Выбрать главу

– Czyli dziwka?

– Tak. Są do dyspozycji biznesmenów i im podobnych, którym podczas podróży służbowych nie chce się uganiać za panienkami.

Kollberg uznał po namyśle, że będzie potrzebował wsparcia. W Västberdze nie mógł jednak na nie liczyć, bo urlopy zdziesiątkowały personel.

Chwilę później westchnął, podszedł do telefonu i zadzwonił do kryminalnych z Kungsholmsgatan.

Odebrał osobnik, z którym miałby ochotę rozmawiać tylko w ostateczności.

Gunvald Larsson.

– Co u mnie? – burknął cierpko. – A jak myślisz? Jestem po uszy zawalony nożownikami, rozbojami, złodziejami i obłąkanymi cudzoziemcami nawalonymi LSD. I prawie nikogo do pomocy. Melander siedzi na Värmdö, Rönn w piątek wieczorem pojechał do Arjeplog, Strömgren byczy się na Majorce. Na domiar złego upał padł ludziom na mózg. Są agresywniejsi, jakby postradali rozum. Czego chcesz?

Kollberg nie znosił Gunvalda Larssona. Uważał go za tępego chama o snobistycznym zadęciu. O jego rozumie niewiele mógł powiedzieć, bo kolega z Kungsholmsgatan postradał go jeszcze w kołysce.

– Chodzi o sprawę Palmgrena.

– Nie chcę mieć z tym nic wspólnego – natychmiast odparował Gunvald Larsson. – Już miałem i wystarczy.

Mimo to Kollberg opowiedział mu o swojej drodze przez mękę.

Gunvald Larsson słuchał, wściekle pomrukiwał, wreszcie nie wytrzymał:

– Nie wysilaj się. To nie moja broszka.

Kiedy niezrażony Kollberg dobrnął do końca, coś go jednak zainteresowało.

– Tjädervägen na Lidingö? Jaki numer?

Kollberg powtórzył numer.

– Hm – wymamrotał Gunvald Larsson. – Może mógłbym się włączyć.

– Byłoby miło – wykrztusił Kollberg.

– Tylko się nie łudź, że robię to dla ciebie.

Rzeczywiście, nie robił.

Kollberga zastanowiło to nagłe zainteresowanie, bo Gunvalda Larssona trudno było podejrzewać o uczynność.

– A o tej kurewce Hansson – dorzucił ponuro Gunvald Larsson – powinieneś pogadać z obyczajówką.

– Myślałem o tym.

– Na przesłuchaniu w Malmö musiała pokazać dowód i oczywiście podała fałszywy adres. Ale prawdopodobnie nazywa się Helena Hansson.

Kollberg też na to wpadł, darował sobie jednak wdawanie się w dyskusję.

Rozłączył się i od razu podniósł słuchawkę.

Tym razem poprosił o połączenie z Åsą Torell z obyczajówki.

Rozdział 13

Natychmiast po rozmowie z Kollbergiem Gunvald Larsson wsiadł do samochodu i pojechał na Lidingö.

Z zaciętą twarzą, której wyraz mógłby świadczyć o wisielczym humorze.

Patrzył na swoje wielkie owłosione dłonie spoczywające na kierownicy i rechotał. Na Tjädervägen przelotnie zerknął na szczelnie zamkniętą willę Brobergów, zaparkował, udał się do sąsiadów i zadzwonił. Otworzyła mu blondyna o chłodnym obliczu, która kilka godzin wcześniej obrzydliwie potraktowała Kollberga.

Na widok olbrzyma zareagowała inaczej.

– Gunvald?! Że też masz czelność…

– Stara miłość nie rdzewieje.

– Nie widzieliśmy się od co najmniej dziesięciu lat. I całe szczęście.

– Milutka jesteś.

– Zeszłej zimy było twoje zdjęcie w gazetach. Paliłam nimi w kominku.

– Ach, jak przyjemnie.

Zmarszczyła podejrzliwie swoje jasne brwi.

– Czy to ty nasłałeś tu dzisiaj tego grubasa?

– Nie. Ale tak się składa, że przychodzę w tej samej sprawie.

– Chyba zwariowałeś.

– Tak myślisz?

– Mogę ci powiedzieć to samo co jemu. Nie szpieguję sąsiadów.

– Naprawdę? Wpuścisz mnie czy mam kopniakiem rozwalić te pieprzone drzwi z palisandru, z alabastrową szybką i całą resztą?

– Właściwie powinieneś się spalić ze wstydu. Ale do tego trzeba bystrości umysłu, której ci brakuje.

– Wyrabiam się, jest coraz lepiej.

– Teraz będzie lepiej, jak wejdziesz, zamiast sterczeć pod drzwiami i wystawiać mnie na pośmiewisko.

Otworzyła drzwi. Gunvald Larsson przestąpił próg.

– Gdzie ten wymoczek, z którym się chajtnęłaś?

– Hugold jest w sztabie. Spoczywa na nim ogromna odpowiedzialność, ma teraz mnóstwo pracy. Generał wyjechał na urlop.

– Pocałuj mnie w dupę. Nawet mu się nie udało cię zapłodnić. Przez ile lat? Trzynaście?

– Jedenaście. Licz się ze słowami. Poza tym nie jestem sama.

– Aha, masz kochanków? Kadecików?

– Zaoszczędź mi tych wulgarności. Przyjaciółka z dzieciństwa wpadła na herbatę. Sonja. Może ją pamiętasz?

– Bogu dzięki, nie.

– Nie najlepiej jej się powiodło. – Kobieta leciutko poprawiła fryzurę. – Ale przynajmniej zdobyła szanowany zawód. Ma prywatny gabinet dentystyczny.

Gunvald Larsson nic nie powiedział. Poszedł za nią do eleganckiego dużego salonu. Na ławie stał srebrny serwis do herbaty, a na kanapie siedziała wysoka szczupła szatynka i chrupała krakersa.

– To mój najstarszy brat – przedstawiła go blondyna. – Niestety. Ma na imię Gunvald. Jest… policjantem. Przedtem tylko chuliganił. Nie widziałam go od przeszło dziesięciu lat, wcześniej też bardzo rzadko się widywaliśmy.

– Zachowuj się przyzwoicie – skarcił ją Gunvald Larsson.

– I kto to mówi? A gdzie się podziewałeś przez ostatnie sześć lat, kiedy żył tata?

– Byłem na morzu. Pracowałem. Czego nie można powiedzieć o nikim innym w tej rodzinie.

– Na nas spadła odpowiedzialność – oświadczyła z goryczą.

– A kto zacharapczył wszystkie pieniądze i całą resztę?

– Roztrwoniłeś swoją część spadku, jeszcze zanim zostałeś karnie wyrzucony z marynarki – rzekła lodowatym tonem.

Gunvald Larsson rozejrzał się po salonie.

– Niech to szlag.

– Co masz na myśli?

– To, co mówię. Niech to szlag. Skąd na przykład pochodzi ten półmetrowy srebrny kogut?

– Z Portugalii. Kupiliśmy go w Lizbonie podczas rejsu dookoła świata.

– Ile kosztował?

– Kilka tysięcy – odparła obojętnie. – Dokładnie nie pamiętam. Kim teraz jesteś? Posterunkowym?

– Policjantem śledczym.

– Tata przewraca się w grobie. Nawet nie udało ci się zostać komisarzem, czy jak to się tam nazywa. Ile zarabiasz?

– Nic ci do tego.

– Co tutaj robisz? Chcesz pożyczyć pieniądze? Wcale bym się nie zdziwiła. – Popatrzyła na przyjaciółkę, która w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie, i dorzuciła rzeczowo: – Zawsze był wyjątkowo bezczelny.

– Tak, tak – burknął Gunvald Larsson i usiadł. – Przynieś filiżankę.

Wyszła z pokoju. Gunvald Larsson z błyskiem zainteresowania spojrzał na przyjaciółkę z dzieciństwa. Nie odwzajemniła spojrzenia. Milczeli.

Siostra wróciła ze szklanką w srebrnym uchwycie na malutkiej cyzelowanej srebrnej tacce.

– Co tutaj robisz? – powtórzyła pytanie.

– Przecież mówiłem. Powiesz mi wszyściutko, co wiesz, o Brobergu i jego szefie Palmgrenie, który zmarł w czwartek.

– Zmarł?

– Tak. Nie czytasz gazet?

– Może nie. Nie twoja sprawa.

– Został zamordowany. Zastrzelony.

– Zamordowany? Zastrzelony? Jakimi ty się właściwie potwornościami zajmujesz?

Gunvald Larsson z niewzruszoną miną nalał sobie herbaty.

– Poza tym już ci powiedziałam, że nie szpieguję sąsiadów. To samo powiedziałam temu gamoniowi, którego napuściłeś na mnie dzisiaj rano.

Gunvald Larsson wypił łyk herbaty i z hukiem odstawił szklankę.

– Przestań się droczyć, Lilian. Jesteś wścibska jak mało kto, zawsze taka byłaś, odkąd nauczyłaś się chodzić. Wiem, że wiesz mnóstwo rzeczy o Brobergu. O Palmgrenie na pewno też. Jestem przekonany, że ty i twój myszowaty małżonek znacie ich obu. Nie najgorzej się orientuję, jak to wygląda w waszych wytwornych kręgach.