Выбрать главу

— Doktorze Heyman proszę o…

— A przypuśćmy, że to mnie zaprosiłby do wspólnej kąpieli? — rzucił gniewnie Heyman. — Mamy spełniać każdą jego zachciankę? Nie zamierzam brać dalej udziału w tej żałosnej błazenadzie!

— Nikt nie każe panu spełniać wszystkich jego żądań, doktorze Heyman — oznajmił Kralick. — Panna Mikkelsen wyraziła zgodę z własnej i nieprzymuszonej woli. Uczyniła tak w imię zgody i przyjaźni, z pobudek naukowych. Jestem z niej dumny. Niemniej, mogła odmówić i pan na jej miejscu miałby prawo…

— Franz, złotko, szkoda, że tak szybko złożyłeś rezygnację — oznajmiła ze smutkiem Helen McIlwain. — Pragnąłeś przecież omówić z naszym gościem kwestię kształtu następnego tysiąclecia? Nigdy już nie nadarzy ci się taka okazja. Szczerze wątpię, czy pan Kralick pozwoli ci na rozmowę z Vornanem, jeśli opuścisz nasz zespół. A sam doskonale wiesz, jak wielu historyków marzy, aby zająć twoje miejsce.

Słowa te podziałały z natychmiastowym skutkiem. Myśl, że jakiś rywal miałby jako pierwszy rozmawiać z Vornanem i dokonać wielkiego odkrycia, przyprawiła Heymana o dreszcze. Zaraz też zaczął coś niewyraźnie bąkać, że wcale nie złożył jeszcze prawdziwej rezygnacji, a jedynie straszył, że wycofa się z komitetu. Kralick odczekał chwilę, obserwując jak Heyman wije się jak ryba na haczyku, po czym oświadczył, że puszcza w niepamięć cały niefortunny incydent. Wymusił jednak obietnicę, że podobna sytuacja już nigdy się nie powtórzy.

Fields, podczas całej tej wymiany zdań, stał wpatrzony tępo w drzwi, za którymi zniknęli Vornan i Aster.

— Powinieneś chyba sprawdzić, co się tam wyprawia — oznajmił głucho po dłuższej chwili.

— Zapewne biorą kąpiel — wyjaśnił Kralick.

— Mówisz to z zadziwiającym spokojem — wykrzyknął Fields. — A jeśli wysłałeś ją w towarzystwie maniakalnego mordercy? Pewne symptomy, jakie odkryłem w postawie i wyrazie twarzy tego człowieka, świadczą dobitnie, że nie należy mu ufać.

Kralick uniósł nieznacznie brwi.

— Doprawdy, doktorze Fields? Czy zechciałby pan przedstawić nam wyczerpujący raport na ten temat?

— Poczekam z tym jeszcze — odparł posępnie. — W każdym razie uważam, że naszym obowiązkiem jest zapewnić bezpieczeństwo pannie Mikkelsen. Za wcześnie jeszcze, aby przypuszczać, że przybysz podlega oraz respektuje prawa i zakazy naszej społeczności, zatem…

— To prawda — poparła go Helen. — Może on ma w zwyczaju składać ofiarę z czarnowłosej dziewicy w każdy czwartkowy poranek. Pod żadnym pozorem nie wolno nam zapominać, że ten człowiek nie myśli naszymi kategoriami.

Jednostajny ton jej głosu sprawił, że nie można było w żaden sposób ustalić czy mówi serio, czy też żartuje. Osobiście jednak skłaniałem się do tej drugiej możliwości. Jeśli zaś chodzi o niepokój Fieldsa, dawał się on wytłumaczyć dziecinnie łatwo: połamawszy sobie zęby na Aster, z zawiścią obserwował błyskawiczne postępy Vornana. Jego wściekłość doprowadziła w końcu do tego, że Kralick wyjawił przypadkowo pewien fakt, którego z pewnością nie zamierzał wyjawiać.

— Vornan znajduje się pod ciągłym nadzorem moich ludzi — wyjaśnił Kralick. — Dysponujemy kompletnym, dźwiękowym i wizualnym zapisem jego pobytu. Nie sądzę, aby Vornan zdawał sobie sprawę, że jest nieustannie obserwowany i byłbym niezwykle wdzięczny, gdybyście państwo nie ujawniali tego faktu. W każdym razie pannie Mikklesen nie grozi żadne niebezpieczeństwo.

Fields był wyraźnie zdumiony. My zresztą także.

— To znaczy, że pańscy ludzie obserwują ich cały czas? Nawet teraz?

— Popatrzcie sami — rzekł Kralick poirytowanym głosem. Chwycił za słuchawkę domofonu i wykręcił jakiś numer.

Ścienny ekran zajarzył jaskrawym światłem, ukazując obraz przekazywany przez urządzenia szpiegowskie. Naszym oczom ukazał się kolorowy, trójwymiarowy wizerunek Aster i Vornana-19.

Byli zupełnie nadzy. Vornan stał tyłem do kamery. Aster widzieliśmy natomiast od przodu; ciało miała drobne, filigranowe, o piersiach dwunastolatki.

Stali razem pod prysznicem. Kobieta szorowała plecy mężczyźnie.

Sprawiali wrażenie ludzi szczęśliwych.

Ósmy

Wieczorem tego samego dnia Kralickowi udało się namówić Vornana-19 do wzięcia udziału w przyjęciu wydawanym na jego cześć w rezydencji Hudson River. Była ona własnością Wesleya Brutona, znanego potentata finansowego. Posiadłość ta została ukończona zaledwie przed dwoma łaty. Było to dzieło Alberta Ngumbwe, wybitnego architekta, zaangażowanego obecnie przy realizacji projektu wszechafrykańskiej stolicy w dżungli Iturii. Owa rezydencja należąca do Brutona zyskała już rangę swoistej atrakcji turystycznej, o której głośno było, jak się sam przekonałem, nawet w Kalifornii. Wyjątkowy przykład współczesnej myśli architektonicznej, jak głoszono wszem i wobec. Ciekawość nie dawała mi spokoju. Spędziłem większą część popołudnia nad straszliwie nużącą księgą autorstwa jakiegoś urbanisty. Szukałem opracowania krytycznego na temat budynku, który wzbudził tak wielką sensację. Można by rzec — odrabiałem zadanie domowe. O szóstej trzydzieści eskadra śmigłowców miała wystartować z dachu hotelu, by przewieźć nas na miejsce, oczywiście pod ścisłą ochroną. Zapewnienie bezpieczeństwa stało się kwestią pierwszoplanową. Przemycano nas niczym kontrabandę. Kilkuset reporterów oraz liczny personel pomocniczy czyhał przed budynkiem, gotowy śledzić Vornana do upadłego, mimo umowy ograniczającej liczebność dziennikarzy do sześcioosobowej reprezentacji. Zgraja rozdrażnionych apokaliptystów bacznie obserwowała wszelkie posunięcia Vornana, wykrzykując nieustannie groźby pod jego adresem. Do tego wszystkiego doszedł kolejny problem: wzbierający tłum uczniów, gromada statecznych, zrównoważonych obywateli, którzy postrzegali w przybyszu apostoła prawa oraz porządku. A jednocześnie przecież byli gotowi na jedno jego skinienie podeptać każde prawo, by zamanifestować swoje uwielbienie dla proroka. Stojąc w obliczu tylu niebezpieczeństw, musieliśmy działać niezwykle ostrożnie.

Gdy dochodziła szósta, zaczęto zbierać się w naszej kwaterze głównej. Kiedy przybyłem na miejsce, zastałem tam już Kolffa wraz z Helen. Kolff ubrany był niezwykle elegancko, z trudem przychodziło mi oderwać od niego wzrok: tunika lśniąca tęczą barw spowijała jego opasły tułów, szeroki, granatowy pas podkreślał sylwetkę. Rzadkie, siwe włosy spiął w pęczek. Na szerokiej piersi widniał rząd akademickich odznaczeń. Rozpoznałem tylko jedno, gdyż sam byłem jego kawalerem: francuski Legion des Curies. Kolff zrobił z siebie kompletnego pajaca.

W takim towarzystwie Helen wypadała dość blado. Wdziała na siebie lekką, zwiewną suknię z polimeru, która raz była przezroczysta, a zaraz potem zupełnie matowa. Pod odpowiednim kątem Helen wydawała się naga. Trwało to jedynie chwilę, gdyż długie łańcuchy poskręcanych molekuł nieustannie zmieniały położenie i zasłaniały ciało. Widok był nęcący, fascynujący i pełen swoistego uroku. Na szyi zawiesiła dziwny amulet, o wyraźnie fallicznym kształcie. Tak ordynarnie fallicznym, że sam zaprzeczał swemu istnieniu i sprawiał wrażenie zupełnie niewinnej ozdoby. Makijaż ograniczał się do szminki na wargach i ciemnej kredki pod oczami.

Chwilę później dołączył Fields, ubrany w zwyczajny garnitur, a za nim Heyman w obcisłym, wieczorowym fraku, który wyszedł z mody przed dwudziestu laty. Obaj mieli nietęgie miny. Niedługo potem do pokoju weszła Aster, przyodziana w długą, swobodną szatę i sznurek turmalinów zdobiący czoło. Po jej przybyciu wyraźnie wzrosło napięcie.

Odwróciłem gwałtownie głowę; nie mogłem spojrzeć jej otwarcie w oczy. Podglądałem, tak samo jak inni. Co z tego, że to nie ja rzuciłem pomysł, aby obserwować ją pod natryskiem. Patrzyłem przecież, tak samo jak pozostali. Przycisnąłem oko do dziurki od klucza i ciekawie zerkałem do wnętrza. Teraz jej małe piersi i płaskie, chłopięce pośladki nie były już dla mnie tajemnicą. Fields zesztywniał cały, zacisnął pięści. Heyman zatrzepotał rzęsami i utkwił wzrok w podłodze. Za to Helen, która nie uznawała takich rzeczy, jak skromność, poczucie winy i wstydu, powitała Aster niezwykle ciepło. Zaś Kolff, który w ciągu swego długiego życia tyle razy pogwałcił prawo, że nie miał już żadnych skrupułów przy podglądaniu nagich kobiet w kąpieli, zagrzmiał donośnie: