– Czy takie rzeczy czasami się zdarzały? Czy doktor Kowierski wzywał już kiedyś pani męża?
– Nic. Nigdy, byłam zaskoczona. Olszewski skrzętnie notował przebieg rozmowy.
Po krótkiej chwili znowu spytał:
– Pani mąż miał broń?
– Miał pistolet.
– Nosił go przy sobie?
– Tak, Od czasu tej historii z chuliganami.
– Napadli męża?
– Tak. Kiedy wracał nocą ze szpitala.
– T jak to się skończyło?
– Mąż był bardzo silnym, wysportowanym mężczyzną. Doszło do bójki. Na szczęście nadjechał milicyjny, radiowóz i tamci uciekli. Odtąd Karol nosił przy sobie pistolet, szczególnie jeżeli wychodził gdzieś późnym wieczorem.
– Czy ostatniej nocy, także zabrał ze sobą broń?
– Tego nie wiem, ale myślę, że tak.
– Chciałbym, żeby pani po powrocie do domu sprawdziła, czy pistolet męża leży na swoim miejscu. I proszę do mnie zatelefonować…
– Oczywiście. Nie ma pan już więcej pytań? Olszewski wstał.
– Na razie to wszystko. Dziękuje pani.
Pułkownik Leśniewski był w złym nastroju. Nie silił się na żartobliwy ton, nie opowiedział żadnego kawału, nawet nic kazał podać kawy. Od razu przystąpił do rzeczy.
– Siadaj. Jak z rym napadem w Żyrardowie?
– Śledztwo w toku.
Masz już coś konkretnego w lej sprawię?
Downar potrząsnął głową.
– Nic, Jest trochę poszlak, ale wszystko jeszcze zupełnie płynne. Sprawdzamy ludzi. To trwa, sporo bandziorów, w okolicy nie ma alibi.
– Co z sierżantem? – spytał Leśniewski.
– W szpitalu. Stan dosyć ciężki, ale lekarze twierdzą, że się wyliże. Silny chłop.
– Słuchaj, Stefan… – Leśniewski uderzył dłonią o blat biurka. – Musimy z tym skończyć! Dwa napady z bronią w ręku w ciągu ostatniego miesiąca. To nie żarły. A teraz znowu zabójstwo Rodeckiego.
– Rodecki? Co ty mówisz? Ten chirurg?
– Tak. Karol Rodecki. Zeszk*j nocy zoslał zastrzelony. Nic słyszałeś o tym?'
– Nic. Wiesz przecież, że dopiero przed godziną wróciłem z Żyrardowa. Kto prowadzi śledztwo?
– Na razie Olszewski. Chciałbym, żebyś się włączył…,
– Nie dam rady – powiedział Downar. – Mam dosyć swojej roboty.
– Tamto przejmie od ciebie kto inny, może Walczak, bardzo mi zależy, żebyś wziął w swoje ręce sprawę Rodeckiego. Nie jest wykluczone, że…
– Przypuszczasz, że to ci sami sprawcy? Leśniewski wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Myślę jednak, że musimy wziąć pod uwagę taką ewentualność. We wszystkich trzech wypadkach użycie broni palnej. Sprawdziłeś szpitale i spółdzielnie lekarskie?''
– Oczywiście, Nikt nie słyszał o opatrywaniu rany postrzałowej.
– Ale ten sierżant twierdzi, że trafił jednego z nich.
– Tak. To jest zgodne z prawdą. Znaleźliśmy ślady krwi. Moim zdaniem istnieją dwie ewentualności: albo bandzior został zastrzelony i kumple zakopali czy też ukryli gdzieś ciało, albo rana była zupełnie powierzchowna. Nie odważyliby się zawieźć go do szpitala. Za duże ryzyko.
– Sądzę, że masz rację – powiedział Leśniewski i zamyślił się. – Sami mogli mu opatrzyć ranę – dodał po chwili. – No cóż… Na razie te teoretyczne rozważania nic nam nie dadzą. Powtarzam: chciałbym, żebyś natychmiast zajął się sprawą Rodeckiego. Sądząc z tego, co mi mówił Olszewski, zbrodnia nie wygląda tak prosto, jakby się to mogło w pierwszej chwili wydawać. Pozornie wszystko przemawia za zabójstwem na tle rabunkowym, ale…
– Gdzie znaleziono ciało?
– Na Czerniakowskiej, niedaleko Szwoleżerów. Są tam podobno jakieś krzaki.
– A gdzie on mieszkał?
– W alei Wyzwolenia.
– Z alei Wyzwolenia powlókł się w nocy na Czerniakowską? Po jakiego diabla?
Leśniewski wzruszył ramionami.
– Tego nie wiem. Olszewski przypuszcza, że ciało zostało tam przywiezione wozem.
Downar wsiał.
– Ko cóż… Nie pozostaje mi nic innego, jak porozumieć się z kolegą Olszewskim, a następnie odwiedzić wdowę. Przyznam ci się, że bardzo nie lubię rozmawiać z wdowami.
Dla zachęty zdradzę ci, że ta wdowa podobno nie rozpacza i jest bardzo piękna.
– O! To interesujące.
Pani Rodccka była trochę zaskoczona. Nie spodziewała się wizyty milicji w domu.
Downar przedstawił się, pokazał legitymację służbowi), po czym wyjaśnił, że przejmuje prowadzenie dochodzenia i chciałby prosić o dodatkowe informacje.
– Przykro mi, że muszę panią znowu niepokoić -- powiedział bardzo uprzejmie – ale w tej smutnej sprawie jest parę szczegółów, wymagających nieco szerszego omówienia.-
– Jestem do pańskiej dyspozycji.
Downar nie speszył się oficjalnym tonem, jakim Rodecka wypowiedziała te słowa, ani zimną, niechętną postawą wdowy. Znał dobrze tego rodzaju pozy i niełatwo było "zbić go z tropu. Po prostu udał, że niczego nie zauważył i zachowywał się tak, jakby został przyjęty niezwykle serdecznie.
– Przede wszystkim niech mi wolno będzie złożyć pani wyrazy współczucia, Rozumiem, jaki to straszny cios, jakie zaskoczenie…
– Dziękuję panu – przerwała te uprzejmości. – Jakich informacji oczekuje zatem pan ode mnie?
Nie było sensu bawić się w dłuższe ceregiele. Downar postanowił od razu przystąpić do akcji.
– Z tego, co mówił mi kolega, wynika, że mąż pani wrócił do domu około dwudziestej pierwszej.
– Tak.
– W jakim był nastroju?
– Nie rozumiem pytania. O co panu właściwie chodzi?
– Pytanie jest chyba zupełnie proste – uśmiechnął się Downar. – Chciałbym wiedzieć, czy pani mąż po powrocie do domu był wesoły, smutny, zły czy też może zdenerwowany?
– Był bardzo zdenerwowany.
– Znany jest pani powód tego zdenerwowania?
– Tak, ale wolałabym nie mówić na ten temat To przecież nie jest istotne.
Downar znowu się uśmiechnął.
– Widzi pani… Ja już bardzo dawno pracuję w tym zawodzie i w takich sytuacjach nigdy nie zadaję pytań, które nic są istotne, Rozumiem, że pani przeżyła ogromny szok i dlatego pragnę ograniczyć naszą rozmowę do koniecznego minimum, t
– Wydaje mi się, że już wszystko opowiedziałam temu panu w komendzie.
Downar potrząsnął głową.
– To było tylko wstępne przesłuchanie. Mnie w tej chwili są potrzebne bliższe szczegóły. Bardzo proszę, żeby mi pani wyjaśniła, dlaczego pan doktor Rodecki wrócił do domu zdenerwowany.
– Zerwał ze swoją przyjaciółką – oznajmiła sucho, wyjmując jednocześnie z torebki papierosy.
Downar wstał i podał jej ogień. Następnie wrócił na miejsce. Przez chwilę milczał, przyglądając się z uwagą swoim paznokciom.
– Jest mi ogromnie przykro, że muszę z panią rozmawiać o takich drażliwych sprawach, ale są to dosyć istotne dla śledztwa szczegóły.,Od jak dawna wiedziała pani, że mąż ma przyjaciółkę?
– Sprawa ciągnęła się dość długo, przeszło dwa lata.
– Zna pani tę kobietę?
– Tak. Widziałam ją ze dwa razy.
– Czy wystąpiła pani o rozwód?
– Nie.
– Więc pani akceptowała ten stan rzeczy?
– Było mi to zupełnie obojętne.
– I nie dążyła pani do zlikwidowania małżeństwa?
– Nie było to nam potrzebne; ani mnie, ani mojemu mężowi. Nasze wzajemne stosunki ułożyły się od dawna na zupełnie innej płaszczyźnie. Każde z nas prowadziło oddzielne życie. Łączyły nas wyłącznie więzy dawnej zażyłości, przyjaźni…
– z tego wynika, że pani nie miała żalu do męża o to, że żył z inną kobietą.