– Rebecka Lind popełniła morderstwo i oczywiście nie mogę się sprzeciwić aresztowaniu. Ja też wnoszę o badanie psychiatryczne, ale z zupełnie innych powodów niż prokurator. Żywię mianowicie nieśmiałą nadzieję, że lekarze, w których ręce zostanie przekazana, dojdą do tego samego wniosku i przekonania co ja, to znaczy, że jest mądrzejsza i bardziej prawomyślna niż większość z nas. W takim wypadku można ją postawić przed sądem i istnieje niewielka szansa, że jej sprawa zostanie rozpatrzona w sposób godny państwa prawa, Niestety, moje nadzieje nie są zbyt duże.
Usiadł z powrotem, beknął i spojrzal ze smutkiem na swoje zaniedbane paznokcie.
Niespełna trzydzieści sekund zajęło sędziemu stwierdzenie, że Rebecka Lind jest aresztowana i zostanie przewieziona do zakładu psychiatrii sądowej na kompleksowe badanie psychiatryczne.
Hedobald Braxén miał rację. Badania psychiatryczne trwały prawie dziesięć miesięcy i po ich zakończeniu została przewieziona do szpitala na oddział zamknięty.
W trzy miesiące później odebrała sobie życie, rzucając się na ścianę z taką siłą, że pękła jej czaszka.
W statystyce odnotowano jej śmierć jako nieszczęśliwy wypadek.
Rozdział 26
Odnalezienie właściwej wypożyczalni samochodów zajęło Einarowi Rönnowi i Benny’emu Skackemu trochę ponad tydzień. Heydt nie zwrócił się do żadnej z dużych, znanych firm jak Hertz czy Avis, tylko wyszukał jakąś małą prywatną.
Wypożyczony przez niego samochód był zwyczajnej marki, dokładnie mówiąc – opel rekord. Był zielony, a numer rejestracyjny tworzył kombinację FAK 311. Można było się domyślić z dość dużą pewnością, że Heydt szybko zmienił tablice. Wypożyczył wóz na nazwisko Andrew Black i musiał również podać właścicielowi firmy jakiś adres. Ponieważ słabo znał siatkę sztokholmskich ulic, podał numer domu przy ulicy w rejonie Tanto, to znaczy w tej samej dzielnicy, w której mieszkał wtedy z dwoma Japończykami. Wprawdzie były to inny numer domu i inna ulica, ale Skackemu i Rönnowi wystarczyło następnych osiem dni, by przejść kolejno przez wszystkie domy, pytając o samochód i pokazując słynną fotografię.
Metoda była niezawodna i wkrótce ryba połknęła haczyk.
– Przepraszam, czy widziała pani przypadkiem tego mężczyzną? – zapytał Benny Skacke mniej więcej osiemset pięćdziesiąty raz i pokazał swoją legitymację.
– Oczywiście – potwierdziła kobieta, która otworzyła. – Miał zielony samochód i mieszkał w tym domu. Na jedenastym piętrze, z dwoma Japończykami. Oni zresztą nadal tu mieszkają. Jeden mały, a drugi okropnie duży. Ale mężczyzna z fotografii wyjechał stąd jakieś trzy tygodnie temu. Wszyscy byli bardzo mili i uprzejmi, kiedy spotykało się ich w windzie. Biznesmeni. To ich mieszkanie firmowe.
– Czyli Japończycy nadal tu mieszkają – upewnił się Rönn.
– Tak, ale od dłuższego czasu nie wychodzą. Przedtem przynieśli do domu wielkie kartony z jedzeniem kupionym w supermarkecie koło przystanku autobusowego. Chyba były tam głównie konserwy.
Kobieta była z pewnością osobą bardzo spostrzegawczą albo, mówiąc prościej, okropnie wścibską. Skacke nie omieszkał zapytać:
– Czy może pani powiedzieć, od jak dawna nie widać żadnego z Japończyków na zewnątrz ani w windzie?
– Od tamtego okropnego morderstwa na Riddarholmen.
Plasnęła dłonią w czoło i sapnęła z nieskrywaną ciekawością:
– Nie sądzicie chyba…
– Nie, wcale nie – zaprzeczył szybko Rönn.
– Poza tym osoba, która to zrobiła, została od razu zatrzymana – dodał Skacke.
– No tak, oczywiście – rzekła kobieta. – Zresztą tamta dziewczyna nie mogłaby się przecież przebrać za dwóch Japończyków.
Potem dodała:
– Nie mam nic do tych dwóch żółtych. Do tego na fotografii też nie. Był naprawdę bardzo przystojny.
Od zamachu i zaskakującego morderstwa minęło siedemnaście dni, a kwatera główna miała teraz dwa twarde orzechy do zgryzienia.
Czy Heydt był nadal w kraju, czy udało mu się wyjechać?
Jak podejść do sprawy Japończyków, którzy na pewno są uzbrojeni po zęby i na pewno dostali rozkaz, by stawić desperacki opór i w ostateczności raczej wysadzić siebie i ewentualnych aresztujących niż się poddać.
– Chcę wziąć tych drani żywcem – oświadczył Gunvald Larsson, wyglądając ponurym wzrokiem przez okno.
– Myślisz, że to była cała grupa terrorystyczna? – zapytał Skacke. – Ci dwaj i Heydt?
– Prawdopodobnie było ich czterech – stwierdził Martin Beck. – A ten czwarty pewnie już zwiał.
– Dlaczego tak sądzisz? – dociekał Skacke.
– Nie wiem – odparł Martin Beck.
Często zgadywał trafnie, choć wielu nazywało to intuicją. Jednak zdaniem samego Martina Becka intuicja nie odgrywała żadnej roli w praktycznej pracy policyjnej. Wątpił nawet, czy coś takiego w ogóle istnieje.
Einar Rönn znajdował się w rejonie Tanto, w mieszkaniu, które policja była zmuszona zarekwirować niemal przemocą, a w każdym razie za pomocą łapówki, dając jego lokatorom lokum i utrzymanie w jednym z luksusowych sztokholmskich hoteli.
Przed obserwacją z zewnątrz chroniła go firanka – nieprzejrzysta, dopóki nie zapalił światła czy zapałki. A tego nie zrobił. Rönn nie palił, a pół paczki papierosów duńskiej marki Prince, którą nosił w kieszeni marynarki, używał głównie do częstowania szczególnie uzależnionych od nikotyny przestępców.
W ciągu tych sześciu godzin widział Japończyków dwa razy przez swoją najwyższej jakości lornetkę. W obu przypadkach byli uzbrojeni w pistolety maszynowe, a Rönn zdobył się na spokojną refleksję, że wcale nie są do siebie podobni i stereotyp, że wszyscy Koreańczycy, Chińczycy i inni Azjaci wyglądają mniej więcej tak samo, jest tylko stereotypem – jak ten o Lapończykach i Cyganach – i niczym innym.
Odległość między domami wynosiła około czterystu metrów i gdyby Rönn był dobrym strzelcem, którym z pewnością nie był, i gdyby miał dobrą szybkostrzelną broń z celownikiem, mógłby unieszkodliwić jednego z mężczyzn, na przykład tego wysokiego, który pierwszy uchylił firankę.
Po dziesięciu godzinach Rönn został zluzowany. Był już dosyć zmęczony całą tą historią.
Benny Skacke, jego zmiennik, nie był zachwycony instrukcjami.
– Gunvald Larsson mówi, że mamy wziąć ich żywych – oznajmił cierpkim głosem. – Ale jak to zrobić?
– Cóż, Gunvald nie lubi zabijać ludzi – rzekł Rönn i ziewnął. – Nie byłeś na tym dachu przy Dalagatan prawie cztery lata temu?
– Nie, wtedy pracowałem w Malmö.
– Malmö – rzucił Rönn. – Miasto, w którym nawet intendenci policji są skorumpowani i gdzie policja kradnie powierzone im środki. Przyjemne miejsce.
Po chwili dodał pospiesznie:
– Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że ty miałeś z tym coś wspólnego. Nie oczywiście, że nie.
Włożył płaszcz i skierował się do drzwi. Przed wyjściem przypomniał:
– Nie dotykaj firanki.
– Wiem. To oczywiste.
– A gdyby działo się coś ważnego, dzwoń od razu na ten numer na kartce. Połączą cię bezpośrednio z Beckiem albo z Gunvaldem.
– Śpij dobrze – życzył mu Skacke.
Sam miał przed sobą dziesięć godzin przypuszczalnie bezowocnego czuwania.
Japończycy najwyraźniej poszli w końcu spać, ale lampa nadal się paliła, co wskazywało na to, że śpią na zmianę. Benny Skacke uświadomił to sobie tuż po północy, kiedy po raz pierwszy zobaczył jednego z tych, których pilnował.
To był mniejszy z Japończyków, który przy słabym oświetleniu odsunął firankę i zlustrował okolicę. Nie zobaczył chyba niczego ciekawego, ale Skacke miał dobrą nocną lornetkę i widział wyraźnie pistolet maszynowy spoczywający w zgięciu prawego łokcia mężczyzny. Skacke pomyślał, że Japończycy muszą pilnować obu stron, podczas gdy policja może się ograniczyć do obstawienia jednej strony budynku, z wejściem głównym i do piwnic.