Выбрать главу

– No dobrze. Ale co potem? – zastanawiała się głośno, wycierając rękawem usta. Kyle albo ucieknie – historia lubi się powtarzać – albo zażąda dowodu ojcostwa, a potem, kiedy będą już znane wyniki badań, będzie się domagał co najmniej częściowego prawa do opieki nad dzieckiem. – Niech to wszyscy… – Zamilkła w pół zdania, kiedy spostrzegła w oknie nad zlewem odbicie Caitlyn. – Dlaczego jeszcze nie śpisz?

– Dlaczego przeklinasz? Sam westchnęła i opuściła podwinięte rękawy bluzki.

Z uśmiechem, który przywoływała na twarz tylko dla córki, uniosła bezradnie ramiona.

– No tak. Nakryłaś mnie – przyznała. – Jestem trochę zdenerwowana.

– Z powodu tego znajomego? – Caitlyn spoglądała na nią dziwnie. Jej dziecinna buzia zmarszczyła się w skupieniu, niebieskie oczy spoglądały oskarżycielsko.

– Tak, z jego powodu.

– A mnie stale powtarzasz, że nie powinnam się przejmować tym, co mówią inni.

– To dobra rada. Chyba jej posłucham. Może mi teraz wytłumaczysz, dlaczego jeszcze nie śpisz. Zdawało mi się, że się położyłaś już godzinę temu.

– Nie mogłam zasnąć – wyjaśniła dziewczynka, wzruszając ramionami. Minę nadal miała zatroskaną.

– Dlaczego?

– Jest gorąco.

– I co jeszcze? – Sam podeszła do córki, delikatnie ujęła ją za ramię i poprowadziła ku schodom do sypialni.

– I… – Caitlyn zagryzła wargę.

– Co się stało?

– Chodzi o Jenny Peterkin – wyznała w końcu dziewczynka.

– Co zrobiła Jenny? – Ta rozmowa przestała się Samancie podobać. Jenny była rozpieszczoną dziesięcioletnią panną, która uprzykrzała życie jej córce od drugiej klasy.

– Wydaje mi się, że Jenny do mnie dzwoniła.

– Wydaje ci się?

– Tak. Kiedy byłaś w stajni, zadzwonił telefon i ktoś zapytał o mnie. Przedstawił się jako Tommy Wilkins, ale to nie był jego głos. Słyszałam też jakieś śmiechy. – Przełknęła ślinę i spuściła wzrok.

– I co Tommy czy Jenny, czy jeszcze ktoś inny, powiedział ci?

– Że… że jestem bękartem. O Boże, daj mi siłę, błagała w duchu Sam.

– Przecież wiesz, że to bzdury, Caitie. A te dzieciaki, które do ciebie dzwoniły, to banda tchórzy bez serca Nic o tobie nie wiedzą.

Nachyliła się i przytuliła córkę. Nie po raz pierwszy problem braku ojca zaistniał w jej życiu i pewnie nie ostatni. Za każdym razem jednak było to coraz bardziej bolesne.

– Czy to prawda?

– Co?

– Sprawdziłam to słowo w słowniku. Zgadza się. Przecież nie mam taty.

– To prawda, że nie byłam żoną twojego ojca, ale ty masz tatę, kochanie. Każdy ma tatę.

– Ale gdzie on jest? I kto to jest? – Wargi Caitlyn lekko zadrżały, a grube łzy pojawiły się w kącikach powiek.

– Twój tata mieszka bardzo daleko. Już ci to mówiłam.

Dlaczego teraz? Dlaczego ci mali okrutnicy musieli przypomnieć Caitlyn o braku ojca właśnie teraz, kiedy Kyle jest tak blisko?

– Powiedziałaś, że któregoś dnia go poznam.

– I poznasz.

– Kiedy?

– Obawiam się, że szybciej, niżbym sobie tego życzyła – odparła ze smutnym uśmiechem.

– Polubię go? Sam skinęła głową.

– Wydaje mi się, że tak. Większość ludzi go lubi.

– Ale nie ty.

– To bardziej złożony problem. Zobaczysz. Chcesz coś na ząb, zanim pójdziesz do łóżka?

Oczy Caitlyn zwęziły się czujnie, jakby dziewczynka wiedziała, że matka nią manipuluje. Miała już dziewięć lat i coraz trudniej było odwrócić jej uwagę.

– Ale, mamo…

– Kiedy znów zadzwoni do ciebie Jenny czy Tommy, czy ktokolwiek inny, powiedz, żeby cię zostawili w spokoju. Albo lepiej nic nie mów, tylko oddaj mi słuchawkę. Ja się nimi zajmę. Już lepiej?

– Chyba tak. – Pociągnęła nosem i jej myśli, przynajmniej na jakiś czas, powędrowały w inną stronę. Westchnąwszy głośno, podeszła do okna i spojrzała na stajnię. – Tak sobie myślałam… – zaczęła i chytrze zerknęła na matkę.

– O czym?

– Na urodziny obiecałaś mi konia, pamiętasz?

– Zgadza się, obiecałam, ale urodziny będziesz miała dopiero wiosną przyszłego roku.

– Wiem. Ale przedtem jeszcze są święta.

– Do świąt mamy jeszcze sześć miesięcy. – Sześć miesięcy. Właśnie tyle czasu Kyle zamierza spędzić w Wyoming.

Matka i córka ruszyły wąskimi, drewnianymi schodami do małej sypialni Caitlyn, tej samej, w której Sam spędziła dziecięce lata.

Otworzyła okno. Lekki wietrzyk unosił wypłowiałe zasłony, przynosząc zapach wysuszonego siana i róż z ogrodu. Grały świerszcze, czasem gdzieś zaryczało zagubione cielę lub wysoko w górach żałośnie zawył kojot.

Caitlyn ułożyła się w łóżku – takim samym jak dawne łóżko Sam – i starała się stłumić ziewanie.

– Kocham cię – wyszeptała w poduszkę. W tej chwili tak bardzo przypominała Kyle'a, że Samantha poczuła ucisk w gardle.

– Ja też cię kocham. – Ucałowała zaróżowiony policzek córki, ale zanim zdążyła podnieść z podłogi parę zakurzonych dżinsów i koszulkę, dziewczynka poruszyła się.

– Nie gaś światła – poprosiła. Sam zatrzymała się.

– Dlaczego?

– Sama nie wiem – odparła córka z westchnieniem.

– Na pewno wiesz. Sypiasz w ciemnym pokoju, odkąd skończyłaś dwa lata. – Samantha poczuła, że przebiega ją dreszcz. – Czy coś jeszcze się stało poza tym telefonem?

Caitlyn zagryzła wargę, a to nieomylnie znaczyło, że coś ją dręczy. Trzymając brudne ubranie córki w objęciach, Sam przykucnęła przy łóżku.

– Powiedz szczerze, kochanie. O co chodzi?

– Ja… sama nie wiem – wyznało dziecko ze zmartwioną miną. – To tylko takie dziwne uczucie.

Sam poczuła suchość w ustach.

– Uczucie? Jakie uczucie?

– Wydaje mi się, że ktoś na mnie patrzy.

– Ktoś? Kto taki?

– Nie wiem! – odparła Caitlyn, nakrywając się kołdrą po szyję, chociaż w pokoiku było ponad trzydzieści stopni ciepła.

– Widziałaś kogoś? Dobry Boże, czyżby ktoś śledził jej dziecko? Takie rzeczy zdarzają się bogatym ludziom z miasta, ale czasami jakiś zboczeniec upatrzy sobie całkiem przypadkowe dziecko i… O Boże, nie!

– Nie, nikogo nie widziałam, ale… no wiesz. Po prostu czuję, że ktoś na mnie patrzy. Czasami Zach Bellows tak dziwnie się na mnie gapi, że nawet jeśli siedzi za mną i ja go nie widzę, to wiem, że na mnie patrzy. To takie okropne.

– Rzeczywiście, okropne. – Serce Sam biło jak oszalałe. – Ale skoro nikogo nie widziałaś… Kiedy to było?

– Kilka razy w szkole, a potem raz w sklepie.

– Czy ktoś był z tobą, kiedy to się stało? Przyjaciółka, nauczyciel, albo w ogóle ktoś, kto by zauważył coś podejrzanego? – Samantha starała się nie wpadać w panikę, chociaż miała wrażenie, że ktoś zacisnął jej stalowe kleszcze na szyi. Caitlyn pokręciła głową. – Więc dlaczego właśnie dzisiaj jesteś taka niespokojna?

– Tak jakoś dziwnie się czuję.

– To przesądza sprawę. – Sam z trudem przywołała uśmiech na usta. – Będziesz dziś spała ze mną. I nie zastanawiaj się, czy ktoś na ciebie patrzy. Pilnuje nas największy pies na świecie i…

– Kieł? – Caitlyn roześmiała się.

– Właśnie. Na noc zamknę wszystkie drzwi i okna, chociaż te strachy to na pewno tylko skutek twojej bujnej wyobraźni. Chodźmy.

Ciągnąc za sobą kołdrę, Caitlyn pobiegła do sypialni po przeciwnej stronie korytarza i wskoczyła do łóżka matki.

– Pooglądamy telewizję? – zapytała z błyskiem w oku.

– Zdawało mi się, że jesteś śpiąca.

– Proszę… Sam zastanawiała się, czy czasem nie została nabrana przez najmłodszą oszustkę świata, ale się zgodziła. Starannie sprawdziła, czy wszystkie drzwi są zamknięte i czy Kieł czuwa w swoim ulubionym miejscu przy schodach. Potem przez kuchenne okno zerknęła w kierunku rancza Fortune'ów. Rozświetlona łagodnym blaskiem księżyca noc wydawała się spokojna i przyjazna. Jedynym problemem rysującym się na horyzoncie był Kyle. Sam weszła na górę, nasłuchując czy trzeci stopień jak zwykle zaskrzypi pod jej stopą. Wiedziała, że życie jej i Caitlyn nigdy już nie będzie takie samo.