Выбрать главу

Zmysłowa w każdym calu. Po śmierci swojego partnera nie myślała o seksie.

Ciekawe, jak długo wytrzyma, pomyślał Kollberg. Gdybym nie miał pierwszorzędnej żony…

Otworzył jej drzwi.

– Wskakuj, dziewczyno!

Usiadła obok niego i położyła torbę na kolanach.

– Załatwimy to spokojnie – rzekła napominającym tonem.

Kollberg pokiwał głową i ruszył.

Pięć minut później byli przed bramą starszej czynszówki na Banergatan.

– Nie powinieneś tak na wariata wyskakiwać na jezdnię.

Kollberg znów pokiwał głową.

– Masz rację.

Marzył o czystej koszuli.

Rozdział 15

Mieszkanie było na trzecim piętrze, na drzwiach rzeczywiście widniała tabliczka z nazwiskiem Hansson.

Kollberg podniósł prawą pięść, żeby załomotać, ale Åsa Torell położyła mu dłoń na ramieniu i przycisnęła guzik dzwonka.

Cisza. Pół minuty później zadzwoniła ponownie.

Tym razem drzwi się otworzyły i patrzyła na nich pytająco młoda niebieskooka blondynka.

W rozkosznych kapciuszkach i białej podomce. Widocznie przed sekundą się kąpała albo myła włosy, bo na głowie miała turban z frotowego ręcznika.

Kollberg wyciągnął legitymację.

– Policja.

Åsa Torell wyciągnęła swoją i milczała.

– Pani Helena Hansson?

– Tak.

– Chodzi o tę historię w Malmö z zeszłego tygodnia. Chcielibyśmy zadać pani kilka pytań.

– Wszystko, co wiedziałam, powiedziałam tamtejszej policji. Tego samego wieczoru.

– Pierwsza rozmowa nie wyczerpała tematu. To całkiem zrozumiałe, była pani wtedy wstrząśnięta, zeznania składane w tak stresujących okolicznościach często są lakoniczne. Dlatego przesłuchujemy naocznych świadków jeszcze raz, kiedy ochłoną i mają kilka dni, żeby spokojnie pomyśleć. Czy możemy wejść na chwilkę?

Kobieta się wahała. Najwyraźniej zamierzała odmówić.

– To nie potrwa długo – zapewnił Kollberg. – Czysto rutynowe czynności.

– Wprawdzie trochę mi się śpieszy, ale…

Helena Hansson urwała. Pozwolili jej dokończyć zdanie.

– Czy moglibyście momencik poczekać, tylko coś na siebie narzucę…

Kollberg skinął głową.

– Właśnie myłam włosy – dodała. – To zajmie minutę.

Nie wdając się w dalsze szczegóły, zamknęła im drzwi przed nosem.

Kollberg ostrzegawczo położył palec na ustach. Åsa Torell błyskawicznie przyklękła i uchyliła klapkę otworu na listy.

Z mieszkania dochodziły jakieś dźwięki. Najpierw odgłos tarczy telefonu. Helena Hansson gdzieś dzwoniła. Spytała o kogoś półszeptem i została przełączona. Potem nie powiedziała ani słowa. Do uszu Åsy Torell, która miała niesamowicie ostry słuch, dotarły długie sygnały. Nikt nie odbierał. W końcu Helena Hansson powiedziała:

– Aha, nie ma. Dziękuję – i odłożyła słuchawkę.

– Dzwoniła do kogoś, ale go nie zastała – szepnęła Åsa Torell. – Chyba łączyła się przez centralę.

Kollberg bezgłośnie wymówił nazwisko:

– Broberg.

– Nie powiedziała „Broberg”. Usłyszałabym.

Kollberg wskazał na otwór na listy.

Åsa Torell przytknęła do drzwi prawe ucho. To lepsze. Ze środka dobiegały różne dźwięki. Zmarszczyła gęste czarne brwi. Dwie minuty później się wyprostowała.

– Bardzo się z czymś śpieszyła – wyszeptała. – Chyba pakowała walizkę, bo usłyszałam, jak zamyka pokrywę. Potem coś wyniosła albo ciągnęła po podłodze, a potem otworzyła i zamknęła jakieś drzwi. Teraz się ubiera.

Kollberg w zamyśleniu pokiwał głową.

Chwilę później Helena Hansson znów im otworzyła. Była w sukience i miała podejrzanie dopieszczoną fryzurę. Kollberg i Åsa Torell natychmiast się zorientowali, że na wilgotne włosy włożyła perukę.

Oboje najniewinniej w świecie stali bardzo daleko od drzwi. Åsa Torell z obojętną miną paliła papierosa.

– Wejdźcie, proszę – zaskakująco uprzejmie powiedziała Helena Hansson.

Weszli i się rozejrzeli.

Mieszkanie składało się z przedpokoju, pokoju i kuchni. Było w miarę przestronne i schludne, ale bezosobowo urządzone. Meble wyglądały na nowe, dużo drobiazgów świadczyło o zasobności portfela lokatorki. Ład i porządek.

Na grubej narzucie przykrywającej szerokie łoże Kollberg zauważył prostokątne wgniecenie. Jakby całkiem niedawno leżała tutaj walizka.

W pokoju był również zestaw wypoczynkowy z wygodnymi fotelami.

Helena Hansson wskazała je oszczędnym gestem.

– Siadajcie, proszę.

Usiedli.

– Może chcecie się czegoś napić?

– Nie, dziękuję – odparł Kollberg.

Åsa Torell odmownie pokręciła głową.

Helena Hansson też usiadła, wyjęła papierosa z cynowego kielicha, który stał na ławie, i zapaliła.

– W czym mogę pomóc?

– Już pani wie, o co chodzi – zaczął Kollberg.

– Tak, o tę straszną historię w Malmö. Niewiele mogę powiedzieć. To straszne.

– W którym miejscu siedziała pani przy stole?

– Z samego brzegu, obok mnie siedział duński biznesmen. Jensen.

– Dyrektor Hoff-Jensen.

– Tak, tak się nazywał.

– A dyrektor Palmgren?

– Siedział po przeciwnej stronie, na ukos ode mnie. Na wprost mnie siedziała żona tego Duńczyka.

– Czyli była pani zwrócona twarzą do mężczyzny, który zastrzelił dyrektora Palmgrena?

– Zgadza się. Wszystko rozegrało się bardzo szybko. Zanim zdążyłam się połapać, co się stało. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek się połapał. Dopiero później.

– Ale widziała pani mordercę?

– Tak. Tyle że nie myślałam o nim jak o mordercy.

– Jak wyglądał?

– Już to mówiłam. Mam powtórzyć?

– Tak, proszę.

– Został mi w pamięci jedynie ogólny obraz. Jak wspomniałam, wszystko rozegrało się bardzo szybko. Poza tym nie koncentrowałam się zanadto na ludziach wokół mnie. Siedziałam zatopiona we własnych myślach.

Mówiła spokojnie i sprawiała wrażenie absolutnie szczerej.

– Dlaczego się pani zanadto nie koncentrowała?

– Dyrektor Palmgren wygłaszał mowę. Ponieważ mnie nie dotyczyła, słuchałam jednym uchem. Właściwie nie rozumiałam, o czym mówi, paliłam i myślałam o innych rzeczach.

– Wróćmy do mężczyzny, który oddał strzał. Znała go pani?

– Nie, skąd. Był mi kompletnie obcy.

– Czy gdyby go pani znów zobaczyła, potrafiłaby go pani rozpoznać?

– Może. Ale nie mam pewności.

– Jak go pani zapamiętała?

– Miał mniej więcej trzydzieści pięć lat albo czterdzieści, pociągłą twarz i rzadkie ciemne włosy.

– Jakiego był wzrostu?

– Wydaje mi się, że średniego.

– A jak był ubrany?

– Dosyć schludnie. Miał na sobie chyba brązową marynarkę, krawat i jasną koszulę.

– Czy może pani powiedzieć o nim coś więcej?

– Niewiele. Wyglądał pospolicie.

– Do jakiej grupy społecznej by go pani zaliczyła?

– Grupy społecznej?

– Czy na przykład wyglądał jak ktoś na wysokim stanowisku albo osoba zamożna?

– Nie, dosyć skromnie, raczej jak pracownik biurowy albo robotnik. – Wzruszyła ramionami. – Ale nie polegajcie na mojej ocenie. Widziałam go przelotnie. Dopiero później próbowałam jakoś poukładać swoje wrażenia i niczego nie jestem pewna. To, co mi się wydaje, że widziałam, może być czystą… nie fantazją, tylko…