Выбрать главу

– Tak też sobie od razu pomyślałem – pokiwa! głową Olszewski. – Taksówkarz był solidnie zaskoczony.

Downar uśmiechnął się.

– Przypuszczał, że będziemy go prosili o zachowanie dyskrecji. Pamiętaj, załatw mi jutro z samego rana te fotografie. Zabiorę także ze sobą cały materiał daktyloskopijny. Może się przydać,

* * *

Downar źle spał. W przedziale było piekielnie gorąco, a staruszek, zajmujący środkowe posłanie, nic pozwolił otworzyć okna. Nie zgodził się nawet na maleńką szparkę, twierdząc, że przechodził niedawno grypę i nie może ryzykować przeziębienia.

Pociąg spóźnił się oczywiście prawie o dwie godziny, ale wreszcie dobrnął do zaśnieżonej stolicy Tatr.

Downar, który właśnie w ostatniej godzinie podróży zapadł w głęboki sen, ubrał się pośpiesznie i wysiadł prawie ostatni.

Ostre, górskie powietrze otrzeźwiło go. Odetchnął głęboko, zarzucił narty na ramię, dźwignął walizę i ruszył w kierunku wyjścia.

Po diabła zabrałem ze sobą tyle ciuchów? – myślał niezadowolony Nie mógł jednak przewidzieć, ile czasu będzie musiał tu spędzić, a chciał być przygotowany na każdą okazję. Dlatego też Oprócz strojów sportowych zapakował także i ubranie wizytowe.

Na postoju taksówek czekało dużo ludzi. Downar zrezygnował z mechanicznego pojazdu i wsiadł do sanek, zaprzężonych w.kudłatego, góralskiego konika. Kazał się zawieźć do „Orbisu".

Początkowo miał zamiar wziąć kąpiel i położyć się spać, ale pragnienie działania rozsadzało go. Gdzieś w podświadomości kryl się niepokój.

A może jego hipoteza jest z gruntu fałszywa? Może, wszystko to razem wzięte, nie ma najmniejszego sensu? Ostatecznie przesłanki rozumowe, na których opierał swoją koncepcję, były niesłychanie mgliste. Mogło być tak, ale równie dobrze mogło być zupełnie inaczej. Zasadniczo jego rozumowanie Wyglądało dosyć logicznie i miało wszelkie pozory prawdopodobieństwa, Downar był jednak zbyt doświadczonym człowiekiem, aby nic wiedzieć, że w podobnych wypadkach logika czasami całkowicie zawodzi, a życie płata figle, prowadząc do niespodziewanego i kompletnie alogicznego rozwiązania zagadki.-. Praktycznie rzecz biorąc, można było stworzyć sobie jeszcze, kilka prawdopodobnych koncepcji w tej sprawie.

Czuł, że nie zaśnie i mimo zmęczenia postanowił natychmiast przystąpić do akcji.

Zatelefonował do kapitana Świerczaka i poprosił, żeby odwiedził go w hotelu z zachowaniem wszystkich możliwych ostrożności. Wołał nie pokazywać się w komendzie.

Po upływie pół godziny rozległo się pukanie do drzwi. Wszedł Świerczak. W narciarskim stroju wyglądał raczej na trenera kadry olimpijskiej aniżeli na milicjanta.

Przywitali się serdecznie i Downar wskazał mu fotelik.

– Siadajcie, kolego. Dawno żeśmy się nic widzieli.

– No, właśnie – pokiwał głową Świerczak.- Nie przyjeżdżacie do Zakopanego. Zapominacie o nas.

Downar uśmiechnął się przyjacielsko.

– Przysięgam, że nie zapominam, a wprost przeciwnie, zawsze bardzo miłe wspominam wszystkie akcje przeprowadzane na waszym terenie. Po prostu ostatnio byłem zawalony robotą w Warszawie. Nigdzie się nie ruszałem, a jeżeli zrobiłem jakiś…wypad, to raczej w przeciwnym kierunku, nad morze. A co u was słychać?

– Po staremu. Pracy dużo, a ludzi ciągle za mało. Przy obecnym ruchu turystycznym powinienem. mieć przynajmniej dwa razy większy personel. Chłopcy pracują z poświęceniem, ale z jednego funkcjonariusza w żaden sposób nie da się zrobić dwóch czy trzech.

– Wszędzie podobna sytuacja – powiedział Downar. – U nas, w Warszawie, także ludzi brakuje. Może z czasem się to poprawi. Szkolimy przecież młode kadry. A nawiązując do naszej sprawy… O.- zdobyliście dla mnie jakieś informacje?

Świerczak sięgnął do kieszeni i położył na stoliku notatki i fotografie.

– Chodzi wam o Zenona Kowierskiego, Waldemara Grabińskiego i o Grażynę Mierzycką.

– Zgadza się – przytaknął Downar.

– Przeskrobali coś?

– Istnieją pewne dosyć poważne poszlaki, ale wiecie, jak to bywa z poszlakami. Może się w rezultacie okazać, że wszystko zupełnie inaczej wygląda. Dlatego należy działać bardzo ostrożnie.

– Jeżeli wy się nimi interesujecie, to jestem przekonany, że młodzi ludzie mają coś niecoś na sumieniu – uśmiechnął się Śwerczak.

– Co to za fotografie? – spytał Downar. – Podobizny waszych podopiecznych.

– O, pomyśleliście nawet i o tym. Bardzo dobrze. Będziemy mieli pewność, że nie zachodzi nieporozumienie. Czasami może się zdarzyć, że trafi się to samo imię i nazwisko – Downar obejrzał dokładnie zdjęcia. – To z białym niedźwiedziem zupełnie niezłe – uśmiechnął się. – Fotogeniczna dziewczyna. Jej amant też przystojny chłopak. A nie macie fotografii Zenona Kowierskiego?

– Nie. Tego chłopaka nie ma w Zakopanem. Chyba że mieszka gdzieś w okolicy, niemeldowany.

– Ciekawe – powiedział Downar. – I nie widuje się go z nimi?

– Nie. Ci dwoje chodzą razem, a Kowierski zniknął, wyjechał.

– Ale w ogóle był tutaj?

– Tak. Przyjechali we trójkę; Wynajęli początkowo dwa pokoje na Witkiewicza, tam zaraz za mostem. Pomieszkali kilka dni i wyprowadzili się.

– Ale są jeszcze w Zakopanem?

– Grabiński i Mierzycka – tak. Znaleźli sobie pokój niedaleko „Astorii". Wiecie; to ten dom literatów na Grunwaldzkiej.

– Wiem. Oczywiście. Mam nadzieję, żeście ich nie spłoszyli.

Świerczak poczuł się nieco dotknięty w swej zawodowej ambicji.

– Skądże! Działamy bardzo ostrożnie. Mogę was uspokoić, nie domyślają się, że są pod obserwacją.

– Kiedy tu przyjechali?

– Dwudziestego pierwszego grudnia. Posiedzieli na Witkiewicza, u tej Wójcikowej, do dwudziestego siódmego. Następnie, Grabiński i Mierzycka wyskoczyli na dwudniową wycieczkę na Bukowinę, a Kowierski pojechał do Krakowa. Ci dwoje wrócili do Zakopanego, a Kowierski już się tu nie pokazał.

– Skąd macie te wszystkie wiadomości?

– Od Wójcikowej, która im wynajmowała pokoje. Jeden z naszych ludzi poszedł do niej, ucharakteryzowany na listonosza. Udawał, że przyniósł dla nich pocztę i babka opowiedziała mu to wszystko. Nie ma oczywiście żadnej pewności, czy to nie łgarstwa.

– O, właśnie – podchwycił Downar. – Ja nawet mam całkowitą pewność, że to są łgarstwa.

– Może przesłuchać tych dwoje? – zaproponował Świerczak. – Zaprosimy ich do komendy i porozmawiamy. Niech powiedzą, gdzie byli na Bukowinie, dokąd naprawdę pojechał Kowierski. Ja pogadam sobie z amantem, wy z tą gwiazdką filmową. To przecież nie są zawodowcy. Sypną się raz, drugi i gotowe.

Downar potrząsnął głową.

– Nie. Nie chciałbym jeszcze iść na całego. Będę z wami zupełnie szczery. Po pierwsze nie jestem na sto procent pewien mojej hipotezy, a po drugie boję się ich za wcześnie spłoszyć. To mogłoby wypaść niezbyt zręcznie, tym hardziej że nie wiemy, co się stało z Kowierskim.

– Więc co proponujecie?

Downar wstał i przeszedł się po pokoju.

– No cóż… muszę z nimi nawiązać kontakt – powiedział po chwili.

– W jakim charakterze?'

– Właśnie… W jakim charakterze? Wiecie co? Mam pewien pomysł. Ja dość dobrze mówię po niemiecku. Jak byście się zapatrywali na to, żebym zaczął występować w charakterze niemieckiego turysty, który przyjechał do Zakopanego na narty?

Na twarzy Świerczaka odmalowało się zainteresowanie.

– To jest myśl. Niemców tu mamy w sezonie do cholery i trochę, tanio im się kalkuluje.