Выбрать главу

— Bzdura! — powiedział kucharz wysłuchawszy opisu powszechnej ucieczki widzów. — Gdybyś ty chociaż widział na własne oczy to, czego, jak sam mówisz, nie było.

— Łatwo powiedzieć „bzdura” — zaperzył się lokaj. — Mówisz „bzdura” na wszystko, co usłyszysz. Rozmowa z tobą jest wstrętna… Jeśli ktoś myśli, że kłamię, to niech ma odwagę powiedzieć mi to prosto w oczy.

— A co wtedy? — wojowniczo spytał kucharz. — Prosto w oczy? To powiem ci prosto w oczy, że kłamiesz!

— Ja? Kłamię?

— No, jeśli nie kłamiesz, to zmyślasz, co na jedno wychodzi. Jeśli zaś chcesz znać prawdę, to ci wyjaśnię: wszystko zdarzyło się dlatego, że zawaliły się słupy. Tego, ma się rozumieć, nie widziałem, ale myślę, że taki drobiazg wystarczy. Galerie przecież trzymają się na słupach, czy nie tak? A jeśli ludzi było trzy razy więcej, aniżeli to się przewiduje, to podpory złamały się.

— A co tu mają do rzeczy podpory! — zaprotestował spocony ze złości kelner. — Gdy runęła cała masa ludzi na ulicę, drzwi trzeszczały, sam słyszałem krzyki. Oprócz tego wypytywałem wielu, więc chyba jasne.

— Bzdura — powtórzył kucharz. — Gdy złamię ci nogi, to sam zaczniesz krzyczeć nie wiadomo co. Zdarza się, że człowiek ze strachu traci rozum i zaczyna pleść trzy po trzy.

— Wszyscy wiedzą, że jest pan niedowiarkiem! — krzyknęła pokojówka, gdy w tym czasie jej koleżanka z kucharką rozdziawiły usta i drżały z wielkiej ciekawości. — Gdy byłam maleńka, to widziałam taką rzecz, że gdyby kto poprosił mnie, abym opowiedziała o tym przed nastaniem nocy, to za nic bym tego nie zrobiła. Przyszedł raz do nas człowiek, a było to nocą, i prosi o nocleg…

— Dobrze pamiętam — przerwał jej kelner — jak wyszedł z drzwi poważny, grzeczny jegomość. „Co się stało?” — spytałem go i widzę, że jest bardzo zdenerwowany. Powiedział mi: „Proszę nie szukać marnych rozrywek. Widziałem jak w człowieka wcielił się demon i uniósł go w powietrze, proszę się modlić!” — i odszedł ot tak wymachując ręką. Mogę powiedzieć, że w tym geście ręki było wiele zawarte.

Kucharz nie zdążył jeszcze powiedzieć: „Bzdura” — gdy pokojówka w obawie, że jej opowiadanie utonie w zajadłym sporze, podniosła głos o ton wyżej i trajkotała szybko:

— Czy słyszycie? Powiedziałam, że ten człowiek poprosił o nocleg u nas. Ojciec poburczał, ale wpuścił go, a na drugi dzień matka narzekała: „A co? Czy nie miałam racji?” Matka nie chciała, żeby go wpuszczono. Co się stało? W naszym domu był pusty pokój, w którym nikt nie mieszkał; tam przeważnie przechowywano warzywa, tam też ojciec trzymał tokarkę stolarską. W tym pokoju położono spać naszego dziwaka. Widzę go jak dziś: wysoki, gruby, siwy, a twarz miał taką gładką i różową, jak Betsy lub ja, gdy nie jestem niczym zdenerwowana. Chociaż byłam maleńka, to wyraźnie widziałam, że w starcu jest coś podejrzanego. Gdy poszedł spać, podkradłam się pod jego drzwi i zaglądnęłam przez dziurkę od klucza i… czy możecie sobie wyobrazić, co zobaczyłam?

— Nie, nie! Proszę nie mówić! Proszę nie mówić! — krzyknęły kobiety. — Och, a co pani tam widziała?

— Siedział na workach, jeszcze teraz cała drżę, jak to wspominam. „Moje szanowne członki” — powiedział i odjął prawą nogę. „Moje kochane kończyny”. Tu Bóg mi świadkiem, sama widziałam, odjął i postawił przy ścianie lewą nogę. Kolana ugięły się pode mną, ale patrzyłam dalej. Patrzę, a on odejmuje jedną rękę. Wiesza ją na gwoździu, odejmuje drugą, kładzie niedbale i…

— I co?! — pytali słuchacze.

— I najspokojniej zdejmuje z siebie głowę! O, tak! Buch ją na kolana!

Pokojówka, chcąc teraz przedstawić ten straszny moment, schwyciła siebie za głowę, wytrzeszczyła oczy, a potem z wyrazem zmęczenia wywołanego szokującym wspomnieniem obrazowo opuściła ręce i cofnęła się z westchnieniem.

— No, no, ale kłamiesz — powiedział kucharz, którego zaciekawienie opowiadaniem wyraźnie zmalało, gdy tylko pokojowa pozbawiła biedaka drugiej ręki. — Jak mógł zdjąć głowę, jeśli nie miał rąk?

Pokojówka obrzuciła go lodowatym spojrzeniem.

— Już dawno ktoś zauważył — ostro zareplikowała — że zachowuje się pan jak azjatycki pasza, bez krzty szacunku wobec kobiet! Kto wbił panu do głowy, że starzec był bez rąk? Powiadam, że ręce miał.

Trzeźwy umysł kucharza zmącił się; bezradnie więc machnął ręką i splunął. W tej chwili zjawił się, patrząc ponad ogromnymi okularami, człowiek w fartuchu i w filcowych pantoflach. Był to posługacz z górnego piętra.

— Dziwna rzecz — powiedział, nie zwracając się do nikogo, lecz obrzucając wszystkich po kolei ponurym, obcym spojrzeniem. — Co? Mówię, że to dziwna rzecz, o czym też powiadomiłem nocą administratora.

Nastąpiła długa przerwa.

— A co to za dziwna rzecz? — spytał lokaj.

— Gdy wspomnę, to ciarki przechodzą — burknął posługacz, czekając aż pauza osiągnie zamierzony skutek. — Posłuchajcie. Dzisiaj o drugiej w nocy, wyczyściwszy wszystkie buty, przechodziłem obok 137-go i zauważyłem, że drzwi nie są zamknięte, lecz lekko otwarte. Zastukałem, ot tak bez celu, tylko tak sobie. Bóg wie, co może się zdarzyć. Było tam cicho. Wszedłem, przekonałem się, że gościa nie ma, potem zamknąłem drzwi na klucz, włożyłem go do kieszeni, a później powiesiłem na tablicy. Potem zabawiłem na górze około pięciu minut i znowu udałem się na dół, musiałem przejść ponownie obok 137-go i wówczas zobaczyłem, że klamka poruszyła się. Ktoś od wewnątrz próbował otworzyć drzwi. Cicho zbliżyłem się do nich i zamarłem — klamka jeszcze raz poruszyła się, potem rozległy się kroki. W tym momencie zaglądnąłem przez dziurkę od klucza. W przedpokoju paliło się światło, zobaczyłem plecy odchodzącego człowieka. Zatrzymał się przed kotarą, odsunął ją i odwrócił się. Ale nie był to ktoś obcy, tylko tenże Aysher, który tam mieszka. Nie więcej niż po pięciu minutach wszedł na korytarz z klatki schodowej, zdjął klucz i znalazł się u siebie w pokoju.

Posługacz po podaniu tych faktów ponownie spojrzał po kolei na szeroko otwarte usta słuchaczy i dodał:

— Czy rozumiecie?

— Do diabła! — powiedział kelner, ironicznie spojrzawszy na kucharza, który jednak w tym wypadku nie krzyknął „bzdura”, tylko z goryczą pokiwał głową nad kawałkiem baraniego tłuszczu. — Jakże to mógł znaleźć się u siebie w pokoju?

— Jeśli nie przez balkon, to przez drzwi tylko w postaci komara lub muchy — wyjaśnił posługacz. — Przecież nawet mysz nie może przecisnąć się przez dziurkę od klucza.

— A co administrator na to?

— Powiedział: „Hm… tylko, myślę, czy ci się nie przewidziało?” Jednak zauważyłem, z jaką lekkością pobiegł administrator na górę, chyba tylko po to, żeby zaglądnąć przez, dziurkę, a wrócił na dół z twarzą trzy razy bardziej bladą niż zazwyczaj.

W tym momencie wszyscy zaczęli omawiać zachowanie i osobowość tajemniczego lokatora.

— Rzadko bywa w domu — zauważył posługacz, i przypomniał sobie, że Aysher wybrał pokój na najwyższym piętrze, mimo że ten pokój był gorszy od wolnych pomieszczeń na niższych piętrach. Betsy dodała:

— To poważny młody człowiek, jak rzadko kto potulny i grzeczny; nikt jeszcze nie usłyszał od niego żadnych uwag, nawet wtedy, gdy zdarzy się zapomnieć posprzątać w pokoju lub gdy stojąc przed lustrem, nie od razu chce się lecieć na dzwonek.