Выбрать главу

– Słucham?

– W czasie ostatniej naszej rozmowy twierdziła pani, iż od dłuższego czasu nic używała pani swego wozu,

– Twierdziłam zgodnie z prawdą. Jak mówiłam, od dnia tego wypadku pod Wilanowem nie siedziałam za kierownicą.

– Czy możliwe, że ktoś inny korzystał z pani wozu?

– Nie. Ja nikomu wozu nie pożyczałam. Downar był wyraźnie zatroskany.

– Hm… Sprawa się trochę komplikuje. Bo czym w takim razie można wytłumaczyć fakt, że zwłoki doktora Rodeckiego zostały przywiezione na Czerniakowską pani wozem?

Zerwała się z krzesła.

– Niemożliwe!

– Niechże pani siada – Downar nie tracił spokoju. – I proszę przyjąć do wiadomości, że ja nie rzucam słów, ot tak sobie, na wiatr. To, co powiedziałem, zostało stwierdzone przez naszych najlepszych specjalistów. Sprawa nie budzi żadnych wątpliwości. To był pani opel.

– Ale w jaki sposób?! Ja…

– Czemu się pani tak denerwuje? Przecież ja nie oskarżam pani, przynajmniej na razie, o tę zbrodnię. Przyszliśmy tutaj, żeby się wspólnie zastanowić nad tym, kto mógł ewentualnie pożyczyć sobie pani wóz. Może pan Tarkowski?

– Skądże! Po pierwsze Edward ma swojego fiata, a po drugie bardzo nie lubi jeździć moim oplem.

– A kto oprócz pani nim jeździ? Może ktoś ze znajomych albo z rodziny.

– Kiedyś zdarzało się, że przejechał się nim Waldek, ale od dawna nie daję mu wozu. Po wariacku prowadzi. Narwany chłopak.

– Kto to jest Waldek?

– Mój brat,

– Ma klucz od garażu?

– Miał. Odebrałam mu.

– Czym się brat zajmuje?

– Szczerze mówiąc, w tej chwili właściwe nic nie robi. Mamy z nim kłopot.

– Z czego się utrzymuje?

– Mieszka u rodziców. Rok był na politechnice, ale następnego już nie zaliczył. Po prostu nie chce mu się uczyć. Ma zdawać na dziennikarkę. Może tam wytrwa.

– Chciałbym się z nim skontaktować. Jaki jest adres pani rodziców?

– Waldka nie ma teraz w Warszawie.

– A gdzie jest?

– Pojechał do Zakopanego, na narty

– Dawno?

– Przed świętami. Za parę dni powinien wrócić. Mówił mi, że będzie po Trzech Królach.

– Pewnie pojechał z kolegami.

– Oczywiście. Całą paczką. '

– Czy może mi pani podać nazwiska tych kolegów?

– Dokładnie nie wiem, z kim Waldek się wybrał. Myślę, że z Zenkiem Kowierskim. Oni się zawsze razem trzymają. Ale innych nie znam.

– Od dawna przyjaźnią się z Kowierskim?

– O, tak. Zaprzyjaźnili się jeszcze w liceum. Zdawali razem maturę.

– Zapewne brat ma jakąś narzeczoną czy przyjaciółkę?

– Zgadł pan. Jak że by taki przystojny chłopak nie miał dziewczyny?

– Patrząc na panią, nie wątpię, że brat jest bardzo przystojnym młodym człowiekiem – powiedział Downar.

Uśmiechnęła się.

– A ja, patrząc na pana, nie sądziłam, że posłyszę taki komplement.

– Czyżbym robił wrażenie mężczyzny, który nie potrafi powiedzieć pięknej kobiecie coś miłego?

– Tego nie twierdzę. Ale jest pan osobą urzędowa, a osoby urzędowe nie mają zwyczaju prawić komplementów.

Teraz uśmiechnął się Downar.

– Być może, że jestem nietypową osobą urzędową, Wróćmy jednak do tematu naszej rozmowy. Chciałbym się czegoś dowiedzieć o przyjaciółce pani brata.

– Nie bardzo rozumiem, dlaczego pana interesuje Waldka dziewczyna?

– Interesują mnie rozmaite sprawy, a młode i ładne dziewczyny specjalnie. Mogłaby mi pani podać jej nazwisko?

Wzruszyła ramionami.

– To nie żaden sekret. Mierzycka, Grażyna Mierzycka.

– Gdzie mieszka?

– Nie znam dokładnego adresu. Mieszka z rodzicami, zdaje się, że na Fabrycznej. Jej ojciec jest jakimś inżynierem. Przyznam się panu, że specjalnie się tymi sprawami nie interesuję. Waldek dość często zmienia sympatie. Z tą Grażyną wyjątkowo długo to się ciągnie. Boję się nawet, żeby się w końcu nie ożenił.

– Dlaczego pani się tego boi?

– Byłoby lepiej, żeby przedtem coś skończył. Musi przecież mieć jukiś fach w ręku.

Downar skinął głową.

– No tak, oczywiście. Chciałbym jeszcze panią prosić o adres rodziców.

– O, widzę, że ogromnie się pan interesuje moją rodziną. Mogę zapewnić, że ani mój ojciec, ani moja matka nie mają nicwspólnego z zamordowaniem doktora Rodeckiego.

– Nic wątpię w to.

* * *

Pani Rodecka nie zmieniła swojej postawy. Tak jak podczas pierwszej rozmowy była sztywna, oficjalna, małomówna. Wszystkie próby Downara, aby wytworzyć swobodniejszy, bardziej bezpośredni nastrój, spełzły na niczym.

Starzeję się – myślał przygnębiony. -Już nie potrafię sobie radzić z kobietami.

– Przepraszam, że panią niepokoję, ale chciałbym prosić o jeszcze parę drobnych informacji.

– Słucham?

– Czy pani mąż, wychodząc wtedy z domu, miał na ręku zegarek?

– Myślę, że tak. Nie zostawił w domu zegarka. Byłabym go przecież znalazła.

– A jaki to był zegarek?

– „Longinc".

– Złoty?

– Tak.

– Nie było w tym zegarku czegoś charakterystycznego? Może jakiś napis?

– Owszem. Na drugiej kopercie kazałam wyryć maleńki monogram. Ten zegarek podarowałam kiedyś mężowi na imieniny. To było dawno.

– Mąż nosił obrączkę albo jakiś pierścionek?

– Nie. Nie lubił nosić nic na palcach. Twierdził, że przeszkadza mu to przy operacji.

– Czy mogłaby pani zatelefonować do doktora Kowierskiego?

– Nie rozumiem… Po co? Nie mam do niego żadnego interesu, a poza tym o tej porze na pewno nie zastanę go w domu.

– To nic nie szkodzi. Odezwie się gosposia.

Chciałbym, żeby pani chwilę z nią porozmawiała, Chodzi mi po prostu o to, by mieć całkowitą pewność, że to nie ona telefonowała tamtej nocy. Rodecka nieznacznie wzruszyła ramionami.

– Nie ma to chyba wielkiego sensu, ale jeżeli pan sobie życzy… – Podeszła do telefonu i nakręciła numer. Tak jak przewidywał Downar, odezwała się gosposia. Rodecka zamieniła z nią kilka słów, a następnie odłożyła słuchawkę.

– Nie, proszę pana, to na pewno nie ona telefonowała wtedy w nocy.

– Bez żadnych wątpliwości? – upewnił się Downar.

– Z pewnością nie ona. Gosposia pana Kowierskiego ma dość charakterystyczny glos. Tamta kobieta miała dużo wyższy. Musiała być chyba młodsza.

Po wyjściu od Rodeckicj Downar wszedł do budki z automatem telefonicznym i nakręcił numer mieszkania Kowierskiego. Odebrała pani Anna. Przedstawił się i spytał:

– Czy ktoś telefonował dzisiaj do pana doktora?

– Tak, Pan Górnicki, pacjent. Powiedział, że nie będzie mógł przyjść.

– I nikt więcej?

– Niedawno telefonowała pani Rodecka. Pytała o pana doktora.

– Dobrze. Dziękuję. Aha, może mi pani jeszcze powie, gdzie mieszka ten pani bratanek, Michał Sołtysiak?

– Gdzieś w Leśnej Podkowie, ale dokładnie nie wiem. On często zmienia mieszkanie, nigdzie długo miejsca nic zagrzeje.

– A wie pani, jak się nazywa taksówkarz, który go wziął do spółki?

– Nie wiem, ale jak przyjdzie Michał, to mogę się go spytać. Tylko że on rzadko u mnie bywa.

– Proszę się tym nic kłopotać. Dziękuję pani.

* * *

Dozorca domu przy ulicy Fabrycznej, duże, ciężkie chłopisko, nie okazał się zbyt rozmowny. Chwilami tak coś mamrotał, że trudno go było zrozumieć. Wreszcie zniecierpliwiony Downar podniósł głos:

– Słuchajcie no, obywatelu! Oprzytomnijcie trochę, bo nie mogę się z wami dogadać. Upiliście się czy co, u diabla?