Выбрать главу

– Pół godziny. Słowo.

– Okej. Cześć!

– Cześć.

Martin Beck rozłączył się i długo siedział z łokciami na biurku i głową wspartą na dłoniach. Nie od razu coś mu się przejaśniło.

Hampus Broberg uregulował wszystkie swoje sprawy majątkowe w Szwecji i zamierzał uciec z kraju. Najpierw zadbał o ulokowanie rodziny w bezpiecznym miejscu. Świadczyłoby to o tym, że z chwilą śmierci Palmgrena stracił grunt pod nogami. Dlaczego?

Najprawdopodobniej dlatego, że przez długie lata przywłaszczał sobie pokaźne sumki z koncernu Palmgrena w tych branżach, nad którymi sprawował pieczę, głównie w spółce budowlanej, w obrocie akcjami i firmie lichwiarskiej.

Viktor Palmgren ufał Brobergowi, dzięki czemu ten czuł się w miarę pewnie, dopóki pryncypał był cały i zdrowy. Kiedy odszedł, nie miał odwagi zostać dłużej niż to absolutnie konieczne. Zawisła nad nim groźba nie tyle utraty życia, co finansowej katastrofy i być może długiej odsiadki w więzieniu.

Kto mu zagrażał?

Raczej nie instytucje państwowe, bo wydawało się mało prawdopodobne, żeby policji czy urzędowi podatkowemu udało się prześwietlić operacje biznesowe Palmgrena. Jeśli to w ogóle było możliwe, rzecz ciągnęłaby się latami.

Pierwszą taką osobą był naturalnie Mats Linder.

Albo Hoff-Jensen.

Linder żywił do Broberga tak silną awersję, że nawet nie potrafił jej ukryć podczas przesłuchania.

Czy wręcz nie napomknął, że Broberg to oszust? I że Palmgren darzył swojego człowieka w Sztokholmie zbyt dużym zaufaniem?

Tak czy inaczej, Linder miał najlepszą pozycję w ewentualnej rozgrywce o władzę po Palmgrenie i o jego miliony.

Jeśli Broberg sprzeniewierzył ogromne sumy, Linder mógłby natychmiast zażądać rewizji dokumentacji finansowej poszczególnych spółek i zawiadomić policję.

Ale Linder jeszcze tego nie zrobił, mimo że wiedział albo się domyślał, że czas nagli. Koniec końców Broberga zatrzymała policja. Dzięki czystemu przypadkowi. Mogłoby to świadczyć o tym, że Linder też znalazł się w kłopotliwej sytuacji i wolał się nie narażać na kontroskarżenia.

W każdym razie Broberg nic nie zyskiwał na śmierci Palmgrena i na pewno się jej nie spodziewał. Jak trafnie zauważył Kollberg, jego posunięcia od piątku były podyktowane nagłym zgonem Palmgrena. Działał szybko, niemal w panice, kompletnie zaskoczony.

Czy to nie uwalniało Broberga od podejrzeń o udział w morderstwie?

Martin Beck wiedział jedno: Jeśli to spisek leżał u podłoża zabójstwa, nie był on natury politycznej, tylko finansowej.

Kto zatem mógłby zyskać na pozbyciu się Palmgrena?

Kto był najlepiej poinformowany i na tyle niebezpieczny, żeby napędzić strachu notorycznemu oszustowi Brobergowi i zmusić go do ucieczki z kraju?

Mats Linder.

Zawczasu zapewnił sobie przychylność żony Palmgrena, która miała szlema w garści.

Charlotte Palmgren powodziło się zbyt dobrze, by wdawać się w jakiekolwiek spiski. Poza tym całkiem zwyczajnie była na to za głupia.

A Hoff-Jensenowi brakowało rozeznania w zasadach funkcjonowania imperium Palmgrena.

Ale czy Linder rzeczywiście byłby skłonny do takiego ryzyka?

Czemu nie?

Cel uświęca środki.

Warto doprowadzić do konfrontacji Hampusa Broberga z Matsem Linderem, żeby usłyszeć, co ci panowie mają sobie do powiedzenia.

A co z dziewczyną?

Czy Helena Hansson posłużyła za narzędzie? Przydatne w charakterze sekretarki, kurierki i w łóżku?

Przemawiały za tym jej prostolinijne, niebudzące wątpliwości zeznania.

Martin Beck wiedział z doświadczenia, że w sytuacjach intymnych mówi się różne rzeczy. A Broberg był jej stałym klientem.

Chyba dojrzał do powzięcia decyzji. Wyszedł z pokoju i zjechał windą na parter, gdzie urzędował prokurator.

Dziesięć minut później znów siedział w użyczonym mu pokoju i wybrał numer komendy w Västberdze.

– Super! – Kollberg nie krył zadowolenia. – Dotrzymałeś słowa.

– Uhm.

– I?

– Załatw areszt.

– Dla obojga?

– Tak. Potrzebujemy ich jako świadków. Ważnych świadków.

– Naprawdę?

Martin Beck był niewzruszony.

– I jak najszybciej ich nam przekażcie.

– Okej. Jeszcze jedno.

– Tak?

– Czy potem będę miał to z głowy?

– Nie sądzę.

Po rozmowie Martin Beck siedział zatopiony w myślach. Tym razem zastanawiał się nad mniej lub bardziej zawoalowanymi wątpliwościami Kollberga. Czy ci ludzie rzeczywiście byli ważni dla wyjaśnienia sprawy morderstwa?

Może i nie, ale podjął tę decyzję z innego, osobistego powodu. Broberga i Helenę Hansson widział tylko na zdjęciach i po prostu był ciekawy, jak wyglądają na żywo. Chciał z nimi porozmawiać, nawiązać coś w rodzaju normalnego kontaktu i poznać własne reakcje.

Następnego dnia, w środę dziewiątego lipca, pięć po dziewiątej rano Hampus Broberg i Helena Hansson wyrokiem sztokholmskiego sądu pierwszej instancji zostali skazani na karę aresztu. W południe wylecieli do Malmö. Brobergowi towarzyszył ochroniarz, a Helenie Hansson strażniczka więzienna i Åsa Torell, która miała omówić z kolegami wspólne działania wymierzone w siatkę call girl.

Za kwadrans druga wylądowali na Bulltofcie.

Rozdział 22

Na krańcu Amager, na południe od lotniska Kastrup, leży Dragør. To jedno z duńskich miasteczek, liczące około czterech-pięciu tysięcy dusz, jest obecnie bodaj najbardziej znane z nowej dużej przystani promowej. Latem promy kursują wahadłowo między Dragørem a Limhamn, obsługując szwedzkich automobilistów udających się ze stałego lądu na stały ląd i z powrotem. Również zimą cieszą się sporym wzięciem, przewożąc głównie cięższe pojazdy: tiry, autobusy i ciężarówki. A przez cały rok gospodynie domowe jeżdżą z Malmö do Dragøru, żeby kupić na pokładzie towary bezcłowe i zaopatrzyć się na wyspie w artykuły spożywcze, które w Danii są tańsze.

Jeszcze nie tak dawno temu Dragør było popularną miejscowością kąpieliskową, a w porcie rybackim, gdzie kutry stały reling w reling, panował ożywiony ruch. Jako miejscowość wypoczynkowa miało i tę zaletę, że było położone w dogodnej odległości od Kopenhagi. Teraz ta bliskość stanowiła poważny mankament. Woda u nabrzeży Dragøru była tak zanieczyszczona, że nie było mowy ani o kąpieli, ani o połowach na większą skalę.

Ale samo miasteczko z jego zabudową niewiele się zmieniło od czasów, kiedy niewiasty nieśpiesznie przechadzały się plażą, z parasolkami, starannie chroniąc alabastrową cerę przed zgubnymi promieniami słońca, a panowie ostrożnie brodzili po wodzie tuż przy brzegu, przyodziani w mało ponętne trykoty, które opinały ich piwne brzuchy.

Domy są tu niskie i malownicze, mienią się wesołymi kolorami, cieniste ogrody pachną jagodami, kwiatami i bujną zielenią, wąskie kręte uliczki często są wyłożone kocimi łbami. Cuchnący i hałaśliwy ruch samochodowy z promów i z powrotem odbywa się na obrzeżach miasteczka, dzięki czemu w starych osiedlach usytuowanych pomiędzy portem a autostradą panuje względny spokój.

Mimo złych warunków do kąpieli letnicy wciąż przyjeżdżają do Dragøru. We wtorek na początku lipca w Strandhotellet nie było ani jednego wolnego pokoju. O trzeciej po południu trzyosobowa rodzina właśnie spożyła na hotelowej werandzie późny lunch. Mama i tata jeszcze siedzieli przy kawie i ciastkach, ale ich sześcioletni synek ani myślał tkwić bez ruchu.

Biegał między stołami i zamęczał rodziców.

– Kiedy pójdziemy? Chcę popatrzeć na statki. Pijcie kawę. Szybko! Kiedy pójdziemy? Nie możemy popatrzeć na statki?