Выбрать главу

Ujął mnie wówczas za ramię mówiąc:

— Fil, drogi chłopcze, wiem, że mi dobrze życzysz, ale nie kracz tu nade mną. Dam sobie radę. Przekonasz się, że wszystko się dobrze skończy, zobaczysz!

Był w tym cały Amyas. Zawsze pełen niczym nie uzasadnionego optymizmu. Powiedział wesoło:

— Pal licho tę całą bandę!

Nie wiem, czy rozmawialiśmy dłużej na ten temat, bo za chwilę na taras wyszła Karolina. Miała na głowie oryginalny ciemnobrązowy kapelusz z dużym rondem, dość ładny.

Powiedziała najnormalniejszym, codziennym głosem:

— Zdejmij tę poplamioną farbami marynarkę, Amyasie. Nie pamiętasz, że idziemy na herbatę do Mereditha?

Spojrzał na nią ze zdumieniem i bąknął, zacinając się lekko:

— O, zapomniałem. Naturalnie, idziemy!

— Więc postaraj się doprowadzić do przyzwoitszego wyglądu, żeby cię nie brano za brudasa!

Mówiła tonem najzupełniej swobodnym, nie patrzyła jednak na niego. Podeszła do klombu dalii i zaczęła zrywać zbyt rozwinięte kwiaty.

Amyas odwrócił się powoli i wszedł do domu. Karolina zaczęła ze mną rozmowę. Mówiła dużo o tym, czy obecna piękna pogoda długo się utrzyma i czy w pobliżu są teraz makrele, bo jeśli tak, to może Amyas i ja razem z Angelą mielibyśmy chęć pójść na ryby. Muszę przyznać, że mi zaimponowała! Sądzę jednak, że to jeszcze jeden dowód, co to była za kobieta! Miała niezwykle silną wolę i panowała nad sobą całkowicie. Nie wiem, czy wtedy już postanowiła go zabić, ale wcale by mnie to nie zdziwiło. A potrafiła opracować plan działania na chłodno, dokładnie, nie dopuszczając, aby choć cień uczucia zamącił jasność jej myśli.

Karolina Crale była kobietą bardzo niebezpieczną. Powinienem był już wtedy zrozumieć, że nie podda się bez walki. Ale sądziłem jak idiota, że postanowiła pogodzić się z losem albo też myśli, że jeśli będzie się zachowywać, jak gdyby nic nie zaszło, Amyas zmieni może zamiary.

Po chwili reszta towarzystwa również wyszła na taras. Elza miała minę wyzywającą i zwycięską zarazem. Karolina nie zwracała na nią uwagi. Sytuację uratowała Angela. Wyszła na taras, kłócąc się z panną Williams, że za nic nie zmieni spódnicy. Mówiła, że ta, którą ma na sobie, jest zupełnie dobra — w każdym razie nie warto wkładać lepszej dla kochanego starego Mereditha, który i tak nigdy nic nie dostrzega.

Wyruszyliśmy nareszcie. Karolina szła z Angelą, ja z Amyasem. Elza szła sama, uśmiechając się do własnych myśli.

Nie zachwycałem się nią specjalnie. Jak na mój gust była zbyt gwałtowna — muszę jednak przyznać, że wyglądała tego popołudnia nieprawdopodobnie pięknie. Kobiety zwykłe tak wyglądają, kiedy osiągają to, czego chcą.

Nie mogę sobie dokładnie przypomnieć wszystkiego, co się wydarzyło tego popołudnia. Wszystko jest jakby zamglone. Pamiętam tylko, że Merry wyszedł na nasze spotkanie i że obeszliśmy najpierw ogród. Przypominam sobie długą dyskusję z Angelą na temat zaprawiania terierów do łowienia szczurów. Mała zjadła nieprawdopodobną ilość jabłek i usiłowała mnie również do tego namówić.

Kiedy wróciliśmy do domu, pito już herbatę pod wysokim cedrem. Merry miał zmartwioną minę. Przypuszczam, że Karolina albo Amyas musieli coś mu powiedzieć. Patrzył niepewnie na Karolinę, potem znów gapił się na Elzę. Chłop był szczerze zmartwiony. Karolinie, oczywiście, przyjemnie było mieć stale w odwodzie Mereditha, oddanego, platonicznego przyjaciela, który nigdy nie posunie się za daleko. Taka to już była osoba.

Po herbacie Meredith zamienił ze mną w pośpiechu kilka słów.

— Słuchaj, Fil, Amyas nie może tego zrobić! — powiedział.

— Możesz być pewien, że zrobi.

— Nie może porzucić żony i dziecka i odejść z tą dziewczyną. Jest od niej o tyle starszy. Przecież ona ma najwyżej osiemnaście lat!

Odpowiedziałem mu, że panna Greer ma już skończone dwadzieścia i jest na wskroś nowoczesną panną.

— W każdym razie nie jest jeszcze pełnoletnia. Z pewnością nie wie, co robi.

Poczciwy stary Meredith, zawsze taki sam, rycerz bez skazy.

— Nie martw się, stary — uspokoiłem go. — Wie dobrze, co robi, i ma z tego dużo przyjemności.

Nic więcej nie zdążyliśmy sobie powiedzieć. Pomyślałem sobie, że Merry’ego zaniepokoiła pewnie wiadomość, że Karolina będzie wolna. Po rozwodzie będzie się zapewne spodziewała propozycji małżeńskiej od swego wiernego Filona. Podejrzewałem jednak, że beznadziejna miłość bardziej mu odpowiada. Przyznam się, że ta strona sprawy mocno mnie ubawiła.

Rzecz dziwna, ale niewiele pamiętam z naszej wizyty w cuchnącym laboratorium Mereditha. Lubił zawsze popisywać się przed gośćmi swoimi ziołami, które mnie osobiście bardzo nudziły. Musiałem znajdować się w pokoju razem ze wszystkimi podczas odczytu Mereditha o właściwościach cykuty, ale zupełnie tego nie pamiętam. Nie widziałem też, jak Karolina ukradła truciznę. Jak już wspomniałem, Karolina była bardzo zręczna i przebiegła. Pamiętam natomiast, jak Meredith czytał na głos fragment Platona, opisujący śmierć Sokratesa. Było to przeraźliwie nudne. Klasycy zawsze mnie okropnie nudzili.

Mało już pamiętam z tego dnia. Między Amyasem a Angelą wybuchła wielka kłótnia, którą zresztą wszyscyśmy powitali z radością, gdyż uniknęło się w ten sposób innych nieporozumień. Angela pobiegła do swego pokoju w ataku furii. Oświadczyła Amyasowi: a) że się na nim zemści, b) chciałaby, żeby zdechł, c) chciałaby, żeby umarł na trąd, bo to się mu należy, d) chciałaby, żeby mu się kiełbasa przykleiła do nosa jak w jednej z bajek i nie dała się oderwać. Po jej odejściu wybuchnęliśmy wszyscy śmiechem, tak śmieszna była cała ta mieszanina.

Zaraz potem Karolina też udała się na spoczynek. Znikła także ze swoją uczennicą panna Williams. Amyas Elza poszli do ogrodu. Było zupełnie jasne, że moje towarzystwo jest niepożądane — poszedłem więc samotnie na spacer, bo noc była bardzo piękna.

Nazajutrz zszedłem na dół dość późno. W jadalni nie było nikogo. Śmieszne, jak człowiek pamięta drobne, nieważne rzeczy — ja na przykład pamiętam doskonale smak nereczek i bekonu, które wtedy podano na śniadanie. Znakomite!

Po śniadaniu trochę się wałęsałem, szukając reszty towarzystwa. Wyszedłem do ogrodu, ale nie zobaczyłem nikogo, wypaliłem papierosa, wreszcie spotkałem pannę Williams szukającą Angeli, która jak zwykle uciekła, zamiast reperować podartą sukienkę. Wróciłem następnie do holu i stwierdziłem, że Amyas i Karolina odbywają w bibliotece zasadniczą rozmowę. Mówili bardzo głośno usłyszałem, jak ona powiedziała:

— Ty i twoje baby! Zabiłabym cię!. I kiedyś cię zabiję!

Amyas odpowiedział na to:

— Nie bądź głupia, Karolino. A ona;

— Nie żartuję, Amyasie!

Nie chcąc dłużej podsłuchiwać, wyszedłem znowu na powietrze. Poszedłem tarasem w przeciwną stronę natknąłem się na Elzę. Siedziała na ławce tuż pod oknem biblioteki, które było otwarte. Przypuszczam, że musiała słyszeć wszystko, co tam mówiono. Na mój widok wstała najspokojniej i podeszła do mnie. Uśmiechała się. Ujęła mnie pod rękę i rzekła:

— Co za piękny poranek!

Dla niej był to istotnie piękny poranek. Okrutna z niej była dziewczyna. Albo nie, może tylko uczciwa i pozbawiona wyobraźni. Nie widziała nic poza jedynym celem, do którego dążyła. Jakieś pięć minut staliśmy, rozmawiając na tarasie, gdy drzwi biblioteki otworzyły się i wyszedł z nich Amyas, czerwony jak burak. Bezceremonialnie schwycił Elzę za ramię i powiedział:

— Chodźmy! Już czas na pozowanie. Chcę jak najprędzej dokończyć portret.

— Świetnie — odpowiedziała. — Pójdę tylko na górę po sweter. Jest dość chłodny wiatr.

Z tymi słowy weszła do domu.