Выбрать главу

9 lipca

Powrót do Paryża i decyzja, że były to ostatnie wakacje latem. Jedyną rozsądna porą na odpoczynek jest zima. Michał, któremu zostawiliśmy pod opieką mieszkanie zdziwił się naszym wcześniejszym powrotem. Siedział z lekka posiniaczony, podrapany z bandażem wokół głowy, ale uśmiechnięty.

– Życie jest piękne – zaczął nas przekonywać, nie mając siły ruszyć się z kanapy by nas przywitać. – Czuję się jak nowo narodzony.

– Rzeczywiście wyglądasz na faceta po porodzie kleszczowym – skomentował tę deklarację Cezary pokazując palcem biały zawój na głowie Michała.

– Eeee tam, to nic. Najważniejsze, że od wczoraj nie jestem Polakiem. Odciąłem pępowinę. Żegnaj była ojczyzno, rany na głowie to drobiazg.

– Co, byłeś na Cité i dostałeś już francuski paszport? – zdziwiłam się znając niechęć Michała do wszelkich urzędów.

– Ja Francuzem? – oburzył się. – W życiu przez gardło by mi nie przeszła Marsylianka.

– Ożeniłeś się z An albo jakąś inną Holenderką – próbowałam zgadnąć.

– A co to już tak zbrzydłem i sparszywiałem żeby się żenić? – zwątpił Michał. – Nic z tych rzeczy. Po prostu przestałem się czuć Polakiem i kwita. Gdybym miał jeszcze polski paszport spuściłbym go Sekwaną. Zawsze podejrzewałem, że między Polską a mną jest coś nie tak, ale wczoraj przebrała się miarka. Byłem na imprezie z Polakami, którzy przyjechali do Paryża zarobić na tapetowaniu, remontach i czym się da. Piliśmy długo a przeciągle, śpiewając rzewne pieśni. O północy trzech chłopaków wyprężyło się na baczność i wrzeszczą jak na dobranockę w telewizji polskiej: Jeszcze Polska nie zgineeeła! Ja nic, zęby zacisnąłem i czekam kiedy skończą. Wszyscy oprócz mnie stoją i drą się: za twoim przewodem złączym się z narodem.

Skończyli wreszcie i pytają czemu z nimi hymnu nie odśpiewałem. Zamiast się zamknąć zacząłem udowadniać, że hymn nasz jest fatalny. Od dwustu lat nic dobrego się Polsce nie przytrafiło, bo i nie mogło, skoro dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy. Pod Waterloo, pod Berezyną czy na Elbie, ja się pytam, no gdzie ten przykład? I co to za hymn zaczynający się desperacko od „Jeszcze Polska nie zginęła”? Ginie, ginie i zginąć ani wyżyć nie może. Trzeba zmienić hymn bo źle skończymy.

Faceci pokiwali głowami, nastroszyli się i mówią, że ja nie Polak, bo hymn obrażam. Tłumaczyłem im, że „Bogurodzica Dziewica, Bogiem sławiena Maryja” była piękną pieśnią, pełną siły i dostojeństwa, łączyła nas z całą rycerską Europą i chrześcijańskim Zachodem. Tradycja panowie! Zresztą najlepszy dowód, że mam rację – od przedszkola śpiewają Jeszcze Polska i co ich dobrego spotkało? Z Polski, która jeszcze nie zginęła przyjeżdżają tutaj, żeby na chleb zarobić czarną robotą panowie dziennikarze, radni narodowi i inżynierowie. Mogłem tego nie mówić. Rzucili się na mnie, że Polska w nieszczęściu, że komunistów pokonała, że Papież Polak a ja nie Polak. Za drzwi mnie wyrzucili. Potem niewiele pamiętam, bo wyleciałem na schody z prawie pełną żytniówką. Rano znalazłem się w domu. Koniec z Polską. W każdym kościele gotyckim czuję się jak u siebie. Moją ojczyzną jest gotyk, barok.

– A moją barak – skonstatował Cezary rozglądając się po brudnych ścianach.

– Kto cię tak ładnie zabandażował i zaplastrował, mój ty renegacie – spytałam.

– Tylko nie renegacie. Wy też już dla tych facetów z wczorajszej imprezy nie bylibyście Polakami. W Polsce tygodnia byście nie wytrzymali. Zobaczcie gazety stamtąd – hipokryzja i szlachetne bzdury w sosie pseudokapitalizmu. Wszyscy tam są przekonani, że muszą żyć w biedzie, takie są bowiem prawa ekonomiczne. Gdyby ten naród nie był tak ogłupiany i nie żył ciągle w obawie – a co na to powie Zachód, który ma Polskę serdecznie gdzieś i gdyby ten naród nie bał się wiecznie, że mateńka Rosja da mu po łapach. Oni przestają myśleć. Myśli za nich, ale nie dla nich gazeta, pseudopolityk, facet jawiemlepiej i… – Michał przerwał sam sobie mówiąc – Szkoda sił na gadanie, a rany opatrzyła mi wasza znajoma Sabina.

– Nie przypominam sobie żadnej Sabiny, może to twoja znajoma – popatrzyłam podejrzliwie na Cezarego.

– Sabina? Nie znam. – zapewnił mój szlachetny mąż.

– Przyjechała tu para, Sabina i Kord. Mówili w tym samym języku, co kapitan Kloss: Ich ne parle pas deutsch, ani po angielsku. Oni nie mówili po francusku, ale fajni ludzie. Mieli tylko świra na punkcie zdrowej żywności. Przez cały tydzień jedli wyłącznie zdrowe paskudztwa i parzyli sobie ziołowe herbatki ze źródlanej wody. Przywieźli ze sobą 50 kilo zdrowej marchwi i kukurydzy. Gdy jadłem mięso, patrzyli na mnie jak na barbarzyńcę. Dość miałem tej stołówki dla dietetyków. Spiłem ich zdrową żytnią tak dokładnie, że następnego dnia z przyjemnością wtrajali fasolkę po bretońsku z baraniną i to nie kupioną w zdrowym sklepie, ale naprzeciwko u Araba. Najbardziej było mi żal ich wilczura, który też oczywiście musiał przejść na jarską kuchnię, by nie okazać się mniej szlachetnym od swoich właścicieli. Dokarmiałem go po kryjomu kiełbasą i pies nie chciał odejść ode mnie na krok. Kiedy wyjeżdżali, dwie godziny przed waszym przyjazdem, psina wyła z żalu. Pytali się, co z waszym wilczurem, bo ten ich to była chyba muter waszego.

– Nigdy nie mieliśmy psa ani znajomej Sabiny czy Korda – coraz mniej rozumiałem opowieść Michała. Cezary przestał wypakowywać plecak, pomedytował chwilę i wyjaśnił tajemnicę pobytu Teutonów w naszym studio:

– My nie mamy psa, ale poprzedni lokatorzy mieli młodego owczarka alzackiego. Najwidoczniej Sabina i Kord nie wiedzieli nic o ich przeprowadzce i przyjechali w odwiedziny.

Michał wypił przed wyjściem poobiednią herbatę, która przeszła w wieczorną kawę. Znęcał się nad tomikiem wierszy przysłanym z Polski.

– O, kolejny poeta chrześcijański. Znam człowieka, metafizyczna pustka. Pewnie, że ładnie wygląda w wierszu modlitwa, krzyż, aluzje do przeżyć mistycznych, ale od razu poeta chrześcijański? Łatwo być poetą chrześcijańskim nie będąc w ogóle wierzącym, zwłaszcza w Polsce, gdzie łzawy sentyment wygryzł przeżycia religijne. Ale nie mnie sądzić z belką w oku – skrygował się Michał w okolicy trzeciej nad ranem.

10 lipca

Pisząc o Marii-Magdalenie muszę zadawać ciągle pytanie: dlaczego? Dlaczego była ona ulubioną postacią gnostyków. Dlaczego była symbolem duszy? Dlaczego, dlaczego do każdego faktu, do każdej interpretacji.

Dlaczego kult Marii-Magdaleny rozwinął się tak gwałtownie na południu Francji między XI a XIII wiekiem? Dlaczego właśnie w tym czasie i w tym miejscu? Odpowiedź może być prosta: Wyprawy krzyżowe, pielgrzymki do Grobu Świętego. Rycerstwo francuskie najliczniej brało udział w obronie Ziemi Świętej, a Maria-Magdalena była ich patronką, jako że pierwsza przybyła do Grobu Pana – tak mniej więcej tłumaczy się tę nagłą popularność Magdaleny. Z jej to powodu wybuchł spór między Cystersami z Vezelay przechowującymi w swym opactwie relikwie świętej a mnichami z Prowansji twierdzącymi, że w krypcie ich kościoła Saint-Maxime Maria-Magdalena znalazła wieczny spoczynek. Król i biskupi, po przestudiowaniu dokumentów i ekshumacji domniemanych szczątków świętej, przyznali rację mnichom z Prowansji.

Spróbujmy zapomnieć o przekonywujących argumentach tłumaczących rozwój kultu Marii-Magdaleny w czasach rycerskich wypraw w obronie Ziemi Świętej. Cóż jeszcze wydarzyło się ówcześnie na południu Francji?