Выбрать главу

– Tylko na kilka dni.

– To przeze mnie – powiedziała, nadal półprzytomna po operacji. Oblizała suche wargi i ziewnęła.

– Przez ciebie?

– Nie chciałeś mnie. Tak powiedziała Jenny Peterkin. Że mój tata mnie nie chciał.

– Co takiego? Ależ kochanie, nic…

– Już kiedyś zostawiłeś mamę. Z mojego powodu. – Powieki zaczęły jej opadać.

Poczuł wielki ciężar na piersi.

– Wtedy popełniłem wielki błąd. Ale o tobie nie wiedziałem, kochanie. Wiem dopiero od niedawna…

Ale ona znów zapadła w sen. Jasne włosy rozsypały się na poduszce, opalona buzia była blada, piegi na nosie bardziej widoczne.

– O czym ona mówiła? – zwrócił się do Sam.

– Nie mam pojęcia. Mnie nigdy nic takiego nie powiedziała.

– Musimy to jak najszybciej naprawić. Caitlyn?

– Hm?

– Twoja mama i ja pobieramy się. Dziewczynka otworzyła oczy.

– Co?

– Dobrze słyszałaś, kochanie. – Sam przechyliła się przez poręcz szpitalnego łóżka i dotknęła zdrowej ręki córki. – Poprosimy wielebnego Pease'a, żeby udzielił nam ślubu, kiedy wyjdziesz ze szpitala. Kyle będzie twoim tatusiem.

Dziewczynka poszukała wzrokiem Kyle'a.

– Nie mówicie tak tylko dlatego, że miałam wypadek?

– Nie. Od dawna starałem się do tego namówić twoją mamę – zapewnił ją Kyle.

– Nie chciałaś wyjść za niego? – Caitlyn wciąż miała trudności z kojarzeniem.

– Chciałam się tylko upewnić, że dobrze robię.

– Dlaczego nikt mnie nie zapytał! Kyle wstrzymał oddech, a Sam zapytała:

– No więc jak? Chcesz, żebyśmy byli rodziną?

– Prawdziwą rodziną? Słowa z trudem przechodziły Kyle'owi przez gardło.

– Tak, diabełku. Jeśli tylko zechcesz. Spojrzała w sufit.

– A dostanę własnego konia?

– Co tylko zechcesz.

– W granicach rozsądku. – Sam posłała Kyle'owi ostrzegawcze spojrzenie.

– I będę się nazywała Caitlyn Fortune?

– Caitlyn Rawlings Fortune – powiedziała Sam przez łzy. Kyle czule pogłaskał córkę po głowie.

– Staraj się wyzdrowieć jak najszybciej, dobrze?

– Dobrze. – Dziewczynka powoli, z uśmiechem na ustach zapadła w sen. – Dobrze, tatusiu.

– A oto państwo Fortune – oznajmił wielebny Pease. Kyle i Samantha zwrócili się do zebranych w kościele. Sam wyglądała przepięknie w jedwabnej sukni wyszywanej perłami. Uszczęśliwiona Caitlyn stała obok swojej babci, w pierwszym rzędzie. Kościół wypełniali członkowie rodziny i przyjaciele. Kyle uśmiechnął się na widok swojego ojca, macochy, rodzeństwa i kuzynów. Większość gości znał, ale jego wzrok przyciągnął jakiś drobny starszy pan siedzący w ostatniej ławie. Z początku wydawał mu się znajomy. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że wąsaty staruszek w lnianym garniturze, czarnym krawacie i ciemnych okularach musi być kimś obcym.

Rozległa się muzyka i Kyle z Samantha u boku, jako mąż i żona, przeszli przez cały kościół. Na zewnątrz powitało ich jasne słońce. Stanęli w cieniu drzewa, przed wejściem do kościoła i po kolei przyjmowali życzenia wychodzących.

Rodzina Kyle'a była wylewna. Każdy ściskał mu rękę, gratulował tak pięknej żony i zazdrościł szczęścia. Siostry bardzo się cieszyły, że ich uparty braciszek „będzie teraz grał na nerwach komu innemu”. Jane, której bluzkę zdobiła stara brosza, puściła oko do Sam.

– Witaj w rodzinie – rzekła z uśmiechem. – I nie pozwól, żeby Kyle tobą rządził.

– Nie ma mowy – odparła.

– To dobrze! – zawołała Kristina, składając pocałunek na policzku brata. – On potrafi być uparty jak osioł.

– Naprawdę? – Sam uśmiechnęła się szeroko. – Nigdy bym nie pomyślała.

– Dajcie mi spokój – wymamrotał Kyle.

– A więc wreszcie zmądrzałeś – oznajmił Mike.

– Zmądrzałem – przyznał Kyle.

– Czy tradycja nie nakazuje pocałować panny młodej? – Grant nie czekał na odpowiedź, tylko przechylił Samanthę i złożył pocałunek na jej ustach.

Sam zachichotała, ale Kyle trochę się zdenerwował. Grant zaś z uśmiechem poprawił kapelusz i leniwie puścił oko.

– Mogłaś wybrać mnie – zażartował. Sam znów się roześmiała i wzięła męża pod ramię. – Dokonałaś złego wyboru. Jeśli ten facet będzie ci sprawiał jakieś kłopoty, dzwoń do mnie.

– Niedoczekanie twoje – ostrzegł go Kyle. Grant spostrzegł Caitlyn i wziął ją na ręce.

– Wciąż musisz nosić ten piekielny wynalazek? – Stuknął w gips ukryty pod nową różową sukienką.

– No. – Caitlyn energicznie skinęła głową, aż wianuszek z róż spadł na ziemię. Kyle podniósł go i włożył na jasne loki córki.

– Daj, pomogę ci. – Sam poprawiła wianek. – Caitlyn będzie nosiła gips jeszcze tylko parę tygodni.

– To tak jak do końca świata – mruknęła dziewczynka z niezadowoleniem.

– Nawet się nie obejrzysz, jak to minie. – Grant postawił małą na ziemi. – A tak przy okazji, to mam dla ciebie niespodziankę. W zasadzie dla ciebie i twojej mamy.

– Co to jest? – Caitlyn z zachwytu złożyła dłonie.

– Nie mogę się doczekać – powiedziała Sam, badawczo patrząc na męża. – Pewnie też maczałeś w tym palce?

– To był mój pomysł – oświadczył z przesadną dumą.

– Trochę się boję.

– Pamiętasz, że Joker uciekł z zagrody w dniu twojego wypadku? – zapytał Kyle córkę.

Caitlyn przytaknęła i spuściła głowę.

Kyle przykląkł, żeby spojrzeć dziewczynce w oczy.

– Przecież wiesz, że Jokerowi nic nie jest. Grant znalazł go kilka dni później. Nasz diabeł dołączył do stada dzikich klaczy. Pamiętasz? Grant je złapał i odkupił od rządu.

– Tak? – Caitlyn uniosła głowę. Oczy jej rozbłysły. Grant poklepał przyrodniego brata po plecach.

– Najprawdopodobniej kilka z tych klaczy na wiosnę będzie miało źrebięta, potomstwo Jokera. Razem z twoim tatą doszliśmy do wniosku, że jedno z nich będzie twoje.

– Naprawdę? – Caitlyn nie wierzyła własnym uszom. Zaczęła podskakiwać z radości, aż wianek znów spadł na ziemię.

Kyle uściskał córkę.

– To już postanowione.

– Mamo? – Dziewczynka spojrzała na Sam pytająco. Sam westchnęła.

– Pewnie nie uda mi się zniechęcić do tego pomysłu ani ciebie, ani twojego taty. – Caitlyn wydała radosny okrzyk, a Sam zerknęła na męża. – Ty i wujek Grant zepsujecie ją w kilka miesięcy.

– Właśnie taki mam zamiar. – Kyle wziął Caitlyn na ręce i pocałował ją w policzek, a dziewczynka pisnęła uradowana.

– Wygląda na to, że cię straciliśmy. – Allie, ubrana w połyskliwą suknię z czarnego jedwabiu, podeszła do kuzyna. Uniosła jedną pięknie zarysowaną brew i westchnęła. Kyle postawił córkę na ziemi, a ta pobiegła do koleżanek, odprowadzana spojrzeniem Allie i ojca. – Kto by pomyślał! – Piękna kuzynka musnęła jego policzek ustami. Spod szerokiego ronda kapelusza uśmiechnęła się do Sam. – Wiem, powinnam powiedzieć coś w rodzaju, że nie tracę kuzyna, tylko zyskuję przyjaciółkę. Mam jednak przeczucie, że Kyle nie będzie często przyjeżdżał do Minneapolis. Myślę, że naprawdę go straciliśmy.

– Nie bądź niemądra. Kyle wróci. Musi to zrobić. – Barbara, jego macocha, była następna w kolejce do życzeń. Zawsze rozsądna i zrównoważona, traktowała dzieci Nathaniela z poprzedniego małżeństwa jak swoje własne, a Kyle'a kochała bardziej niż jego rodzona matka.

Sheila, pierwsza żona Nathaniela, nie przyjęła zaproszenia na ślub. Chociaż minęło ponad dwadzieścia lat, nadal z goryczą myślała o rozwodzie. Miała za złe, że – jak utrzymywała – utraciła majątek i pozycję społeczną. Przez telefon powiedziała Kyle'owi sztywno, że życzy mu wszystkiego najlepszego, ale nie może przerwać podróży po Europie z powodu jego ślubu. Nie zdziwiło go to. Niektórzy ludzie się nie zmieniają.