Выбрать главу

Sam miała wrażenie, że rozpada się na kawałki. Przywarła do Kyle'a, starając się nie poddawać rozpaczy. Nadal się bała, że operacja ujawni jakieś nowe obrażenia, których lekarze nie przewidzieli. A jeśli kręgosłup Caitlyn jednak ucierpiał? Nawet najlepsi lekarze się mylą. Czy to możliwie, że ten mały diabełek nie będzie już puszczał kaczek na rzece, łapał raków, jeździł konno ani chodził?

Dlaczego Sam była taka niedbała? Gdyby tylko zobaczyła, że Caitlyn wychodzi z domu. Gdyby radio nie grało tak głośno. Gdyby wcześniej się domyśliła, że córka poszła przez pola na ranczo, jak to robiła setki razy. Ale Sam zareagowała zbyt wolno i kiedy zobaczyła Caitlyn na grzbiecie Jokera, było już za późno. Będzie dobrze, musi być dobrze, powtarzała sobie, ale nie mogła przestać się zamartwiać.

– Nigdy sobie nie wybaczę, że nie znalazłam jej, zanim dosiadła tego konia…

– Nie dręcz się tym – wyszeptał Kyle. – Nie jesteś niczemu winna.

– Ale…

– Żadnych ale. – Mówił cicho, minę miał poważną. – Jesteś najlepszą matką na świecie. Chodź, usiądziemy. – Stanowczym gestem ujął ją za ramię.

Siedzieli razem na kanapie, nie patrząc nawet na stare czasopisma i kawę. Spojrzała na niego i zrozumiała, że jeśli nawet Kyle nie kocha jej, to dla dziecka zrobi wszystko. Sekundy mijały, a ona bała się, że za chwilę oszaleje.

– Nie martw się – powtarzał Kyle raz po raz, chociaż w jego oczach również widziała strach.

– Wiesz, że pozwoliłam uciec Jokerowi.

– Randy go odnajdzie. W gardle ją ściskało, mówiła z trudem.

– Kiedy zobaczyłam Caitlyn, wbiegłam do zagrody przez bramę i pewnie zapomniałam ją za sobą zamknąć. Nie wiem dlaczego.

– Pewnie myślałaś o naszej córce. Do diabła, ten koń się nie liczy. Nie mówmy o nim.

– Ale on jest bardzo drogi. Należy do Granta i…

– I mam ochotę zastrzelić tego narowistego drania. Joker od samego początku mi się nie podobał.

– Nie możesz odgrywać Rhetta Butlera i winić konia za wypadek Caitlyn. – Sam odgarnęła włosy z czoła.

– Dlaczego?

– Bo to moja wina – oznajmiła. Nie miała zamiaru zrzucać na nikogo odpowiedzialności. – Powinnam bardziej uważać.

– Brałaś prysznic.

– Tak, i nie słyszałam, jak Caitlyn woła przez drzwi, że idzie na twoje ranczo. Nie pozwoliłabym jej iść tam samej, ale drzwi były zamknięte, grało radio i szumiała woda. W ogóle nie wiedziałam, że coś do mnie mówiła. Dowiedziałam się o tym dopiero w drodze do szpitala, kiedy na chwilę otworzyła oczy i wszystko mi powiedziała. O Boże, gdyby tylko… – Głos jej się załamał i łzy zebrały się w kącikach oczu.

– Cii. Nie zadręczaj się. – Splótł jej palce ze swoimi. – Nie powinienem był wyjeżdżać. Gdybym nie pojechał na to cholerne posiedzenie w Minnesocie…

– Ale pojechałeś, a Caitlyn wiedziała, że nie powinna chodzić na ranczo, kiedy ciebie tam nie ma.

– To już się nigdy nie powtórzy – przysiągł Kyle, patrząc jej prosto w oczy.

– Akurat. – Potrząsnęła głową z niedowierzaniem. Znała upór swojej córki. – A jak temu zapobiegniesz?

– Nie spuszczę jej z oka.

– Ach, tak…

– Mówię poważnie, Sam. W Minneapolis wiele sobie przemyślałem. Dużo myślałem też po twoim telefonie, i w czasie lotu do Jackson. Rozważyłem sytuację ze wszystkich stron i doszedłem do wniosku, że mamy tylko jedno rozwiązanie. Musimy się pobrać. Tak jak trzeba. I nie będzie to żadne małżeństwo z rozsądku.

– Słucham? – Gwałtownie uniosła głowę i popatrzyła mu w twarz. Zobaczyła na niej determinację.

– Kocham cię, Sam. Chcę, żebyś została moją żoną. On ją kocha? Była pewna, że źle go usłyszała, ale serce niemal wyskoczyło jej z piersi, kiedy zobaczyła w jego oczach szczere przekonanie i nadzieję. Ale czy może mu zaufać? Już raz oddała mu serce. Teraz ma zaryzykować i wyjść za niego?

– Kyle… Wstał i pociągnął ją za sobą.

– Słyszałaś, co powiedziałem?

– Tak, ale… Spojrzał na nią rozczarowany.

– Kocham cię, do diabła, i chcę się z tobą ożenić!

– Ja też cię kocham – przyznała. Fala szczęścia zalała jej serce. Kyle otoczył ją ramionami i całował, aż straciła oddech i zapomniała o wszelkich obawach co do ich przyszłości.

– Posłuchaj, Sam – powiedział, unosząc głowę. – Jest coś jeszcze.

– Coś jeszcze?

– Chcę uznać Caitlyn za swoją córkę i zmienić jej nazwisko na Fortune. Chcę, żebyście obie ze mną zamieszkały.

– Z tobą? – Myśl o przeprowadzce do miasta była jak zimny prysznic, ale jeśli to niezbędne, by poślubić Kyle'a, zgodzi się na to. On ma rację. Pełna rodzina dla Caitlyn jest najważniejsza. W dodatku Sam teraz wiedziała, że nie chce przeżyć reszty życia bez Kyle'a. – Nie wiem, czy Caitlyn spodoba się w Minneapolis.

– Jestem pewien, że nie zniosłaby tego miasta. – Zacisnął palce na jej palcach. – Nie pojedziemy do Minnesoty. Przeniesiecie się na moje ranczo.

Nie wierzyła własnym uszom.

– Tutaj? W Wyoming?

– Tak trudno to zrozumieć? – Uśmiechał się szeroko.

– Ale przecież masz zamiar sprzedać ranczo i wrócić do…

– Nigdy! – przerwał jej szybko i stanowczo. – Wreszcie zrozumiałem, że tutaj jest mój dom, z tobą i z moją córką, na naszym ranczu. Nigdy nie sprzedam tego miejsca.

– Jeszcze zmienisz zdanie – powątpiewała. – Zimy tu są bardzo srogie. Temperatura spada, wyją wiatry, śnieg…

– No to nauczę się jeździć na nartach albo… jak to się nazywa? Na snowboardzie. Będziemy jeździć razem z Caitlyn. – Spojrzał w głąb korytarza, znowu zatroskany. – To znaczy, jeśli przed zimą wróci do zdrowia.

– Wszystko będzie dobrze. – Sam nagle poczuła, że wierzy w te słowa.

– No więc jak? – Przyciągnął ją do siebie. – Jak będzie, Sam? Wyjdziesz za mnie?

– Tak – odparła i zarzuciła mu ramiona na szyję. Kyle roześmiał się i zawirował z nią wkoło, budząc zdziwienie doktora Renfro, który właśnie pojawił się obok nich z papierami w ręku. Kombinezon chirurga znaczyły plamy z potu, ale twarz miał pogodną.

– Pani Rawlings?

– Jak ona się czuje? – spytała zdyszana Samantha.

– Na pewno w końcu wyzdrowieje.

– W końcu? – Kolana się pod nią ugięły.

– Pani córka dobrze zniosła operację. Nastawiliśmy ramię, bark i zajęliśmy się żebrami. Najtrudniej było uporać się z ramieniem, dwie kości były złamane, musieliśmy je połączyć metalowymi klamrami. Złamanie było skomplikowane, z odpryskami kości.

– A co z kręgosłupem?

Uśmiechnął się cierpliwie.

– Już mówiłem, że to nic poważnego. Będzie dobrze, chociaż przez jakiś czas będzie ją bolało. Zapisałem jej środki przeciwbólowe na kilka najbliższych dni. Potem pewnie trudno ją będzie utrzymać w łóżku i to stanie się największym problemem.

Wysłuchali instrukcji lekarza i Sam znów się rozpłakała, tym razem z radości. Łzy spływały jej po twarzy i gdyby nie Kyle, chyba osunęłaby się na podłogę.

– Proszę pamiętać – ciągnął lekarz – że to zajmie trochę czasu. Przeżyła duży wstrząs. – Wytłumaczył im wszystko ze szczegółami, odpowiedział na ich pytania. Przez cały czas rozmowy Sam nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy dziecko. Doktor zgodził się na krótkie odwiedziny. – Kiedy tylko się rozbudzi, możecie do niej pójść. Będzie w sali 301.

– Jesteś. – Caitlyn zamrugała oczami i spojrzała prosto na Kyle'a. Serce mu drgnęło, kiedy zobaczył w jej oczach lekkie zaskoczenie. – Myślałam, że wyjechałeś.