Выбрать главу

G: Chyba? Nie wie pani?

Martin Beck: Jest marynarzem. Jeszcze go nie zlokalizowaliśmy.

G: Czy nie był zobowiązany do świadczeń alimentacyjnych na rzecz córki?

MB: Był, ale od lat nie płacił.

Ś: Nigdy… tak naprawdę nie interesował się Evą.

G: Pani córka nazywa się Eva Carlsson? Ma tylko jedno imię?

Ś: Tak.

G: Urodzona piątego lutego tysiąc dziewięćset pięćdziesiątego dziewiątego?

Ś: Tak.

G: Czy zechciałaby pani jak najdokładniej opowiedzieć, co się stało w piątek wieczorem?

Ś: Stało… Nic się nie stało. Eva… wyszła na dwór.

G: O której?

Ś: Zaraz po siódmej. Oglądała telewizję, zjadłyśmy.

G: O której jadłyście?

Ś: O szóstej. Zawsze jemy o szóstej, kiedy wracam do domu. Pracuję w fabryce abażurów… i po drodze zabieram Evę ze świetlicy… Chodzi tam po lekcjach… i razem robimy zakupy…

G: Co jadła?

Ś: Klopsiki… Czy mogłabym poprosić o szklankę wody?

G: Oczywiście. Proszę.

Ś: Dziękuję. Klopsiki i puree ziemniaczane. Na deser zjadłyśmy lody.

G: Co piła?

Ś: Mleko.

G: Co robiłyście potem?

Ś: Oglądałyśmy telewizję… Był program dla dzieci.

G: I o siódmej albo tuż po siódmej wyszła na dwór?

Ś: Tak, akurat przestało padać, a w telewizji były wiadomości. Evę niezbyt interesują wiadomości.

G: Wyszła sama?

Ś: Tak. Na dworze było widno, zaczęły się wakacje. Pozwoliłam jej wyjść i pobawić się do ósmej. Czy myśli pani, że… coś zaniedbałam?

G: Nie. Bynajmniej. I potem już jej pani nie widziała?

S: Nie… dopiero… dopiero, nie mogę…

G: Na identyfikacji? Nie musi pani o tym mówić. O której zaczęła się pani niepokoić?

Ś: Nie wiem. Cały czas byłam niespokojna. Zawsze się niepokoję, kiedy nie ma jej w domu. To przecież moje jedyne…

G: O której zaczęła pani jej szukać?

Ś: Po wpół do dziewiątej. Eva czasami się spóźnia. Zasiedzi się u koleżanki i zapomni spojrzeć na zegarek. Rozumie pani, jak dzieci się bawią…

G: Oczywiście. Rozumiem. O której zaczęła pani jej szukać?

S: Mniej więcej za kwadrans dziewiąta. Znam dwie dziewczynki, z którymi często się bawi. Zadzwoniłam do rodziców jednej z nich, ale nikt nie odbierał.

MB: Nie ma ich w mieście. Wyjechali na weekend do domku letniskowego.

Ś: Nie wiedziałam. Eva chyba też nie.

G: I co zrobiła pani potem?

Ś: Rodzice drugiej dziewczynki nie mają telefonu. Poszłam do nich.

G: O której?

Ś: Na pewno po dziewiątej, bo drzwi na klatkę były zamknięte i musiałam chwilę poczekać, dopóki ktoś nie przyszedł. Eva była tam tuż po siódmej, ale koleżanka nie mogła wyjść na dwór. Jej tata powiedział, że jest za późno, żeby takie małe dziewczynki o tej porze były poza domem. (Pauza) Boże, gdybym ja też… Ale przecież było widno i wszędzie pełno ludzi. Gdybym…

G: Czy pani córka od razu stamtąd wyszła?

Ś: Tak. Powiedziała, że idzie na plac zabaw.

G: Który plac zabaw miała na myśli?

S: Ten w parku Vanadis przy Sveavägen. Zawsze tam chodziła.

G: A nie mogła mieć na myśli tego przy wieży ciśnień?

Ś: Raczej nie. Tak daleko nie chodziła. Na pewno nie sama.

G: Czy mogła spotkać inne dzieci?

Ś: Nie wiem. Zawsze bawiła się z tymi dwiema koleżankami.

G: Co pani zrobiła, kiedy jej pani nie znalazła w drugim miejscu?

Ś: Poszłam… na plac zabaw przy Sveavägen. Rozejrzałam się. Nikogo tam nie było.

G: A potem?

Ś: Nie wiedziałam, co robić. Wróciłam do domu i czekałam. Stałam w oknie i wypatrywałam jej.

G: O której zadzwoniła pani na policję?

Ś: Dużo później. Pięć albo dziesięć po dziesiątej zobaczyłam, że koło parku zatrzymuje się radiowóz, a potem przyjechała karetka pogotowia. Wtedy znowu zaczęło padać. Włożyłam płaszcz i pobiegłam tam. Ro… rozmawiałam z policjantem, powiedział, że chodzi o starszą panią, która się skaleczyła.

G: I wróciła pani do domu?

Ś: Tak… Zobaczyłam światło w mieszkaniu. Bardzo się ucieszyłam, myślałam, że Eva przyszła. Ale to ja zapomniałam zgasić.

G: O której zadzwoniła pani na policję?

Ś: Po wpół do jedenastej nie mogłam już dłużej wytrzymać. Zadzwoniłam do koleżanki z pracy. Mieszka w Hökarängen. Powiedziała, żebym natychmiast zawiadomiła policję.

G: Według informacji, jakie otrzymaliśmy, zadzwoniła pani za dziesięć jedenasta.

Ś: Tak. A potem poszłam na komisariat. Ten na Surbrunnsgatan. Byli bardzo sympatyczni. Powiedziałam, jak Eva wygląda… wyglądała… i co miała na sobie. Przyniosłam jej zdjęcie. Byli bardzo uprzejmi. Policjant, który wszystko zapisywał, powiedział, że dużo dzieci się gubi albo siedzi w domu u kolegów, ale po kilku godzinach wszystkie się zazwyczaj odnajdują. I…

G: Tak?

Ś: I powiedział, że gdyby się coś stało, wypadek albo coś takiego, to już by o tym wiedzieli.

G: O której była pani z powrotem w domu?

Ś: Po dwunastej. Siedziałam i czekałam… całą noc. Czekałam na telefon. Z policji. Mieli mój numer. Ale nikt nie zadzwonił. Sama do nich zadzwoniłam. Policjant, który odebrał, powiedział, że zna mój numer i natychmiast mnie powiadomi, gdyby… (pauza) Ale nikt się nie odezwał. Nikt. Rano też nie. A potem przyszedł policjant w cywilu i… powiedział… powiedział, że…

G: Myślę, że nie musimy kontynuować tego wątku.

Ś: Aha.

MB: Raz albo dwa pani córka była narażona na zaczepki… tak zwanych brzydkich wujków, prawda?

Ś: Tak, zeszłej jesieni. Dwa razy. Wydawało jej się, że wie, kto to jest. Podobno mieszka w tym samym domu co Eivor, koleżanka, która nie ma telefonu.

MB: Ta z Hagagatan?

Ś: Tak. Zgłosiłam to na policji. Byłyśmy tutaj i Eva o wszystkim opowiedziała jakiejś pani. I obejrzała mnóstwo zdjęć.

G: Wszystko zarejestrowaliśmy.

MB: Tak, wiem. Chciałbym spytać, czy później Evy nie spotkały jakieś przykrości ze strony tego mężczyzny? Kiedy złożyła pani na niego doniesienie.

S: Nie… nic o tym nie wiem. Eva o niczym takim nie wspomniała… a zawsze o wszystkim mi mówi…

G: To wszystko, pani Carlsson.

Ś: Aha.

MB: Przepraszam, że spytam: Dokąd pani teraz pójdzie?

Ś: Nie wiem. Nie do domu, do…

G: Zejdę z panią i omówimy to po drodze. Na pewno coś wymyślimy.

Ś: Dziękuję. Jesteście bardzo mili”.

Kollberg wyłączył magnetofon i wpatrywał się w Martina Becka z ponurą miną.

– Ten sukinsyn, który się na nią zasadził jesienią…

– No?

– Rönn go teraz obrabia. Zdjęliśmy go wczoraj w południe.

– I?

– Beczy i wszystkiego się wypiera.

– Co świadczy o…?

– O niczym. Ale nie ma alibi. Mówi, że spał w swojej kawalerce na Hagagatan. Nie bardzo pamięta.

– Nie pamięta?

– To zdeklarowany alkoholik – wyjaśnił Kollberg. – W każdym razie wiemy, że siedział w knajpie i pil do szóstej, dopóki go nie wyrzucili. Kiepsko to wygląda.

– A co ostatnio zmalował?

– O ile wiem, lubi się obnażać. Mam taśmę z przesłuchania dziewczynki.

Kolejny cud techniki.

Otworzyły się drzwi i wszedł Rönn.

– No? – zapytał Kollberg.

– Pstro. Na razie nic. Musi ochłonąć. Jest wykończony.

– Ty chyba też – uprzejmie zauważył Kollberg.

Celnie, bo Rönn miał nienaturalnie bladą twarz, podpuchnięte oczy i zaczerwienione powieki.