Выбрать главу

Urwała, szukając właściwego słowa.

– Racjonalizacją? – podsuflował Kollberg.

– No właśnie. Racjonalizacją. Widzi się kogoś albo coś tylko przelotnie, a potem, kiedy próbuje się odtworzyć w pamięci szczegóły, łatwo o pomyłkę.

– Widziała pani jego broń?

– Przebłysk broni, jeśli można tak powiedzieć. To był jakiś pistolet, dość długi.

– Zna się pani na broni?

Pokręciła głową.

– Ani trochę.

Kollberg podjął inny wątek.

– Czy spotkała pani dyrektora Palmgrena już wcześniej?

– Nie.

– A pozostałe osoby? Znała je pani?

– Nie. Tylko dyrektora Broberga. Innych nigdy przedtem nie spotkałam.

– Tylko dyrektora Broberga?

– Tak. Wcześniej kilka razy korzystał z moich usług.

– W jakim charakterze była pani w Malmö?

Spojrzała na niego zdziwiona.

– Oczywiście sekretarki. Dyrektor Broberg ma wprawdzie sekretarkę na pełnym etacie, ale ona nie towarzyszy mu w podróżach służbowych.

Mówiła swobodnie i pewnie. Jakby się wszystkiego wyuczyła na pamięć.

– Czy sporządzała pani jakieś stenogramy albo protokoły?

– Naturalnie. Wcześniej tego dnia było zebranie. Robiłam notatki.

– Co omawiano na zebraniu?

– Różne sprawy handlowe. Szczerze mówiąc, niewiele z tego rozumiałam, ograniczyłam się do robienia notatek.

– Czy ma pani te stenogramy?

– Nie, przepisałam je po powrocie do domu, w czwartek, protokoły przekazałam dyrektorowi Brobergowi, a stenogramy wyrzuciłam.

– Aha. Ile pani dostała za tę pracę?

– Otrzymałam honorarium w wysokości dwustu koron plus podróż i oczywiście hotel.

– Czy to była trudna praca?

Wzruszyła ramionami.

– Nieszczególnie.

Kollberg wymienił spojrzenia z Åsą Torell, która na razie słowem się nie odezwała.

– Jeśli o mnie chodzi, to chyba wszystko.

Helena Hansson spuściła głowę.

– Została tylko jedna kwestia. Kiedy policja w Malmö przesłuchiwała panią zaraz po morderstwie, jako miejsce zamieszkania podała pani Västeråsgatan.

– Naprawdę? W ogóle się nad tym nie zastawiałam. Nic nie pamiętam. Byłam oszołomiona. Kiedyś faktycznie mieszkałam na Västeråsgatan. Po prostu się pomyliłam w tym całym zamieszaniu.

– Hm. Każdemu może się zdarzyć. – Kollberg wstał. – Dziękuję za pomoc. To wszystko. Do widzenia!

Skierował się do drzwi i opuścił mieszkanie.

Helena Hansson popatrzyła pytająco na Åsę Torell, która nie ruszyła się z fotela.

– Jeszcze coś? – zapytała z wahaniem w głosie.

Åsa Torell długo się jej przyglądała. Siedziały naprzeciwko siebie. Były mniej więcej w tym samym wieku, ale na tym kończyły się wszelkie podobieństwa. Åsa Torell odczekała, aż milczenie stało się wymowne i uciążliwe, rozgniotła papierosa w popielniczce i powiedziała bez pośpiechu:

– Taka z ciebie sekretarka, jak ze mnie królowa Saby.

– Jak pani śmie mówić coś podobnego! – obruszyła się Helena Hansson.

– Mój kolega, ten, który przed chwilą wyszedł, pracuje w głównym wydziale zabójstw.

Helena Hansson posłała jej speszone spojrzenie.

– Ale nie ja – powiedziała Åsa Torell. – Ja jestem z obyczajówki.

– Oj.

Helena Hansson ściągnęła ramiona.

– Chyba rozumiesz, co to oznacza?

Helena Hansson z rezygnacją pokiwała głową.

– Mamy twoje opasłe dossier – kontynuowała Åsa Torell jednostajnie i bezlitośnie. – Z dziesięciu lat. Byłaś zatrzymana piętnaście razy. To dużo.

– Ale teraz nie możesz mnie wsadzić, pieprzona suko.

– Co za niedopatrzenie, żeby w domu nie było maszyny do pisania. Ani bloku stenograficznego. Chyba że jest w tamtej aktówce.

– Ani się waż grzebać w moich rzeczach bez nakazu, zdziro! Znam swoje prawa.

– Nie zamierzam niczego ruszać bez nakazu.

– To co tu jeszcze robisz, do cholery?! W życiu mnie za to nie zamkniecie.

Åsa Torell milczała.

– Poza tym mogę jeździć, gdzie chcę i z kim chcę.

– I spać z kim chcesz? Jasne, że możesz. Ale nie wolno ci za to brać pieniędzy. Jakie naprawdę było to honorarium?

– Myślisz, że jestem głupia i ci powiem?

– Nie musisz. Znam taksę. Dostałaś tysiąc koron i wszystko inne wolne od podatku.

– Coś takiego! Dużo wiesz.

– Wiemy o tym prawie wszystko.

– Tylko sobie nie wyobrażaj, że możesz mnie wsadzić, cholerna porąbana…

– Mogę. Bądź spokojna. To da się załatwić.

Nagle Helena Hansson poderwała się z fotela i przez ławę rzuciła się na Åsę z rozcapierzonymi palcami.

Åsa Torell podniosła się zwinnie jak kot i odpowiedziała prawym prostym, usadzając napastniczkę w fotelu.

Wazon z goździkami wylądował na podłodze, ale żadna się nie pofatygowała, żeby go podnieść.

– Tylko bez drapania – syknęła Åsa Torell. – Opanuj się.

Helena Hansson wpatrywała się w nią uważnie. W jej wodnistych niebieskich oczach pojawiły się łzy. Peruka się przekrzywiła.

– Chcesz się bić, parszywa jędzo? – Przez chwilę siedziała z żałosną miną, po czym przystąpiła do kontrofensywy. – Wynoś się! Won stąd! Zostaw mnie w spokoju. I nie wracaj, dopóki nie będziecie na mnie coś mieli.

Åsa Torell wygrzebała z torby długopis i notatnik.

– Interesuje mnie coś zupełnie innego. Nigdy nie pracowałaś na własną rękę i na pewno nic się w tym względzie nie zmieniło. Kto teraz pociąga za sznurki?

– Zwariowałaś? Myślisz, że ci powiem?

Åsa Torell podeszła do toaletki, na której stał jasnoszary aparat telefoniczny typu Dialog, opatrzony numerem przez Urząd Telekomunikacyjny. Spisała go, podniosła słuchawkę i wybrała numer. Krótkie sygnały. Zajęty.

– Nie usunęłaś prawdziwego numeru? Błąd. Możesz się na tym przejechać bez względu na nazwisko abonenta.

Helena Hansson przygarbiła się, obrzuciła Åsę Torell nienawistnym, zrezygnowanym spojrzeniem i zerknęła na zegarek.

– Nie mogłabyś się wreszcie ulotnić? Już udowodniłaś, jaki z ciebie bystrzak.

– Jeszcze nie. Moment.

Helena Hansson czuła się nieswojo. Niczego takiego się nie spodziewała. Wypadła z roli, szlag trafił wykute na blachę teksty. Zresztą już nie musiała udawać, bo policjantka dobrze znała jej przeszłość.

Mimo to była dziwnie zdenerwowana i raz po raz spoglądała na zegarek.

Domyśliła się, że Åsa Torell na coś czeka. Na co?

– Długo będziesz tu sterczeć? – spytała poirytowana.

– Nie.

Åsa Torell popatrzyła na kobietę w fotelu. Nie powodowały nią żadne emocje, nie żywiła do niej niechęci i ani trochę jej nie współczuła.

Zadzwonił telefon.

Helena Hansson nie wykonała żadnego ruchu, żeby wstać i odebrać. Åsa Torell została na swoim miejscu.

W pokoju wybrzmiał szósty sygnał.

Åsa Torell stała przy toaletce z luźno opuszczonymi rękami, w lekkim rozkroku.

Helena Hansson siedziała skulona w fotelu i patrzyła przed siebie pustym wzrokiem.

– Nie dałabyś mi jeszcze jednej szansy? – wymamrotała. – Cholera, żeby dziewczyna była gliniarą…

Åsa Torell mogła odpowiedzieć pięknym za nadobne, ale się powstrzymała.

Dziesięć minut później – łomot do drzwi.

Åsa Torell otworzyła. Do mieszkania wparował Kollberg z papierem w garści.

Czerwony na twarzy, spocony, zdyszany.

Stanął pośrodku pokoju, chłonąc złowrogą atmosferę, po czym rzucił okiem na przewrócony wazon z kwiatami.