Выбрать главу

Musiałem zostawić te zagadki na później, gdy wrócę do domu. Najłatwiej rozwiązywało się je z całą ekipą, pobierając masę plików z dōjinshi i przeglądając je w poszukiwaniu potrzebnych odpowiedzi.

Właśnie skończyłem zapisywać wszystkie wskazówki, gdy rozległ się dzwonek i zaczęliśmy naszą ucieczkę. Ukradkiem wsypałem żwir do butów – a były to australijskie blundstoney, doskonałe do biegania i wspinaczki; miałem model bez sznurówek, więc łatwo mogłem w nie wskoczyć, a poza tym były niewykrywalne dla niekończących się, rozmieszczonych praktycznie wszędzie detektorów metalu.

Musieliśmy też oczywiście unikać nadzoru fizycznego, ale z każdym nowo dodanym elementem monitoringu stawało się to łatwiejsze – wszystkie te dzwonki i syreny wywoływały w naszych nauczycielach zupełnie fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Surfując przez tłum, przedostaliśmy się na dolny korytarz, udając się w kierunku mojego ulubionego bocznego wyjścia. W połowie drogi Darryl syknął:

– Niech to szlag! Zapomniałem, że w torbie mam książkę z biblioteki.

– Jaja sobie robisz – powiedziałem i wciągnąłem go do najbliższej łazienki.

Książki z biblioteki to zła wiadomość. Każda z nich ma wklejony w oprawę identyfikator RFID[4], dzięki któremu bibliotekarze mogą zdalnie sprawdzać, czy którejś brakuje.

Z drugiej jednak strony, dzięki temu szkoła może zawsze sprawdzić, gdzie kto się znajduje. Była to kolejna z luk prawnych: sądy nie pozwoliłyby szkołom śledzić nas za pomocą identyfikatorów RFID, ale nie mogły zabronić tropienia książek z biblioteki i wykorzystywania dokumentacji szkolnej do sprawdzania, kto miał którąś z nich przy sobie.

W torbie miałem niewielki worek Faradaya – to taki mały portfel wyłożony siatką z miedzianego drutu, która skutecznie blokuje fale radiowe, uciszając RFID. Jednak sakiewki te służyły do neutralizacji kart identyfikacyjnych i płatnych transponderów, a nie książek typu...

– Wstęp do fizyki? – jęknąłem. Ta książka była wielkości słownika.

Rozdział 2

– No co! Chcę iść na fizykę, jak się dostanę na Berkeley – powiedział Darryl. Jego ojciec wykładał na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, co oznaczało, że mógłby studiować za darmo. Co do tego, czy Darryl będzie tam rzeczywiście studiował, nikt w jego rodzinie nigdy nie miał wątpliwości.

– Dobra, a nie możesz poszukać materiałów na ten temat w necie?

– Mój tata powiedział, że powinienem to przeczytać. Poza tym nie planowałem na dzisiaj żadnych przestępstw.

– Ucieczka ze szkoły to nie przestępstwo. To naruszenie przepisów. A to zupełnie co innego.

– Co teraz zrobimy, Marcus?

– Nie mogę tego ukryć, więc muszę to wysadzić.

Uśmiercanie identyfikatorów RFID to ponura sztuka. Żaden sprzedawca nie życzy sobie złośliwych klientów, którzy spacerują po sklepie, pozostawiając za sobą całą masę produktów poddanych lobotomii pozbawiającej je ich „niewidzialnych” kodów kreskowych. Producenci przestali więc stosować ten „zabójczy sygnał radiowy”, który można przesłać do identyfikatora, aby go wyłączyć. RFID można oczywiście przeprogramować na odpowiednim sprzęcie, ale nie znoszę tego robić książkom z biblioteki. To nie to samo co wyrywanie kartek, ale to wciąż głupi pomysł, ponieważ książka z przeprogramowanym identyfikatorem RFID nie może wrócić na półkę ani nie można jej znaleźć. Staje się po prostu igłą w stogu siana.

Dlatego została mi tylko jedna opcja: gotowanie. Dosłownie. Wystarczy trzydzieści sekund w kuchence mikrofalowej, żeby załatwić każdy dostępny na rynku nadajnik RFID. Gdy Darryl odda książkę do biblioteki, identyfikator nie zadziała, więc wydrukują nowy, przekodują go w katalogu informacyjnym, a czysta i schludna książka wyląduje z powrotem na półce.

Potrzebowałem tylko mikrofali.

– Poczekajmy, za dwie minuty pokój nauczycielski będzie pusty – powiedziałem.

Darryl chwycił książkę i rzucił się do drzwi.

– Zapomnij, nie ma mowy. Idę do klasy.

Złapałem go za łokieć i pociągnąłem z powrotem.

– Daj spokój, Darryl. Będzie dobrze.

– Pokój nauczycielski? Chyba mnie nie usłyszałeś. Jeśli mnie złapią „jeszcze tylko jeden raz”, wywalą mnie. Rozumiesz? Wywalą.

– Nie złapią cię – powiedziałem. Pokój nauczycielski to jedyne miejsce o tej porze, w którym nie ma nauczycieli. – Wejdziemy tyłem.

Po jednej stronie pokoju nauczycielskiego znajdowała się niewielka kuchnia, do której prowadziło osobne wejście dla nauczycieli, gdyby chcieli tam zajrzeć na małą kawę. Mikrofalówka – która zawsze śmierdziała popcornem i rozlaną zupą – stała właśnie tam, na miniaturowej lodówce.

Darryl jęknął. Zacząłem szybko szukać rozwiązania.

– Słuchaj, dzwonek dopiero co zadzwonił. Jeśli teraz pojawisz się na korytarzu, to wpadniesz. Lepiej się tam nie pokazywać. Potrafię prześlizgnąć się przez każde pomieszczenie na terenie szkoły.

D, widziałeś, jak to robiłem. Ze mną będziesz bezpieczny, brachu.

Jęknął ponownie, jak zwykle w podobnych sytuacjach: jego jęczenie oznaczało gotowość do ustępstw.

– Niech się dzieje, co chce – powiedziałem, po czym ruszyliśmy.

To był plan doskonały. Ominęliśmy klasy, tylnymi schodami przedostaliśmy się na parter, a po schodach frontowych wspięliśmy się wprost przed pokój nauczycielski. Zza drzwi nie dobiegał żaden dźwięk, więc po cichu przekręciłem gałkę, wciągnąłem Darryla do środka, po czym bezszelestnie zamknąłem drzwi.

Książka ledwie zmieściła się w mikrofali, która wyglądała jeszcze mniej higienicznie niż ostatnio, kiedy tu zajrzałem, żeby z niej skorzystać. Zanim włożyłem dzieło, starannie owinąłem je w papier.

– Człowieku, nauczyciele to świnie – syknąłem.

Darryl był spięty, miał bladą twarz, nic nie odpowiedział.

RFID dokonał żywota w prysznicu iskier, co nawet uroczo wyglądało (chociaż nie aż tak efektownie jak wysadzenie zamrożonego winogrona – jeśli nie wierzycie, spróbujcie sami).

Teraz musieliśmy się jeszcze wydostać poza teren szkoły, zachowując całkowitą anonimowość, i uciec.

Darryl otworzył drzwi i zaczął wychodzić. Ja szedłem tuż za nim. Sekundę później stał już na moich palcach z łokciami zaklinowanymi na mojej klatce piersiowej, próbując wycofać się do kuchni o rozmiarach toalety, którą właśnie opuściliśmy.

– Wracaj – wyszeptał pospiesznie. – Szybko, to Charles!

Charles Walker i ja nie przepadaliśmy za sobą. Chodziliśmy do tej samej klasy i znałem go tak długo jak Darryla, ale na tym kończyło się podobieństwo. Charles od zawsze był duży jak na swój wiek, a teraz, gdy trenował futbol i brał sterydy, stał się jeszcze większy. Miał problemy z kontrolowaniem agresji – w trzeciej klasie straciłem przez niego mleczny ząb, ale odkąd został najbardziej aktywną wtyczką w szkole, wszystko uchodziło mu na sucho.

To kiepskie zestawienie: osiłek, który w dodatku szpieguje i odczuwa wielką przyjemność z donoszenia nauczycielom o każdym naruszeniu przepisów, na jakie natrafi. Benson uwielbiał Charlesa. Charles udawał, że cierpi na pewne dość nieokreślone problemy z pęcherzem, dzięki czemu miał gotową wymówkę, żeby krążyć po szkolnych korytarzach, szukając ludzi, których mógłby zakapować.

Ostatnim razem, gdy wywlekł jakieś brudy na mój temat, skończyło się na tym, że musiałem porzucić LARP-y. Nie chciałem, żeby mnie znowu złapał.

– Co on robi?

вернуться

4

RFID (ang. Radio Frequency Identification) – system kontroli przepływu towarów przy wykorzystaniu fal radiowych; odczyt i zapis danych odbywa się dzięki specjalnym układom elektronicznym przytwierdzonym do nadzorowanych przedmiotów. Niekiedy technologia RFID nazywana jest radiowym kodem kreskowym.