Выбрать главу

Pani Anna zakaszlała i pociągnęła nosem.

– Jakby pan zgadł. Z powrotem jechałam w nie opalonym wagonie. – Patrzyła z niedowierzaniem na swojego rozmówcę. Nie bardzo mogła zrozumieć, dlaczego ten milicjant troszczy się o jej zdrowie

– Może by pani zażyła pastylkę aspiryny albo influmin – doradził Downar.

– Już zażyłam. Pan doktor rał dał aspirynę; witaminę C także.

– Dobrze mieć tak blisko lekarza – westchnął tęsknie Downar – A pani dawno pracuje u doktora Kowierskiego?

– O, niedługo już minie dwadzieścia lat. Zenuś był małym dzieckiem, jak nastałam.

– Mówi pani o synu pana doktora?

– Oczywiście. To przecież ja go wychowałam. Matka wiele się nim nie zajmowała. Co innego jej było w głowie.

– Czy pani Kowierska wyszła po raz drugi za mąż? – spytał Downar.

– No, pewnie. A po cóż by się rozwodziła z panem doktorem? Znalazła sobie bogatszego faceta, takiego w sam raz dla niej. Powiem panu i zupełnie szczerze, że kiedyś to się nie mogłam nadziwić, dlaczego taki porządny, solidny człowiek jak pan doktor wziął sobie taką osobę za żonę. Nie do pojęcia.

– Nie była dobrą żoną?

– A co też pan mówi? Jaka z niej była żona? Tylko stroje, zabawy, tańce, mężczyźni. Ani dom jej nie obchodził, ani mąż, ani dziecko: Stale po dansingach latała. A często-gęsto bywało, że i pijana wróciła. Dziw, że takie coś pan doktor w domu trzymał tyle czasu.

– I teraz także synem się nie interesuje?

– Teraz to Zenuś do niej chodzi, bo tamci samochód mają i forsę. Zabierają go na różne wycieczki. Mnie się to wcale nie widzi. Chłopak niczego dobrego tam się nie nauczy. Wspominałam już o tym panu doktorowi, ale pan doktor mówi, że nie może zabronić synowi widywać się z matką. Niby to i racja, ale mnie się to nie podoba.

– A co robi obecny mąż pani Kowierskiej?Czym się zajmuje?

Pani Anna zdjęła okulary i przetarła je chusteczką, którą przez, cały czas trzymała w ręku.

– Tego to ja panu nie powiem. Coś tam robi. ale co, dokładnie nie wiem. Mówią do niego „panie mecenasie". Pewnie jest adwokatem.

– A syn pana doktora studiuje?

– Zenuś? A niby uczy się na inżyniera, ale czy co z tego będzie, to nie wiem. Nie widzę, żeby się tak bardzo do nauki przykładał. Nie ma go kto przypilnować. Mnie się już przecie nie posłucha, a pan doktor zawsze zajęty, głowy do takich rzeczy nie ma. Zresztą Zenuś to już dorosły mężczyzna: Nikt go do niczego nie przymusi. Kiedyś to się dzieci ojca słuchały, ale teraz… On sobie z nikogo nic nie robi. Można do niego gadać…

– Czy pani słyszała o tym, że został zamordowany doktor Rodecki?

– No chyba, że słyszałam. Straszna rzecz. Co się teraz na świecie nie wyprawia, to pojęcie ludzkie przechodzi. Człowiek nie jest pewny dnia ani godziny.

– A pan Rodecki często tu przychodził?

– Różnie, raz w tygodniu albo i częściej.

– I co robił, jak tu przychodził?

– Rozmawiał z panem doktorem, pili herbatę, czasem grali w szachy, Pan doktor bardzo lubi grać w szachy. Nieraz prosi Zenusia, żeby z nim zagrał, ale gdzie tam Zenuś do szachów. Akurat to mu w głowie…

– Czy syn pana doktora jest teraz w domu?

– Nie ma go w Warszawie. Jeszcze nie wrócił z Zakopanego. Pojechał na święta z kolegami. Smutno było trochę panu doktorowi tak samemu w wigilię, ale czy to młodzi zważają na takie rzeczy.,.

– Tak, tak – pokiwał głową Downar. – Takie to czasy. A pan Rodecki nie zaprosił doktora Kowierskiego na wigilię?

– Nie. Pan doktor nigdy tam do nich nie chodzi. Nie lubią się z panią Rodecką.

– Pani zna panią Rodecką?

– Pewnie, że znam. Bardzo elegancka pani i przyjemna. Szkoda, że pan doktor Kowierski z nią się nie ożenił.

Downar spojrzał zdziwiony.

– Jak to? Nie rozumiem.

– Bo podobno najprzód to była narzeczona pana doktora Kowierskiego, a potem ożenił się z nią pan doktor Rodecki. Ale to takie dawne czasy, że nawet nie warto o tym gadać. Pan doktor Rodecki już nie żyje. pan doktor Kowierski ożenił się z kim innym i się rozwiódł. Tak to w życiu bywa. Najlepiej w ogóle się nie żenić ani nie wychodzić za mąż. Przynajmniej człowiek ma święty spokój i nie musi kłopotać się rozwodami.

– Może pani ma i rację – uśmieclinął się Downar. – Ja także jeszcze się nie ożeniłem.

– Co pan powie? – zdziwiła się pani Anna. – Taki przystojny mężczyzna… I dlaczego to się pan nie żeni?

– Pewnie dlatego, że mam za mało czasu.

– E, chyba pan żartuje. Na żeniaczkę zawsze czas się znajdzie. Ja myślę, że pan się boi, chociaż pan w milicji pracuje.

– To zupełnie prawdopodobne. Bo widzi pani… im człowiek starszy, tym mniej ma odwagi do etanu małżeńskiego. Najprędzej żenią się młodzi chłopcy. Długo się nic zastanawiają. A pani siostra, ta co pod Częstochową mieszka, to mężatka?

– Ko chyba, że mężatka. Już nawet babką została.

– Kiedy pani do niej pojechała?

– A w drugie święto po południu. To był chyba piątek, tak, tak. piątek. Bo dzisiaj mamy poniedziałek…

– Poniedziałek – przytaknął Downar – A wróciła pani dzisiaj?

– Dzisiaj rano.

– A siostrze już lepiej?

– No… jeszcze poleży w szpitalu, ale lepiej się czuje. Lekarze mówią, że całkiem wróci do zdrowia, tylko musi się szanować.

– Tak, trzeba dbać o siebie – powiedział z przekonaniem Downar. – Zdrowie najważniejsze. A tułaj w Warszawie ma pani jakąś rodzinę?

– Nie. W Warszawie nie mam nikogo. To znaczy… Właściwie mam bratanka, ale…

– Ale co?

– Nie utrzymuję z nim żadnych stosunków Kawał łobuza. Nie chcę go znać.

– Duży chłopak?

– Chłop, nie chłopak. Będzie miał koło trzydziestki.

– Dlaczego pani mówi, że łobuz?

– A bo nic dobrego. Może przez to, że ojca wcześnie stracił, a matka nie umiała go wychować. Ale ja myślę, że to już taka natura. Drań jest i na tym koniec. Rodzinie wstyd przynosi. Nawet i w więzieniu siedział.

– Za co siedział?

– Coś tam ukradł, jak pracował w warsztacie. Bo on z zawodu kierowca i na mechanice się zna.

– A teraz co robi?

– Jeździ na taksówce.

– Na państwowej czy prywatnej?

– Na prywatnej. Jeden taksówkarz go wziął, żeby jeździł na zmianę.

– Jak się nazywa pani bratanek?

– Sołtysiak… Michał.

– I nie bywa tu u pani?

– Teraz, nie. Przepędziłam go. Nie chcę mieć przykrości przez takiego chuligana. Pan doktor także bardzo nie lubił, jak on tu przychodził. To syn mojego brata, ale co robić, kiedy taki nieudany.

Downar schował do kieszeni notatki i wstał.

– Niech mi pani jeszcze powie, jak teraz nazywa się była żona doktora Kowierskiego?

– Domańska.

* * *

Późnym wieczorem Downar odwiedził Walczaka, Ostatnio stracili ze sobą kontakt. Obaj tak byli zawaleni robotą, że nie mieli czasu na życie towarzyskie. Widywali się tylko w przelocie, na korytarzu albo w stołówce. „Cześć, cześć, jak się masz" i to wszystko.

Walczak promieniał. Klepał przyjaciela po plecach, prowadząc go do reprezentacyjnego pokoju.

– Strasznie się cieszę, Stefanku, ze przyszedłeś. Kopę lat… Helenka trochę mnie obsztorcowała, ale trudno…

– Jeżeli Helenka mnie nie lubi, to idę do domu – powiedział Downar i zawrócił.

Walczak chwycił go za rękaw.

– Czekaj l Zaraz wszystko ci wytłumaczę., Weszła Helenka.

– Witaj, Stefanie. Nic masz pojęcia, jak się cieszę, że cię widzę. A na Karola rzeczywiście jestem cięta. Wyobraź sobie, że ani słowa mi nie powiedział, że przyjdziesz. Nic nie mam w domu do jedzenia.