Выбрать главу

W tym konkretnym wypadku wyniki badań naukowych, mimo ich powszechnie uznawanej ścisłości, były średnio przydatne, ponieważ dysponowali tylko kulą; na dokładkę odkształconą.

Niemniej jednak balistyk sporządził listę ewentualnych typów broni.

Posiłkując się zdrowym rozsądkiem, Martin Beck i Månsson sami mogli kilka wykluczyć.

Przede wszystkim wszystkie pistolety automatyczne, bo wyrzucają łuskę po pocisku, a żadnej łuski nigdzie nie znaleziono. To oczywiście prawda, że łuski mogą się zaszyć w najmniej prawdopodobnych miejscach, choćby w puree ziemniaczanym, jak podejrzewał Backlund, w odzieży, gdziekolwiek. Zdarzało się, że po latach odnajdowano je w kieszeniach i mankietach spodni.

Ale tutaj rozstrzygające były relacje świadków. Wynikało z nich niezbicie, choć nie należeli do znawców broni, że morderca użył rewolweru. A rewolwer, jak wiadomo, nie wyrzuca pustych łusek; leżą spokojnie w bębenku, dopóki się ich stamtąd nie wyjmie.

Lista była bardzo długa. Po zmarnotrawieniu nad nią bezcennej godziny Martin Beck i Månsson tylko nieznacznie ją odchudzili.

– No tak. – Månsson podrapał się w głowę. – Niewiele nam to da, dopóki nie będziemy mieli broni albo jakiegoś sensownego tropu.

– Na przykład?

– Nie wiem.

Martin Beck otarł pot z czoła złożoną chusteczką. Potem ją rozłożył, wydmuchał nos i spojrzał na wykaz rewolwerów.

– Colt Cobra, Smith & Wesson model 34, Firearms International, Harrington & Richardson 900, Harrington & Richardson 622, Harrington & Richardson 926, Harrington & Richardson Side-Kick, Harrington & Richardson Forty-Niner, Harrington & Richardson Sportsman…

– Sportsman – powtórzył cicho Månsson.

– Chętnie zamieniłbym parę słów z tym Harringtonem i Richardsonem. Dlaczego nie mogą poprzestać na jednym modelu?

– Albo w ogóle sobie odpuścić.

Martin Beck odwrócił stronę.

– Iver Johnson Sidewinder, Iver Johnson Cadet, Iver Johnson Viking, Iver Johnson Viking Snub… Ten możemy wykreślić. Wszyscy mówią, że miał długą lufę.

Månsson podszedł do okna i patrzył w zamyśleniu na dziedziniec komendy. Już nie słuchał. Głos Martina Becka był tylko czymś w rodzaju akustycznego tła.

– Herters 22, Llama, Astra Cadix, Arminius, Rossi, Hawes Texas Marshal, Hawes Montana Marshal, Pic Big Seven… O Chryste, czy to się nigdy nie skończy?

Månsson nie zareagował. Myślał o czym innym.

– Ciekawe, ile rewolwerów jest w Malmö – powiedział Martin Beck.

Nikt tego nie wiedział. Na pewno bez liku. Odziedziczone, skradzione, ze szmuglu. Schowane w szafach, szufladach biurek i starych kufrach. Oczywiście trzymane nielegalnie, ale kto by się tym przejmował.

Zdarzali się i tacy, nieliczni, którzy, rzecz jasna, mieli pozwolenie. Tylko o policjantach można było z całą pewnością powiedzieć, że nie mają rewolwerów, a przynajmniej ich nie noszą. Szwedzcy policjanci byli bowiem wyposażeni w pistolety typu Walther, kaliber 7,65 milimetra. Nie najlepszy pomysł, bo mimo że w pistoletach automatycznych łatwiej zmienić magazynek, często więzną w odzieży, kiedy czas nagli i trzeba je szybko wyciągnąć.

Ich rozmyślania przerwał Skacke.

– Jeden z was musi porozmawiać z Kollbergiem. Nie ma pojęcia, co dalej robić z tymi ludźmi w Sztokholmie.

Rozdział 21

Na pytanie, co dalej robić z Hampusem Brobergiem i Heleną Hansson, nie było, oględnie mówiąc, jednoznacznej odpowiedzi.

Martin Beck i Kollberg musieli w dodatku uporać się z tym przez telefon, co wymagało czasu.

– Gdzie oni teraz są? – spytał Martin Beck.

– Na Kungsholmsgatan.

– Zatrzymani?

– Tak.

– Możemy ich tymczasowo aresztować?

– Zdaniem prokuratora chyba tak.

– Chyba?

Kollberg głęboko westchnął.

– Co właściwie masz na myśli? – zapytał Martin Beck.

– Są zatrzymani pod zarzutem przygotowań do popełnienia przestępstwa walutowego. Ale na razie nie mamy w ich sprawie żadnego zgłoszenia. – Kollberg zastanawiał się przez chwilę. – Mam na myśli, co następuje: Podczas zatrzymania przez Larssona i tego oszalałego policjanta Broberg miał w kieszeni fałszywy paszport i oddał strzał z pistoletu startowego. A panienka przyznała się do nierządu. Poza tym znaleźliśmy u niej walizkę z kupą papierów wartościowych. Powiedziała, że walizkę, papiery, bilet i całą resztę dostała od Broberga, który zaoferował jej dziesięć tysięcy za przewiezienie tego wszystkiego do Szwajcarii.

– Co pewnie jest prawdą.

– Na mur. Problem polega na tym, że nie zdążyli zrobić żadnego ruchu. Gdybyśmy mieli z Larssonem trochę oleju w głowie, pozwolilibyśmy im rozwinąć skrzydła. Mogliśmy dać cynk celnikom i policji paszportowej, żeby ich zatrzymali na Arlandzie.

– Chodzi o to, że nie mamy dostatecznych dowodów?

– Jakbyś zgadł. Prokurator obawia się, że sędzia może odrzucić wniosek o areszt tymczasowy i skończy się na zakazie opuszczania kraju.

– I wypuści ich?

– Tak. Chyba że…

– Że co?

– Chyba że uda ci się przekonać prokuratora w Malmö, że ci dwoje mają bezcenne informacje o zabójstwie Palmgrena. Wtedy będziemy mogli ich aresztować i odesłać do ciebie. Tak to widzą prawnicy.

– A ty co o tym myślisz?

– Sam nie wiem. Bez dwóch zdań Broberg chciał prysnąć z niewiarygodną masą szmalu. Ale jeśli na tym poprzestaniemy, trzeba będzie przekazać sprawę wydziałowi oszustw finansowych.

– Czy Broberg ma cokolwiek wspólnego z morderstwem?

– Powiedzmy, że jego posunięcia od piątku były podyktowane tym, że Palmgren zmarł w czwartek wieczorem. To jasne jak słońce, prawda?

– Tak, każde inne wytłumaczenie byłoby bez sensu.

– Z drugiej strony Broberg ma niezbite alibi co do samego morderstwa. Tak jak Helena Hansson i reszta towarzystwa siedzącego przy stole.

– A co mówi Broberg?

– Podobno powiedział „Aj”, kiedy lekarz opatrywał mu szczękę. Poza tym milczy jak grób.

– Poczekaj chwilę.

Słuchawka była mokra od potu i Martin Beck wytarł ją chusteczką.

– Co ty robisz? – podejrzliwie spytał Kollberg.

– Pocę się.

– Szkoda, że mnie nie widzisz. Wracając do tego cholernego Broberga, gość nie wydaje się szczególnie chętny do współpracy. Z tego, co wiem, i pieniądze, i akcje mogą być rzeczywiście jego.

– Hm. Jeśli tak, to skąd je ma?

– Nie do mnie z tym pytaniem. Wiem o pieniądzach tylko tyle, że ich nie mam. – Kollberg zadumał się chwilę nad tą smutną konstatacją. – Tak czy inaczej, muszę coś powiedzieć prokuratorowi.

– A co z dziewczyną?

– Dużo łatwiej. Gada jak nakręcona. Obyczajówka namierza siatkę call girl, która najwyraźniej obejmuje cały kraj. Dopiero co rozmawiałem z Sylvią Granberg i jej zdaniem mogą natychmiast aresztować Helenę Hansson, przynajmniej do czasu zakończenia śledztwa.

Sylvia Granberg była policjantką śledczą w sekcji obyczajowej i szefową Åsy Torell.

– Poza tym zależy im na nadzorowaniu czegoś tam w Malmö. Więc jeśli będziesz chciał pogadać z Heleną Hansson, nie napotkasz żadnych trudności.

Martin Beck milczał.

– No? – przynaglił go Kollberg. – To co mam zrobić?

– Przydałyby się konfrontacje… – wymamrotał Martin Beck.

– W ogóle cię nie słyszę.

– Muszę pomyśleć. Zadzwonię za jakieś pół godziny.

– Byle nie później. Lada moment wszyscy na mnie naskoczą i zaczną ujadać. Malm, komendant główny i cała banda.