Выбрать главу

Energicznie potrząsnęła głową.

– Nie, nie, niech pan tego nie robi. Downar spojrzał pytająco.

– Wiec?

Końcem języka zwilżyła spierzchnięte wargi.

– To są moje prywiatne sprawy, ale trudno… Widzę, że muszę,,… No więc dobrze… Tak. Pojawił się w moim życiu inny mężczyzna i dlatego…

– I dlatego wczoraj wieczorem pomiędzy panią a doktorem Rodeckim doszło do ostrej wymiany zdań.

W dużych, ciemnych oczach pojawiło się przerażenie, jakby dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę z tego dokąd zmierza ta rozmowa.

– Jezus Maria! Pan myśli, że… Ja tego nie zrobiłam! Przysięgam!

– Tylko bardzo proszę bez histerii – powiedział spokojnie Downar. – Zostało popełnione morderstwo. Prowadzę dochodzenie w tej sprawie. Proszę się nie dziwić, że pragnę znać wszystkie szczegóły, dotyczące osoby doktora Rodeckiego i jego najbliższego otoczenia. Czy dopiero wczoraj doktor Rodecki zorientował się, że pani jest zainteresowana innym mężczyzną?

– Tak.

– Odwiedził panią niespodziewanie i zastał tutaj tego pana. Czy moje przypuszczenia są zgodne z prawdą?

– Tak – powiedziała bardzo cicho.

– Jak się nazywa pani obecny przyjaciel?

– Nie powiem! – wybuchnęła. – Nie może mnie pan zmusić!

Downar wstał, poszedł do kuchni i przyniósł szklankę wody.

– Proszę, niech się pani napije. Zachowuje się, pani jak małe dziecko. Przecież to nie ma najmniejszego sensu. W ten sposób pogarsza pani tylko swoją sytuację.

– Jaką sytuację? O jakiej sytuacji pan mówi? Wzruszył ramionami.

– Nie rozumiem. Albo pani rzeczywiście jest osobą tak nieprawdopodobnie naiwną, albo pani się zgrywa. Sytuacja chyba zupełnie wyraźna. Przyjeżdża do pani jej przyjaciel, doktor Rodecki, zastaje tutaj innego mężczyznę, dochodzi do awantury, a następnie około godziny dwudziestej pierwszej patrol milicyjny znajduje zwłoki Karola Rddeckiego. Czy rzeczywiście tak trudno dojrzeć pewien związek przyczynowo-skutkowy?

– Pan mnie podejrzewa?

– Ja prowadzę śledztwo i proszę mi wierzyć, że będzie o wiele lepiej dla pani, jeżeli szczerze i zwyczajnie odpowie pani na wszystkie moje pytania. A zatem, jak się nazywa pani obecny przyjaciel?

– Tarkowski.

– Imię.

– Edward.

– Czym się zajmuje? Gdzie pracuje?

– Pracuje w Centrali Handlu Zagranicznego

– Jaką ma funkcję?

– Jeździ jako ekspert.

– Czy dawno go pani poznała?

– Kilka miesięcy temu. Dokładnie nie pamiętam.

– I wczoraj pan Tarkowski przyszedł do pani?

– Tak.

– O której godzinie?

– Około siódmej wieczorem.

– A o której przyjechał pan Rodecki?

– Było już chyba po ósmej.

– Nie spodziewała się pani jego odwiedzin?

– Oczywiście, że nie! Wybierał się na parę dni do Wrocławia.

– Czy pani sądzi, że doktor Rodecki coś podejrzewał?

– Nie wiem. Możliwe.

– Przyjechał wozem?

– Chyba tak. Zawsze przyjeżdżał tym swoim moskwiczem.

– A pan Tarkowski?

– O, Edward ma włoskiego fiata.

– I przyjechał wczoraj do pani tym właśnie fiatem?

– Tak.

– O ile mi wiadomo, pani pracuje w Ministerstwie Handlu Zagranicznego

– Tak.

– Czy ma pani także swój własny wóz?

– Owszem.

– Jakiej marki?

– Opel.

– O! – zdziwił się Downar. – To raczej kosztowna maszyna. Musi pani dobrze zarabiać w tym ministerstwie.

– Wóz dostałam w prezencie od jednego mojego przyjaciela, który mieszka stale w Londynie.

Downar z uznaniem pokiwał głową.

– Można pogratulować tak hojnego przyjaciela. Ale odbiegliśmy trochę od właściwego tematu. Chciałbym prosić, żeby mi pani opowiedziała możliwie dokładnie, jak to wszystko tutaj odbyło się wczoraj wieczorem. Więc pan Tarkowski przyszedł około siódmej, a doktor Rodecki parę minut po ósmej.

– Tak.

– I co było dalej?

– Och. doszło do straszliwej sceny Karol wyjął pistolet. Już myślałam, że strzeli do Edwarda. Chwyciłam go za rękę. Błagałam, żeby się uspokoił. Przez ten czas Edward pośpiesznie się ubrał. Nic zdążył nawet włożyć koszuli. Na podkoszulek wciągnął golf, włożył marynarkę, płaszcz i wybiegł z mieszkania.

– Co powiedział, wychodząc?

– Powiedział, że powinnam była to już dawno załatwić i nie narażać go na podobne przykrości.

– Została pani sama z doktorem Rodeckini.

– Tak.

– I co?

– Uderzył mnie. Ja mu oddałam. Zrobiła się straszna awantura. Nawymyślał mi od ostatnich i poleciał.

– Proszę mówić dalej.

– To już wszystko.

– Czy któryś z tych panów nie wrócił tutaj?

– Nie.

– A pani nie próbowała telefonować do pana Rodeckiego czy też do pana Tarkowskiego?

– Do Karola nie miałam po co dzwonić, a do Edwarda, owszem, zatelefonowałam.

– O której godzinie?

– Było już bardzo póżno. Dochodziła trzecia.

– Tak późno?

– No, właśnie. Ale zadzwonił mój telefon. Kiedy podniosłam słuchawkę, nikt się nie odezwał. Myślałam, że to może Edward i nakręciłam jego numer.

– I co mu pani powiedziała?

– Nic. Bo nikt nie odebrał telefonu.

– Nic zdziwiło to pani?

– Niespecjalnie, Edward ma bardzo licznych przyjaciół, u których często nocuje. Przypuszczam, że zanocował u któregoś z nich.

– Czy komunikowała się dzisiaj pani z panem Tarkowskim?

– Nie. Czekam, żeby on zadzwonił. Zresztą bardzo się do niego zraziłam. Nie wymagam, żeby był bohaterem, ale…

– Czy doktor Rodecki zawsze nosił przy sobie pistolet?

– Ostatnio tak. Podobno napadli go kiedyś chuligani.

– Często pani jeździ swoim wozem?

– Teraz zupełnie nie jeżdżę. W zeszłym miesiącu miałam kraksę. To mi przejdzie, ale na razie mam coś w rodzaju urazu. Nie mogę prowadzić. Chyba sprzedam samochód.

– Gdzie pani trzyma wóz?

– Wynajmuję garaż na Potockiej.

– Czy pani kontaktuje się od czasu do czasu z panią Rodecką?

– Nie, nigdy. Ona mnie nienawidzi.

– Z czego pani to wnioskuje? Czy doszło między paniami do jakiejś ostrzejszej wymiany zdań?

– Nie, żadnej sceny nie było. Pani Rodecka jest osobą taktowną i opanowaną. Zresztą rozmawiałam z nią zaledwie dwa czy trzy razy. Kilka zdawkowych słów. Była dla mnie niesłychanie uprzejma. Ale pewne rzeczy wyczuwa się. Jej mąż odszedł od niej z mojego powodu, więc…

– Pani rzeczywiście uważa, że pani Rodecka była zazdrosna?

– Oczywiście, tylko że ona umie się znakomicie maskować.

– A pani? – uśmiechnął się nieznacznie Downar. Czy pani także umie się „znakomicie maskować"?

Wzruszyła ramionami.

– Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Sądzę, że tak, jeżeli jest mi to potrzebne. Czyżby pan przypuszczał, że ja coś udaję, że nie mówię prawdy?

Z twarzy Downara nie schodził pobłażliwy uśmiech.

– W tej sprawie mam wyrobione zdanie, które wolałbym zachować dla siebie.

– Mogę pana zapewnić, że nic mam absolutnie nic do ukrywania i że wszystko, co powiedziałam, stuprocentowo pokrywa się z prawdą.

Downar wstał.

– To mnie niezmiernie cieszy. Nie pozostaje nam nic innego, jak życzyć pani dobrej nocy