie jest moja sprawa. Zapytaj naczelnego komendanta, czy ma tego świadomość.

– Okej, zadzwonię do Malma.

Rönn wszedł z okularami do czytania zsuniętymi na czubek czerwonego nosa i papierem w ręce.

– To ta lista SK, którą znalazłem na moim biurku.

– Ma leżeć w moim koszu na listy – rzekł Gunvald Larsson. – Połóż ją tam. Kto do diabła w ogóle ją przeniósł?

– Nie ja – odrzekł Rönn.

– Co to za lista? – zapytał Martin Beck.

– Ludzie, którzy powinni zostać na komisariacie – powiedział Gunvald Larsson. – Siedzieć w dyżurce i grać w kółko i krzyżyk, jeśli rozumiesz, co mam na myśli.

Martin Beck wziął listę z ręki Rönna i popatrzył na nią. Od góry figurowały na niej nazwiska, których się spodziewał.

Lista SK:

Bo Zachrisson

Kenneth Kvastmo

Karl Kristiansson

Victor Paulsson

Aldor Gustavsson

Richard Ullholm

I tak dalej.

– Świetnie rozumiem – stwierdził. – Służba na komisariacie wydaje się w odniesieniu do nich rozsądnym pomysłem. Ale co właściwie znaczy SK?

– Szczególni kretyni – odpowiedział Gunvald Larsson. – Nie chciałem się wyrażać zbyt bezpośrednio.

Weszli do większego pokoju, gdzie swoje biurka mieli Rönn i Melander. Przykleili już taśmą do ściany dużą odbitkę planu miasta i wyrysowali wstępną drogę kolumny.

Jak zwykle w centralach tego typu panowały tu hałas i zamieszanie.

Telefon dzwonił bez przerwy i od czasu do czasu wchodzili jacyś ludzie, zostawiając wewnętrzne wiadomości w perforowanych brązowych kopertach.

Do tego Melander rozmawiał przez telefon, nie wyjmując fajki z ust.

– Tak. Właśnie wszedł – potwierdził.

Podał w milczeniu słuchawkę Martinowi Beckowi.

– Beck, słucham.

– Dobrze, że cię złapałem – stwierdził Stig Malm.

– Aha.

– Gratuluję swoją drogą fantastycznego rozwiązania sprawy morderstwa Petrusa.

Trochę późno. I przesadnie sformułowane.

– Dziękuję – odrzekł Martin Beck. – W rzeczy samej to głównie dzięki bystrości Åsy i Benny’ego. Zwłaszcza Åsy.