Выбрать главу

Weszli na niebieski jeden, gdzie stacjonowały dalsze siły Unii, i wkroczyli na rampę awaryjną… tu też leżeli zabici, trupy, między którymi musieli lawirować poruszając się pod górę rzędem. Wspinali się długo, od dziewiątego w górę, aż do zbitej grupy opancerzonych żołnierzy stojących tyłem do nich i zadzierających głowy. Wyżej nie mogli już wejść; dowódca eskorty skręcił w bok i wprowadził ich przez drzwi na drugi, do korytarza zajmowanego przez biura finansowe. Stała tam kolejna grupa żołnierzy i oficerów. Jeden z nich, posiwiały od środków odmładzających, z mnóstwem beretek na piersi, odwrócił się ku nim. Wstrząśnięty do głębi Damon rozpoznał mężczyzn stojących tuż za nim. Ayres z Ziemi.

I Dayin Jacoby. Gdyby miał w ręku pistolet, zastrzeliłby tego człowieka. Nie miał go jednak. Zatrzymał się patrząc mu prosto w oczy, a twarz Jacoby’ego przybrała barwę szkarłatu.

— Pan Konstantin — przywitał go oficer.

— Kapitan Azov? — domyślił się po odznaczeniach. Azov wyciągnął rękę. Damon uścisnął ją z goryczą.

— Major Talley — powiedział Azov i podał rękę Joshowi. Josh odpowiedział na ten powitalny gest. — Cieszę się, że znowu pana widzę.

— Sir — bąknął Josh.

— Czy informacje Mallory są prawdziwe? Czy Mazian wycofał się na Sol?

Josh skinął głową.

— To nie podstęp, sir. Sądzę, że to prawda.

— Co z Gabrielem?

— Nie żyje, sir. Zastrzelony przez Mazianowców.

Azov pokiwał głową marszcząc czoło i spojrzał znowu prosto na Damona.

— Daję panu szansę — powiedział. — Czy uważa pan, że zdoła zaprowadzić porządek na tej stacji?

— Spróbuję — odparł Damon — jeśli wpuści mnie pan tam na górę.

— Z tym właśnie mamy aktualnie problem — powiedział Azov.

— Sami nie możemy się tam zostać. Tubylcy zabarykadowali drzwi. Trudno zgadnąć, jakie szkody tam wyrządzili, ani do jakiej może dojść z nimi strzelaniny.

Damon pokiwał powoli głową oglądając się na drzwi prowadzące na rampę.

— Josh pójdzie ze mną — powiedział. — Tylko my dwaj. Zaprowadzę wam spokój na Pell. Pańscy żołnierze mogą wejść za nami… kiedy się uspokoi. Jeśli padnie chociaż jeden strzał, możecie stracić tę stację, a nie chcielibyście tego na obecnym etapie, prawda?

— Nie — przyznał Azov. — Nie chcielibyśmy tego.

Damon skinął głową i ruszył do drzwi. Josh szedł obok niego. Głośnik za ich plecami zaczął odwoływać żołnierzy, którzy posłuszni wezwaniu wybiegali przez drzwi z rampy na korytarz. Damon z Joshem, mijając ich, wyszli na rampę i ruszyli pod górę. Na szczycie było pusto; drzwi do niebieskiego jeden pozostawały zamknięte. Damon nacisnął przycisk; nie działał. Otworzył drzwi ręcznie.

Za nimi, tuląc się do siebie, siedziełi Dołowcy, zbita masa wypełniająca korytarze główny i boczne. „Człowiek-Konstantin!” wykrzyknął jeden gramoląc się pośpiesznie na nogi; był ranny, jak wielu tutaj; z ran od poparzeń sączyła się krew. Zerwali się teraz wszyscy wyciągając ręce do wchodzącego Damona, żeby dotknąć jego dłoni, jego ciała; podskakiwali przy tym z zachwytu, wołali coś i popiskiwali w swoim języku.

Przeszedł między nimi, a Josh posuwał się cały czas tuż za nim przez ten rozhisteryzowany tłum. Za szybami, w centrum sterowania było ich więcej; siedzieli na podłodze, na blatach, cisnęli się w każdej dostępnej niszy. Dotarł do drzwi i zastukał w szybę. Twarze hisa uniosły się, spojrzały na niego poważne; spokojne oczy… które nagle pojaśniały. Dołowcy zerwali się na równe nogi, zaczęli tańczyć i podskakiwać, wydając z siebie dzikie okrzyki wyciszane jednak przez szkło.

— Otwórzcie drzwi — zawołał do nich.

Nie mogli go usłyszeć, ale pokazał na wyłącznik, który zablokowali od wewnątrz.

Jeden z nich nacisnął klawisz. Damon wszedł pomiędzy rozradowanych hisa dotykany zewsząd i przytulany, sam dotykając ich w odpowiedzi i nagle poczuł, że czyjaś ręka zaciska się znacząco na jego dłoni i przyciska ją do włochatej piersi.

— Ja Satyna — przemówiła do niego hisa uśmiechając się. Moje oczy ciepłe, ciepłe, człowiek-Konstantin.

Z drugiej strony stał Niebieskozęby. Ten szeroki uśmiech i zmierzwione futro znał dobrze i przytulił do siebie Dołowca.

— Twoja matka przysłać — powiedział Niebieskozęby. Ona być dobrze, człowiek-Konstantin. Ona mówić zamknąć drzwi zostać tutaj nie ruszać się, zrobić oni posłać znaleźć człowiek-Konstantin, zrobić wszyscy dobrze na Nadwyże.

Zaparło mu dech w piersiach. Dotknął włochatych ciał i ruszył do konsoli centralnej. Josh postępował za nim. Leżały tu na podłodze ludzkie ciała. Był między nimi Jon Lukas z raną postrzałową głowy. Damon zasiadł za pulpitem głównym i zaczął naciskać klawisze uruchamiające systemy… wyjął z kieszeni szpulę z taśmą i zawahał się.

Prezent od Mallory. Dla Pell. Dla Unii. Taśma mogła zawierać cokolwiek — pułapki dla Unii… program wyzwalający proces ostatecznego zniszczenia…

Przejechał ręką po twarzy, zdecydował się w końcu i wsunął rozbiegówkę w szczelinę czytnika. Maszyna wessała ją i nie było już odwrotu.

Pulpity zaczęły ożywać, lampki zamrugały zielenią. Nastąpiło poruszenie wśród hisa. Spojrzał w górę na szybę, w której odbijali się żołnierze stojący w drzwiach z opuszczonymi karabinami. Zobaczył też Josha, który stał za jego plecami i teraz odwrócił się twarzą do żołnierzy.

— Zostańcie tam, gdzie jesteście — warknął do nich Josh.

Posłuchali go, ale karabiny nadal trzymali opuszczone. Może to dzięki tej twarzy, temu spojrzeniu człowieka z fabryki ludzi Unii; a może dzięki głosowi, który nie znosił sprzeciwu. Josh odwrócił się znowu plecami do nich i zastygł z rękoma na oparciu fotela Damona.

Damon kontynuował pracę; po chwili posłał jeszcze jedno spojrzenie na szybę odbijającą to, co działo się za nim.

— Potrzebny mi technik od komunikatom — powiedział. Ktoś, kto będzie mówił przez kanały publiczne. Znajdź mi kogoś z akcentem z Pell. Idzie dobrze. Zniszczyli część zawartości pamięci, zamącili trochę w rejestrach… ale tak właściwie to nie są nam do niczego potrzebne, prawda?

— Nie poznają ani jednego nazwiska z tego drugiego — powiedział cicho Josh. — Mam rację?

— Nie poznają — przytaknął. Adrenalina, która dotąd pomagała mu funkcjonować, zaczynała się zużywać. Stwierdził, że trzęsą mu się ręce; spojrzał w bok na technika Uniowca sadowiącego się koło niego. — Nie — powiedział, wstał i ruszył w jego stronę, żeby zaprotestować.

Żołnierze skierowali na niego lufy karabinów.

— Stać — rzucił Josh i oficer dowodzący oddziałem zawahał się. Wtedy Josh sam zerknął w bok i cofnął się o krok. W drzwiach pojawił się ktoś jeszcze. Azov ze swoją świtą.

— Prywatny komunikat, panie Konstantin?

— Muszę skierować brygady robocze do ich zajęć — wyjaśnił Damon. — Posłuchają tylko głosu, który znają.