– Daruj sobie impertynencje. I tak nic nie powiem. Zwłaszcza tobie.
– Oczywiście, że powiesz, bo…
Urwał. Popatrzyła na niego drwiąco.
– Bo co?
– Bo wezmę od was z komisariatu mundurowego policjanta, będziemy pukać do każdego domu w promieniu jednego kilometra, będę się przedstawiał i mówił, że kretynizm mojej siostry zmusza mnie do proszenia innych ludzi o pomoc.
Na moment kompletnie ją zatkało.
– Miałbyś czelność… – wydusiła zdławionym głosem.
– A żebyś wiedziała. Więc lepiej się nie ociągaj, tylko nawijaj.
Przyjaciółka z dzieciństwa śledziła ich wymianę zdań z dyskretnym, acz wyraźnym zainteresowaniem.
– Tak – odezwała się siostra po długiej stresującej ciszy. – Podejrzewam, że byłbyś do tego zdolny. Co chcesz wiedzieć?
– Znasz Broberga?
– Tak.
– A Palmgrena?
– Powierzchownie. Spotkaliśmy się raz czy dwa na jakimś przyjęciu. Ale…
– Ale co?
– Nic, nieważne.
– Co porabiał Broberg przez ostatnie dni?
– To nie jest moja sprawa.
– Masz rację. Ale jestem bankowo pewny, że sterczałaś w oknie i podglądałaś za każdym razem, kiedy ktoś tam wchodził albo stamtąd wychodził. No?
– Jego rodzina wyjechała w piątek.
– To już wiem. Dalej!
– Tego samego dnia sprzedał samochód żony, białe ferrari.
– Skąd wiesz?
– Bo przyjechał kupiec. Stali przed domem i dobijali targu.
– No proszę. Dalej!
– Nie wydaje mi się, żeby dyrektor Broberg ostatnio tu nocował.
– A to skąd wiesz? Byłaś u niego i sprawdzałaś?
Obrzuciła go niechętnym spojrzeniem.
– Jesteś okropniejszy niż kiedykolwiek.
– Odpowiadaj, do cholery!
– Trudno nie zauważyć, co się dzieje u sąsiadów.
– Zwłaszcza jak się ma wścibstwo we krwi. Chcesz powiedzieć, że nie bywa w domu?
– Bywa. Był wielokrotnie. Jeśli się nie mylę, wywiózł część rzeczy.
– Czy odwiedził go ktoś jeszcze poza tym gościem od samochodu?
– Tak…
– Kiedy i kto?
– W sobotę przyjechał z jasnowłosą dziewczyną. Spędzili w domu kilka godzin. Potem wynieśli trochę rzeczy do samochodu. Walizki i takie tam.
– Aha. Mów dalej.
– Wczoraj były trzy osoby. Bardzo dystyngowana para i mężczyzna wyglądający na adwokata. Oglądali willę, wszystko obeszli, a adwokat cały czas robił notatki.
– Jak to tłumaczysz?
– Wydaje mi się, że chciał sprzedać dom. I że mu się udało.
– Słyszałaś, co mówili?
– To i owo obiło mi się o uszy. Trudno byłoby nie usłyszeć.
– Nie wątpię – oschle skwitował Gunvald Larsson. – I obiło ci się, że sprzedał willę?
– Tak.
– Z meblami i tym całym barachłem?
– Ale ty się wyrażasz!
– Pilnuj swego nosa i odpowiadaj. Dlaczego myślisz, że udało mu się sprzedać dom?
– Dlatego, że słyszałam strzępy rozmowy. Że na przykład szybkie transakcje są zawsze najlepsze i że w tym wypadku zyskują na tym obie strony.
– Dalej!
– Pożegnali się ogromnie serdecznie. Uścisnęli sobie dłonie i poklepali po plecach. Broberg przekazał im część rzeczy. Chyba między innymi klucze.
– Co było potem?
– Potem odjechali czarnym bentleyem.
– A Broberg?
– Został na kilka godzin.
– Co robił?
– Palił w kominkach. Długo leciał dym z obu kominów. Pomyślałam…
Urwała.
– Co pomyślałaś?
– Że to dziwne przy takiej pogodzie. Przecież jest upał.
– A potem?
– Opuścił żaluzje we wszystkich oknach i odjechał. Od tamtej pory go nie widziałam.
– Lilian… – uprzejmie zaczął Gunvald Larsson.
– Tak?
– Mogłabyś być dobrą policjantką.
Zrobiła nieokreślony grymas.
– Zamierzasz mnie dalej męczyć?
– No jasne. Jak dobrze znasz Broberga?
– Widywaliśmy się od czasu do czasu. To praktycznie nieuniknione, kiedy się mieszka po sąsiedzku.
– A Palmgrena?
– Powierzchownie. Już to mówiłam. Spotkaliśmy się na kilku przyjęciach u Brobergów. Raz przyszedł do nas na garden party. W takich sytuacjach zawsze zaprasza się sąsiadów. Palmgren był wtedy u Broberga, więc…
– Był sam?
– Nie, z żoną. Młodą i niesamowicie szykowną.
– Aha.
Siostra milczała.
– Jakie masz zdanie o tych ludziach? – spytał Gunvald Larsson.
– Są bardzo zamożni – odrzekła obojętnie.
– Wy też, ty i ten twój napuszony baron.
– Owszem.
– Ciągnie swój do swego – filozoficznie zauważył Gunvald Larsson.
Długo się w niego wpatrywała.
– Chcę, żebyś wiedział jedno, Gunvaldzie – powiedziała ostrym tonem.
– Co takiego?
– Że ludzie pokroju Broberga i Palmgrena nie należą do naszej sfery. Mają wprawdzie dużo pieniędzy, zwłaszcza Palmgren, to znaczy miał, ale brak im klasy i finezji. To bezwzględni biznesmeni, którzy niszczą wszystko i wszystkich na swojej drodze. Podobno Broberg jest kimś w rodzaju lichwiarza, a Palmgren robił podejrzane interesy za granicą. Takim ludziom pieniądze otwierają drzwi do najznamienitszych kręgów, ale mimo to są czegoś pozbawieni. I nigdy nie będą w pełni akceptowani.
– Ho-ho, to mi dopiero coś. Czyli nie akceptujesz Broberga?
– Akceptuję, ale wyłącznie z powodu jego pieniędzy. Podobnie jak akceptowałam Palmgrena. Dzięki majątkowi zyskał wpływy tu i tam. Społeczeństwo stało się na swój sposób zależne od takich osób jak Palmgren czy Broberg. Są często ważniejszymi trybami w naszej państwowej machinie niż rząd i parlament razem wzięci. Dlatego nawet my musimy ich akceptować.
Gunvald Larsson popatrzył na nią z niesmakiem.
– Ach, tak. A ja myślę, że w niezbyt odległej przyszłości stanie się coś, co ciebie i całą tę pieprzoną arystokrację cholernie zdziwi.
– Cóż się takiego stanie?
– Czy naprawdę jesteś tak potwornie głupia, że nie widzisz, co się wokół nas dzieje?! Na całym świecie?!
– Nie wrzeszcz na mnie – odparła chłodno. – Nie jesteśmy dziećmi. Myślę, że teraz możesz się wynieść gdzie pieprz rośnie.
– Już tam byłem. Zapominasz o moim marynarskim fachu.
– Lada chwila przyjdzie Hugold i nie chcę, żeby cię tu zastał.
– Jak rozumiem, ma krótki czas pracy.
– Owszem. To częste w wypadku osób piastujących wysokie urzędy. Żegnam, Gunvaldzie.
Podniósł się.
– No, w każdym razie byłaś pomocna.
– Nie powiedziałabym ani słowa, gdybyś się nie posunął do gróźb i szantażu.
– Tak, rozumiem.
– Jeśli o mnie chodzi, możemy się zobaczyć nie wcześniej niż za kolejnych dziesięć lat.
– Nawzajem. Cześć!
Nie odpowiedziała.
Przyjaciółka wstała z kanapy.
– Ja też już pójdę.
Gunvald Larsson popatrzył na nią. Sięgała mu do ramienia. Smukła, ubrana z dyskretną elegancją, stonowany makijaż. Żadnej przesady. Przed willą nie zauważył parkującego samochodu.
– Może panią podwieźć?
– Dziękuję, chętnie skorzystam.
Wyszli.
Gunvald Larsson obrzucił spojrzeniem najwyraźniej byłą willę Brobergów i wzruszył ramionami.