Выбрать главу

Kapłanki Astarte – świątynne prostytutki, czyli „święte ladacznice”. W słowniku biblijnym znalazłam, że prostytucja to synonim idolatrii. Kadosz V7]1p albo kadosza fT\U 7~1 poznaczają chłopca lub dziewczynę, którzy czczą idole poświęcając im swoją niewinność i cudzołożąc. Słowo oznaczające świętość, rytuał, oczyszczenie brzmi także kadosz V7]lp. Podwójne znaczenie słowa kadosza (świętość, prostytucja) zachowało w sobie historię przejścia od świątynnego kapłaństwa wyznawczyń Astarte do uznania ich za zwykłe prostytutki.

Święta – prostytutka, cóż łatwiejszego (Szymon Mag mówił po hebrajsku) jak to przejście pomiędzy identycznie brzmiącymi słowami kadosza.

W gnozie dusza ludzka jest duszą „upadłą” i wznosi się ku Pleromie osiągając doskonałość. Maria-Magdalena, grzesznica z Wieży pokutowała, by wznieść się ku doskonałości.

Dzięki dzisiejszemu odkryciu mogę nie tknąć żadnej książki przez kilka dni. Daję sobie zasłużony tygodniowy urlop.

1 stycznia 90

Mój pierwszy Sylwester w Paryżu. Byliśmy z Cezarym niedaleko Łuku Triumfalnego, trudno określić czy na balu, zabawie czy przyjęciu, bo wszystko zależy, o którym momencie imprezy się mówi. Przed północą wpadł Major, chwycił megafon i pobiegł robić happening na Champs Elysées. Po noworocznym toaście poszliśmy zobaczyć sylwestrowe szaleństwo na ulicach. Szaleństwo ciągnęło się od Placu Gwiazdy aż do Placu Concorde całując wszystkich napotkanych przechodniów. By nie być zmuszonymi do obcałowywania się z mijającymi nas radośnie rozśpiewanymi Francuzami, Algierczykami i wycieczkami Amerykanów, brnęliśmy przez tłum namiętnie się obejmując. Darząc się trwającymi kilka metrów pocałunkami niewiele widzieliśmy: parę Amerykanów opatulonych jednym skafandrem kochających się na siedząco tuż koło Łuku Triumfalnego; rząd kilkunastu panów w wieku od dziesięciu do dziewięćdziesięciu lat obsikujących zgodnie narożnik eleganckiego domu. Mniej niż my widzieli na pewno kierowcy samochodów, które ugrzęzły w tłumie. Po szybach wozów spływał szampan, od czasu do czasu ktoś życzliwy próbował całować pasażerów poprzez szczelnie zasunięte szyby.

Roześmiani Włosi wysiedli ze swego wycieczkowego autobusu, rozbujali go i przewrócili krzycząc: Viva Italia! Byli tak kompletnie pijani, że uśmiechali się błogo do biegnących ku nim chłopców z CRS-u.

Wycofaliśmy się na imprezę.

10 stycznia

Ora et labora, labora, labora. Po feriach trudno wrócić do książek. Próbuję zrobić trochę notatek w bibliotece, ale co chwilę schodzę na dół napić się herbaty i pogadać. W południe zrezygnowałam z jakiejkolwiek pracy, postanowiłam zjeść obiad w Mac Donaldzie. Niosąc tacę z jedzeniem pośliznęłam się i rozsypałam, rozlałam całe drugie danie. Na dodatek lody były w czymś, co roztrzaskało się na kawałki. Podbiegł do mnie natychmiast pan z obsługi i skierował do kasy. Miałam przy sobie tylko pięć franków. Panienka w kasie nie zażądała ode mnie żadnych pieniędzy za szkody, wręcz przeciwnie, nałożyła na moją tacę to samo co zamówiłam poprzednio i jeszcze przeprosiła za śliską podłogę, na której tak łatwo stracić równowagę. Lenistwo jest grzechem, a grzeszyć najprzyjemniej w towarzystwie, zadzwoniłam więc do Cezarego namawiając go na kino. Kupiliśmy białe bordeaux i popijaliśmy je oglądając „Moje noce są piękniejsze od waszych dni” Żuławskiego. Historia trzydziestoletniego informatyka-arystokraty dowiadującego się, że jego mózg zżerany jest przez nowotwór, taki mniej więcej pomysł, a potem już tylko Żuławski: cudowne obrazy, szaleństwo, traktaty metafizyczne i wszystko na koniec utopione w kołyszącym się uspokajająco oceanie.

„Diabeł” Żuławskiego jest najlepszym polskim filmem. Arcydziełem geniuszu ludzkiego i nieludzkiego, nie na gusty wychowanych na filmach moralnego niepokoju. Diabeł? Film symboliczny? Pokazać wnętrze wieżowca i fiata 126 p plus rozterki szlachetnego Maliniaka co nie chce wziąć łapówki – to jest zrozumiałe, ale pokazać wnętrze duszy, nie sumienia a duszy, tego pokazać się nie da, bo tego nie ma. Maliniak jest, duszy Maliniaka nie ma. Nie mam nic przeciwko filmom moralnego niepokoju, mam jedynie żal do filmów, które nigdy nie powstały, bo były zbyt piękne by być zrozumiałe. „Diabeł” to film metafizyczny, historyczny, współczesny (marzec 1968). Zdarzenia sprzed dwóch wieków i sprzed kilku lat łączy w nim ten sam polski nastrój – wyczerpania sił w obłędzie niemożności i usprawiedliwień ewidentnej zdrady przez rację stanu.

Skąd diabeł, skoro wszyscy stracili wolność i nie ma już kogo kusić. Główny bohater przesiedział początek pierwszego rozbioru Rzeczypospolitej w więzieniu, nie miał więc okazji zmienić jak inni poglądów i poddać swego punktu widzenia łagodnej ewolucji oślepiającej rozsądek. Żyjąc tak jakby Polska jeszcze istniała, zachowuje się jak osoba wolna, co w rzeczywistości wygląda na szaleństwo.

Do ostatniego człowieka mającego wolną wolę przystępuje diabeł i kusi. Kusi nawróceniem na odmienioną rzeczywistość. Mówiono, że „Diabeł” epatuje okrucieństwem. Przyzwyczajeni do dosłowności komiksów zapominają, iż w dziele sztuki krew bywa alegorią. Oglądając ten film z 1972 roku wydawało się jasne, że Żuławski wyjedzie z Polski – „cierpiałem za wielu”, myślałem za wielu i nic tu po mnie.

17 stycznia

Lenistwo ukarane. Dzisiaj w bibliotece ucieszona Alicja podała mi książkę specjalnie dla mnie odłożoną: „Maria-Magdalena i jej tajemnica” Jacquesa Bonneta. Przeglądam, przeglądam i już wiem, że cała moja praca na darmo. Książka Bonneta wydana była w 88; gdybym przyjechała do Francji rok wcześniej, rok wcześniej zaledwie. Teraz mój dyplom uznany będzie za plagiat. Powlokłam się do domu w nastroju dekadenckim – nic więcej nie zrobię, stracone pół roku pracy. Cezary próbował mnie pocieszać:

– Czy to co piszesz jest identyczne z tekstem Bonneta?

– Tak, i on napisał więcej niż ja o wieży i o 77.

– Ale nie ma na pewno nic o Helenie, Szymonie Magu, nie ma wytłumaczenia związku między prostytutką a świętą, nie ma o Betanii.

– Nie ma, ale on też wpadł na trop Sophii i rozwinął genialnie komentarz do Pieśni nad Pieśniami – lamentowałam – nic więcej nie napiszę, za późno żeby zmienić temat, połowa roku.

– No to jak nie chcesz pisać, to marsz do roboty. Zapomniałaś już jak zmywałaś podłogi i pracowałaś nocą w uroczej fabryce konserw? – znęcał się nade mną Cezary.

– Dość mam szorowania podłóg w czyimś domu, nie nadaję się.

– A to niby czemu?

– Bo jestem za wątła, to mię nudzi i przez ten czas zrobiłabym wiele innych pożytecznych rzeczy. Nie jestem stworzona do ciężkiej pracy. W bibliotece owszem, ale nie przy taśmie czy balii.

– Pycha w tobie iście książęca – skomentował moją obronę Cezary.

– Czemu książęca? – zainteresowałam się przypominając sobie genealogię bliższych i dalszych krewnych.

– Zapomniałaś kto jest księciem tego świata? Dość mazgajenia się. Bonnet napisał kilka książek, a ty jesteś studentką i mniej od ciebie wymagają. Poza tym on nie dal żadnej ikonografii. Musisz teraz zrobić dwie rzeczy: połączyć w jakiś sposób swe rozważania ze średniowieczem, już to zrobiłaś dając cytaty z Rąbana Maura, i wykorzystać pracę Bonneta.