— Ale to, co pani mówi, zdumiewa mnie — rzekł powoli Poirot. — Ze słów Filipa Blake’a odniosłem wrażenie, że nigdy nie lubił siostry pani.
— Wiem o tym. Toteż nie potrafię sobie tego wytłumaczyć. Ale fakt pozostaje faktem.
Poirot powoli pokiwał głową. Już podczas rozmowy z Filipem Blake’em czuł
instynktownie, że coś tu brzmi fałszywie. Jego przesadna animozja w stosunku do Karoliny wydawała się nienaturalna.
Poirot przypomniał sobie urywki rozmowy z Meredithem Blake’em. „był bardzo przygnębiony wiadomością o ożenku Amyasa. nie pokazywał się u nich chyba z rok.”
Czyżby Filip od najwcześniejszej młodości kochał się w Karolinie? I czy jego miłość, kiedy Karolina wybrała Amyasa, przerodziła się w rozgoryczenie i nienawiść?
Tak, Filip mówił o tym zbyt namiętnie, zbyt wrogo. Poirot ujrzał go oczyma wyobraźni. Wesoły, zamożny biznesmen, amator golfa, posiadający wygodny własny dom. Co naprawdę czuł Filip Blake szesnaście lat temu?
— Nie rozumiem tego — rzekła Angela. — Widzi pan, nie mam doświadczenia w sprawach miłosnych. Mnie one w życiu ominęły. Opowiedziałam to panu tylko na wszelki wypadek. Na wypadek, gdyby to mogło mieć jakiś związek z tym, co zaszło.
Część 2
(list nadesłany wraz z manuskryptem)
Szanowny Panie Poirot! Dotrzymując obietnicy, przesyłam panu w załączeniu opis wypadków związanych ze śmiercią Amyasa Crale ’a. Podkreślam, ze po upływie tak długiego czasu moje wspomnienia mogą być niezupełnie dokładne, choć starałem się opisać wszystko możliwie jak najwierniej.
Z poważaniem Filip Blake
Wspomnienia o wypadkach poprzedzających zabójstwo Amyasa Crale’a w dniu. września 19.
Moja przyjaźń ze zmarłym datowała się od wczesnego dzieciństwa. Domy nasze sąsiadowały ze sobą na wsi, a rodziny były bardzo zaprzyjaźnione. Amyas Crale był o dwa lata starszy ode mnie. Jako chłopcy bawiliśmy się razem podczas wakacji i świąt, chociaż nie byliśmy w tej samej szkole.
Ze względu na długoletnią znajomość ze zmarłym wydaje mi się, że jestem szczególnie powołany do zobrazowania jego charakteru i światopoglądu. I zaznaczam od razu: dla każdego, kto dobrze znal Amyasa Crale’a, myśl, że Amyas mógł popełnić samobójstwo, jest po prostu śmieszna. Crale w żadnym wypadku nie odebrałby sobie życia, zbyt je bowiem kochał! Twierdzenie obrony podczas procesu, że Crale’a dręczyły wyrzuty sumienia ze w przystępie rozpaczy zażył truciznę — jest szczytem niedorzeczności dla każdego, kto znał tego człowieka. Crale nie odznaczał się zbyt wrażliwym sumieniem, a już na pewno nie był przeczulony. Co więcej, on i jego żona żyli ze sobą źle i wątpię, aby miał jakieś skrupuły, jeżeli chodziło o zerwanie tak dla niego niefortunnych więzów małżeńskich. Na pewno zabezpieczyłby materialnie żonę i dziecko, i to bardzo hojnie. Amyas w ogóle był człowiekiem hojnym, dobrym i budził powszechną sympatię. Był nie tylko wielkim artystą, ale również człowiekiem, którego uwielbiali jego przyjaciele. O ile wiem, nie miał żadnych wrogów.
Karolinę Crale znałem również od wielu lat. Poznałem ją jeszcze przed jej ślubem, kiedy zaczęła odwiedzać Alderbury. Była wówczas niezrównoważoną nerwowo dziewczyną, miewała nagłe wybuchy niepohamowanego gniewu. Bez wątpienia dość powabna, lecz nieszczęśliwe usposobienie utrudniało jej współżycie z ludźmi. Zakochała się w Amyasie od pierwszego niemal wejrzenia i nie ukrywała wcale swych uczuć. On natomiast, moim zdaniem, nie był w niej specjalnie zakochany. Spotykali się jednak często. Jak już wspomniałem, Karolina była ładna, no i zaręczyli się w końcu. Najbliżsi przyjaciele Amyasa spoglądali niechętnym okiem na te projekty małżeńskie, zdawali sobie bowiem sprawę, że Karolina jest dla Amyasa zupełnie nieodpowiednią żoną. W wyniku tego w pierwszych latach po ślubie Amyasa stosunki między jego żoną a jego przyjaciółmi były dość naprężone, on jednak pozostawał nadal lojalnym przyjacielem i nie miał zamiaru porzucać starych druhów na żądanie żony. Po upływie kilku lat między mną a nim powróciła dawna zażyłość i bywałem częstym gościem w Alderbury. Mogę jeszcze dodać, że byłem chrzestnym ojcem ich córeczki, Karli. Jest to, sądzę, dowodem, że Amyas uważał mnie za swego najlepszego przyjaciela, i to mnie upoważnia do przemawiania w imieniu człowieka, który nie może już sam się bronić.
Przechodzę teraz do konkretnego opisu faktów, o który mnie proszono. Przyjechałem do Alderbury (jak to sprawdziłem w starym notatniku) na pięć dni przed tragedią, to znaczy trzynastego września. Wyczułem od razu, że sytuacja jest dość napięta. W Alderbury bawiła także panna Elza Greer, której portret Amyas wówczas malował.
Widziałem wtedy pannę Greer po raz pierwszy, ale o jej istnieniu wiedziałem już od pewnego czasu. Miesiąc przedtem Amyas opowiadał mi o niej z zachwytem. Poznał, jak twierdził, cudowną dziewczynę. Mówił o niej z takim zapałem, że powiedziałem żartobliwie: „Uważaj, stary, bo znowu stracisz głowę”, na co mi odpowiedział, że dureń ze mnie. Robi portret dziewczyny, ale osobiście wcale się nią nie interesuje. „Opowiadaj babci! — odrzekłem. — Nie pierwszy już raz słyszę to od ciebie”. „Ale tym razem to zupełnie co innego” — odpowiedział mi na to, a ja dość cynicznie zauważyłem: „Zawsze tak mówisz!” Na twarzy Amyasa odbiła się nagle troska i niepokój. Powiedział do mnie: „Nic nie rozumiesz. To młodziutka dziewczyna, dziecko prawie”. Dodał jeszcze, że Elza ma bardzo nowoczesne zapatrywania i jest całkowicie pozbawiona przesądów. „Jest uczciwa i naturalna, a do tego nie wie, co to strach”.
Pomyślałem sobie, nie mówiąc tego głośno, że tym razem Amyas wpadł na dobre. Kilka tygodni potem doszły moich uszu uwagi innych osób. Mówiono, że „ta mała Greer jest zakochana do szaleństwa”. Ktoś inny dodał, że to już przesada ze strony Amyasa, bo dziewczyna jest bardzo młodziutka, na co jeszcze inny posiedział ironicznie, że Elza Greer potrafi sobie doskonale dać radę. Dalsze uwagi dotyczyły faktu, że dziewczyna ma forsy jak lodu i zawsze zdobywa to, co zechce, oraz że „to ona właśnie jest stroną atakującą”. Padło pytanie, co też sądzi o tym wszystkim żona Crale’a — i znacząca odpowiedź, że musi chyba już być przyzwyczajona do podobnych rzeczy. Ktoś inny dorzucił, że podobno Karolina jest piekielnie zazdrosna i tak zatruwa mężowi życie, że każdemu na jego miejscu należałoby wybaczyć jakiś odskok.
Wspominam o tym wszystkim, ponieważ chcę dać pełny obraz sytuacji przed moim przyjazdem.
Bardzo chciałem zobaczyć na własne oczy tę dziewczynę. Była bardzo ładna i pociągająca. Muszę też przyznać, że ze złośliwą uciechą zauważyłem, iż Karolina jest mocno przygnębiona.
Amyas Crale również nie był tak wesół jak zazwyczaj. Ktoś, kto nie znał go tak dobrze, nie zauważyłby żadnej zmiany w jego zachowaniu, ale ja spostrzegłem od razu liczne oznaki niepokoju wewnętrznego. Byt roztargniony, zamyślał się często i wpadał w gniew o byle drobiazg.
Kiedy malował, zawsze miewał humory, tym razem jednak praca nie była wyłączną przyczyną. Ucieszył się na mój widok i skoro tylko znaleźliśmy się sam na sam, powiedział: „Chwała Bogu, że jesteś, Fil. Jak się mieszka z czterema babami, można dostać bzika. One mnie w końcu doprowadzą do domu wariatów”.
Atmosfera była rzeczywiście dość przykra. Jak wspomniałem, Karolina najwyraźniej brała sobie to wszystko do serca. W pozornie uprzejmy, poprawny sposób traktowała Elzę tak pogardliwie, że trudno to sobie wprost wyobrazić. Nie padło przy tym żadne obraźliwe słowo. Elza z kolei zachowywała się wobec Karoliny z jawną bezczelnością. Była górą i wiedziała o tym — a że nie otrzymała dobrego wychowania, zachowywała się wręcz wulgarnie. W rezultacie, kiedy Amyas nie malował, spędzał cały prawie czas na kłótniach z małą Angelą. Żyli zazwyczaj w wielkiej przyjaźni, chociaż ustawicznie sobie dokuczali i sprzeczali się ze sobą. Tym razem jednak Amyas był wciąż podminowany, mówił rzeczy ostre i przykre, toteż oboje wybuchali naprawdę, ilekroć się zetknęli. Czwartą kobietą była guwernantka, „skwaszona stara panna”, jak się o niej wyrażał Amyas. „Nienawidzi mnie śmiertelnie — powiedział. — Siedzi z zaciśniętymi wargami i wciąż ma mi wszystko za złe”.