— Nie lubiła pani Amyasa Crale’a?
— Rzecz prosta, że nie, i nie pochwalam jego postępowania. Gdybym była jego żoną, odeszłabym od niego bez namysłu. Są rzeczy, których żadna kobieta nie powinna tolerować.
— Ale pani Crale je tolerowała.
— Tak jest.
— Pani zdaniem, niesłusznie?
— Oczywiście. Kobieta powinna się szanować i nie pozwolić się upokarzać.
— Czy wypowiadała pani kiedyś tego rodzaju poglądy wobec pani Crale?
— Naturalnie, że nie. Nie czułam się do tego powołana. Zaangażowano mnie po to, żebym wychowywała Angelę, a nie po to, bym udzielała nieproszonych rad pani Crale. Byłoby to wysoce niewłaściwe z mojej strony. Wprost impertynenckie.
— Pani lubiła panią Crale?
— Bardzo ją lubiłam. — Energiczny dotychczas głos panny Williams złagodniał i nabrzmiał uczuciem. — Lubiłam i niezmiernie jej żałowałam — dodała.
— A pani uczennicę, Angelę Warren?
— To była bardzo interesująca dziewczynka, jedna z najbardziej interesujących uczennic, jakie miałam. Prawdziwie niezwykły umysł. Trochę niezdyscyplinowana, wybuchowa, pod wieloma względami bardzo trudna do prowadzenia, ale wspaniały charakter — po krótkim milczeniu ciągnęła dalej: — Zawsze wierzyłam, że Angela dokona w życiu czegoś niezwykłego. Tak się też stało. Czytał pan pewnie jej książkę o Saharze? Dokonała tych niezwykle interesujących odkryć archeologicznych w Fayum! Tak jest, dumna jestem z Angeli. Nie byłam specjalnie długo w Alderbury, zaledwie dwa i pól roku, ale zawsze droga mi jest myśl, że dopomogłam w rozwoju jej umysłu i zachęciłam do studiowania archeologii.
— Słyszałam, że zapadło postanowienie, aby kontynuowała naukę w szkole, dokąd ją zamierzano wysłać — powiedział Poirot. — Pani musiała być bardzo przeciwna temu projektowi?
— Wcale nie, proszę pana. Całkowicie go popierałam.
— Po pauzie mówiła dalej: — Chciałabym to panu wyjaśnić. Angela była kochaną dziewczyną, naprawdę kochaną, miała bardzo dobre serce, a przy tym taka impulsywna! A równocześnie, jak już przedtem podkreśliłam, trudna do prowadzenia, może raczej należałoby powiedzieć, że przechodziła trudny wiek. Taki przełomowy okres, kiedy dziewczynka jest taka nie bardzo pewna, czy jest jeszcze dzieckiem, czy dorosłą panną. Raz była rozsądna i dojrzała, zupełnie już dorosła, aby po minucie stać się znów rozbrykanym dzieckiem, płatającym najdziksze figle, wybuchowym, niegrzecznym. Dziewczęta w tym wieku są niesłychanie wrażliwe, proszę pana, gniewa je wszystko, cokolwiek się powie. Taką dziewczynę drażni, jeśli się ją traktuje jak dziecko, a za chwilę czuje się zażenowana, jeżeli do niej mówić jak do osoby dorosłej. Angela właśnie znajdowała się w tym stadium. Miała napady złego humoru, nagle obrażała się za żarty i wybuchała. Potrafiła dąsać się całymi dniami i siedzieć nachmurzona i naburmuszona. Potem wpadała raptem w dziką wesołość, wdrapywała się na drzewa, ścigała się z chłopcami ogrodnika i buntowała się przeciwko wszelkiemu przymusowi.
Kiedy dziewczynka dochodzi do tego wieku, szkoła bardzo dobrze jej robi. Z jednej strony daje pewne bodźce, wychodzące od innych dziewcząt, z drugiej zaś uczy społecznego zdyscyplinowania, co przyczynia się do wychowania użytecznego członka społeczeństwa. Domowe warunki Angeli nie były wcale idealne. Przede wszystkim, pani Crale ją rozpieszczała. Wystarczyło, żeby się w jakiejkolwiek sprawie do niej zwróciła, a pani Crale brała zawsze jej stronę. W rezultacie Angela uważała, że ma pierwszeństwo, jeżeli chodzi o czas i miłość starszej siostry — i wtedy właśnie najczęściej następowały utarczki z panem Crale’em. Pan Crale, oczywiście, był zdania, że to on powinien być na pierwszym miejscu i do tego też zmierzał. W gruncie rzeczy bardzo lubił Angelę. Byli doskonałymi kompanami i świetnie potrafili się razem bawić, ale zdarzały się okresy, kiedy pan Crale złościł się z powodu względów okazywanych Angeli przez panią Crale. Jak wszyscy mężczyźni był rozpieszczonym dzieckiem. Zdawało mu się, że wszystko musi się kręcić wokół niego. Wówczas następowały gwałtowne sceny między nim a Angelą i bardzo często pani Crale stawała po stronie siostry. To doprowadzało go do furii. A znowu jeżeli pani Crale przyłączała się do jego zdania, Angela wpadała w nieopisaną złość! Właśnie w takich wypadkach stawała się znowu psotnym dzieckiem i płatała mu diabelskie figle. Miał zwyczaj wypijania duszkiem napojów i pamiętam, że raz Angela wsypała mu do szklanki całą garść soli. Podziałało to, oczywiście, jak emetyk i trudno opisać jego wściekłość. Ale kryzys nastąpił dopiero wtedy, kiedy włożyła mu do łóżka garść ślimaków. Czuł dziwną awersję do ślimaków. Wpadł w pasję i oświadczył, że dziewczynkę trzeba wysłać do szkoły. Dość już miał tych psich figlów. Angela była okropnie zmartwiona, chociaż prawdę powiedziawszy, raz czy dwa razy sama wyraziła chęć pójścia do internatu. Postanowiła jednak grać rolę strasznie pokrzywdzonej. Pani Crale była przeciwna wysłaniu Angeli do szkoły, dała się jednak przekonać — głównie, zdaje się, dzięki perswazjom z mojej strony. Tłumaczyłam jej, że będzie to tylko z korzyścią dla Angeli i że ja osobiście uważam to za bardzo wskazane. Postanowiono więc, że Angela pojedzie na jesieni do Helston, do doskonalej szkoły z internatem na południowym wybrzeżu Anglii. Mimo to pani Crale przez całe wakacje była bardzo tym przybita, a Angela miała urazę do pana Crale’a, kiedy sobie o tym przypominała. Nie było to w gruncie rzeczy nic poważnego, proszę pana, ale wytworzyło tego lata w domu państwa Crale’ów pewnego rodzaju podskórny prąd, równoległy do innych, rozgrywających się wtedy wypadków.
— Ma pani na myśli Elzę Greer? — spytał Poirot.
— Właśnie — odpowiedziała ostro panna Williams.
— A jakiego pani była o niej zdania?
— Nie miałam o niej w ogóle żadnego zdania. Ta młoda osoba była pozbawiona wszelkich zasad moralnych.
— Była wtedy jeszcze bardzo młoda.
— Ale dość dorosła, żeby się lepiej zachowywać. Nie widzę dla niej żadnego usprawiedliwienia. Absolutnie żadnego!
— Zakochała się w nim pewnie.
— Zakochała się! — parsknęła pogardliwie panna Williams. — Ośmielę się twierdzić, panie Poirot, że bez względu na to, jakie żywimy uczucia, powinniśmy nad nimi panować. A już bezsprzecznie powinniśmy panować nad swoimi uczynkami. Ta dziewczyna jednak była na wskroś amoralna. To, że pan Crale był żonaty, nie miało dla niej najmniejszego znaczenia. W całej tej sprawie zachowywała się zupełnie bezwstydnie. Była zimna i zdeterminowana. Może ją źle wychowano, ale to jedyne usprawiedliwienie, jakie mogę dla niej znaleźć.
— Śmierć pana Crale’a musiała być dla niej strasznym wstrząsem.
— Och, bez wątpienia. I sobie wyłącznie mogła przypisać winę za to, co się stało. Nie chcę posunąć się tak daleko, aby usprawiedliwiać morderstwo, panie Poirot. ale jeżeli kiedykolwiek doprowadzono kobietę do ostateczności, to właśnie Karolinę Crale. Przyznam się szczerze, że bywały chwile, kiedy sama chętnie bym zamordowała tamtych oboje. Narzucać towarzystwo tej dziewczyny żonie, słuchać spokojnie wszystkich bezczelności, które ta rzucała żonie w twarz — a Elza była bezczelna, panie Poirot! Amyas Crale zasłużył na to, co go spotkało. Żadnemu mężczyźnie nie wolno bezkarnie postępować w ten sposób z żoną. Jego śmierć była po prostu tylko odkupieniem za ten postępek.
— Pani odczuwa to bardzo żywo — zauważył Poirot. Drobna kobieta spojrzała na niego nieugiętymi szarymi oczami i powiedziała: