— Bo wiem!
— Twarz mam przecież zakrytą. Mógłbym…
— Nie jesteś przybyszem. Przestań się droczyć. Gdybym miała obsłużyć Vornana, komputer dałby mi przedtem znać.
— Nie bądź taka pewna. Może gość woli aurę tajemnicy.
— Niech ci będzie, ale mimo wszystko czuję, że nie jesteś człowiekiem z przyszłości. Z maską czy bez maski i tak mnie nie nabierzesz.
Dotknąłem gładkiego uda dziewczyny i zacząłem delikatnie wodzić po nim ręką.
— Co o nim sądzisz, Esther? Wierzysz, że przybył do nas z roku 2999?
— A ty nie wierzysz?
— Pierwszy zadałem pytanie.
Wzruszyła ramionami. Ujęła moją głowę w zgrabne dłonie i zmusiła, abym dotknął ustami jej nagiego brzucha, a potem piersi. Zupełnie, jakby chciała odpędzić kłopotliwe pytania i pogrążyć się w zmysłowym zapomnieniu.
— Wszyscy twierdzą, że mówi prawdę. Prezydent i cała reszta. I mówią jeszcze, że dysponuje wyjątkowymi zdolnościami, że potrafi razić prądem.
Zachichotała.
— Ciekawe… ciekawe czy mógłby porazić dziewczynę podczas… no wiesz… kiedy są razem.
— Całkiem możliwe. Jeśli jest rzeczywiście tym, za kogo się podaje.
— Dlaczego mu nie wierzysz?
— Dla mnie to czyste wariactwo. Ten człowiek spadł dosłownie prosto z nieba i twierdzi, że przybył z przyszłości odległej o tysiąc lat. Gdzie dowód? Skąd mam wiedzieć, że mówi prawdę?
— Ma coś w oczach — odparła Esther. — I ten uśmiech. Jest w nim coś obcego, każdy ci to powie. Mówi też jakoś dziwnie, zupełnie bez akcentu, choć głos ma osobliwej barwy. Tak, wierzę mu. Chciałabym się z nim przespać. Za darmo.
— Może będziesz miała jeszcze okazję — oznajmiłem. Dziewczyna pokazała zęby w uśmiechu. Wyczułem jednak, że zaczyna się niepokoić, bo rozmowa przekroczyła ramy zwyczajowej pogawędki, do jakich przywykła obsługując bardziej wymagających klientów. Zastanowiła mnie siła, z jaką Vornan-19 oddziaływał na tę dziewczynę. Ciekawe zresztą, co teraz porabia nasz gość. Miałem nadzieję, że któryś z chłopców Kralicka trzyma go cały czas na oku. W zasadzie to ja miałem pilnować Vornana, ale szefostwo zdawało sobie chyba sprawę, że kiedy wejdziemy do osobnych kabin, stracę nad nim zupełnie kontrolę. Bałem się, że szacowny gość znów zaprezentuje swoje nadzwyczajne zdolności w stwarzaniu problemów. Nie mogłem jednak nic na to poradzić. Musnąłem dłońmi gładkie uda Esther. Leżała, marząc o cudownych chwilach w objęciach mężczyzny z przyszłości. Jej ciało zaczęło zmysłowo falować. Komputer musiał wydać jej odpowiednie instrukcje, bo gdy nasze ciała połączył miłosny uścisk, dziewczyna przyjęła pozycję, którą uprzednio wybrałem na monitorze. Esther wykonywała swoją pracę z werwą i stosowną dozą zaangażowania.
Gdy było już po wszystkim, stoczyliśmy się na podłogę. Dziewczyna sprawiała wrażenie zaspokojonej i szczęśliwej — zapewne część przedstawienia. Wszedłem pod prysznic, aby zmyć ślady miłosnego aktu. Czasu zostało jeszcze sporo.
— A ty nie chciałbyś spotkać Vornana-19? — spytała. — Aby samemu przekonać się o jego niezwykłości?
Myślałem przez chwile. Potem powiedziałem smutno:
— No cóż, owszem, chciałbym. Ale to tylko pobożne życzenie.
— Podnieca mnie świadomość, że on tu teraz jest, w tym budynku. Może za sąsiednimi drzwiami!
Esther podeszła i objęła mnie ramieniem. Ogromne, wilgotne oczy utkwiły w moich źrenicach.
— Nie powinnam o nim tyle mówić. Skąd te dziwne myśli? Nie po to tu przecież przyszedłeś, aby rozmawiać o innych mężczyznach. Czy jesteś szczęśliwy?
— Bardzo. Chciałbym jakoś okazać…
— Nie wolno nam przyjmować pieniędzy — powiedziała szybko, gdy spostrzegła, że wyciągam kartę kredytową. — Ale przy wyjściu komputer może cię spytać o wrażenia. Sprawdzają jednego klienta na dziesięciu. Mam nadzieję, że wydasz pozytywną opinię.
— Wiesz przecież, że tak. Pocałowała mnie lekko w usta.
— Podobasz mi się — powiedziała. — Mówię zupełnie szczerze. Mam nadzieję, że jeśli zawitasz tu jeszcze kiedyś, poprosisz, abym to ja dotrzymała ci towarzystwa.
— Możesz być pewna — odparłem. — Obiecuję solennie. Pomogła mi się ubrać, a potem zniknęła za drzwiami, gdzieś w otchłaniach olbrzymiej budowli. Zapewne, aby dokonać obrzędu ablucji, nim komputer przydzieli jej kolejnego klienta. Ekran znów zajarzył zielenią i poinformował, iż moje konto bankowe zostało uszczuplone o standardową kwotę. Seans dobiegł końca, wyszedłem więc na ruchomy chodnik, który wiózł mnie przez obłoki słodkawych zapachów miłości, przez ogromne sale ozdobione lśniącymi girlandami. Wszystko wydawało mi się takie magiczne i nierealne, że zupełnie zatraciłem zmysł orientacji. Dopiero w wielkim holu odzyskałem poczucie rzeczywistości.
Vornan. Gdzie Vornan?
Wyszedłem na mdłe światło zimowego popołudnia i poczułem przypływ zniechęcenia. Owszem, wizyta była na swój sposób kształcąca i odprężyła mnie nieco, ale trudno powiedzieć, żebym wypełnił swoją podstawową misję. Miałem przecież pilnować gościa. Przystanąłem na placu, aby rozważyć sytuację. Czy powinienem wrócić i poszukać Vornana? Ciekawe, czy można zapytać komputer w burdelu o jednego z klientów. Gdy tak stałem, rozdarty wewnętrznie, zza pleców dobiegł mnie głos:
— Leo?
Głos ów należał do Kralicka, który siedział w szarozielonej limuzynie. Z dachu sterczała cała bateria anten najróżniejszego typu. Ruszyłem w stronę samochodu.
— Vornan nadal siedzi w środku — oznajmiłem. — Nie mam pojęcia co…
— Dobra. Wsiadaj.
Wśliznąłem się do środka przez przednie drzwi, które przytrzymał pracownik ochrony rządu. Z pewnym zakłopotaniem spostrzegłem, że na tylnym siedzeniu przycupnęła Aster Mikkelsen, pogrążona w lekturze jakichś raportów. Uśmiechnęła się do mnie blado i wróciła do swoich spraw. Czułem do siebie odrazę, że prosto z burdelu staję przed obliczem niepokalanej Aster.
— Jestem w posiadaniu pełnego raportu na temat poczynań naszego szacownego gościa — oznajmił Kralick. — Pewnie zainteresuje cię wiadomość, iż właśnie zabawia czwartą dziewczynę z kolei i nie zdradza oznak zmęczenia. Chcesz popatrzeć?
— Nie, dziękuję — odparłem pospiesznie, bo spostrzegłem, że Kralick chce włączyć podgląd. — Były jakieś problemy?
— Nie w zwykłym rozumieniu tego słowa. Vornan po prostu zafundował sobie całe stadko kobiet. Nie przebierał, leciał po kolei, próbował najróżniejszych pozycji, pieprzył jak oszalały kozioł.
Mięśnie na twarzy Kralicka zagrały nerwowo.
— Leo, jesteś z tym facetem prawie od dwóch tygodni. Co sądzisz? Mówi prawdę czy zalewa?
— Naprawdę nie mam zielonego pojęcia, Sandy. Są chwile, kiedy jestem przekonany o jego autentyczności. Wówczas przystaję na moment i mówię sobie w duchu, że przecież nie można podróżować w czasie, że z naukowego punktu widzenia jest to całkowicie wykluczone, zatem Vornan musi być zwyczajnym szarlatanem.
— Naukowiec — oznajmił Kralick poważnym tonem — powinien opierać się na dowodach i dopiero wokół nich tworzyć hipotezy, a następnie wyciągać logiczne wnioski. Racja? Natomiast zaczynać od hipotez i na ich podstawie oceniać dowody — tu chyba coś nie gra?
— Zgoda — przyznałem. — Ale co tu traktować jako dowód? Posiadłem pewną wiedzę na temat zjawiska odwrócenia czasu i uważam na tej podstawie, iż nie jest możliwe wysłanie cząstki elementarnej nawet o pół sekundy w przeszłość bez zmiany jej ładunku na przeciwny. Jestem zmuszony stosować te same kryteria wobec Vornana.