Reynolds wiedziała, że w tej sprawie jest inaczej. Amatorzy nie potrafią przekupić doświadczonych agentów FBI. Nie wynajmują płatnych morderców, którzy ukrywają się w lesie w oczekiwaniu na swą ofiarę. Nie podszywają się pod agentów FBI, nie mają dokumentów wyglądających tak autentycznie, że potrafią przepłoszyć policję. W jej głowie wiły się dziwaczne teorie konspiracji i w plecach poczuła dreszcz strachu. Nieważne, jak długo się to robi, strach jest zawsze obecny. Kto się boi, przeżywa, kto się nie boi – ginie.
Wychodząc, przeszła pod błyskającym detektorem przeciwpożarowym w holu. W domu były jeszcze trzy takie urządzenia, w tym jedno w gabinecie Kena Newmana. Chociaż były podłączone do domowej sieci elektrycznej i działały zgodnie z przeznaczeniem, zawierały też wyrafinowane kamery z punktowymi soczewkami. Dwa kontakty ścienne na każdym piętrze były w podobny sposób „zmodyfikowane”. Tych modyfikacji dokonano dwa tygodnie wcześniej, kiedy Newman wziął trzydniowy urlop. Taki typ obserwacji był oparty na technologii PLC, która wykorzystuje domową sieć elektryczną i jest ulubioną technologią FBI. A także Centralnej Agencji Wywiadowczej.
Robert Thornhill krążył. I w tej chwili zwrócił uwagę na Brooke Reynolds.
Wchodząc do samochodu, Reynolds zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie jest właśnie na rozdrożu swojej kariery. Żeby przez to przejść, będzie potrzebowała całej siły i kreatywności, na jakie ją stać. A jednak w tej chwili naprawdę chciała tylko pojechać do domu i opowiedzieć dwóm wspaniałym dzieciom historyjkę o trzech świnkach, tak wolno, interesująco i barwnie, jak tylko potrafi.
ROZDZIAŁ 31
Na plaży silnie wiało, a temperatura drastycznie spadła. Faith zapięła koszulę, ale pomimo chłodu zdjęła sandały.
– Lubię dotyk piasku – wyjaśniła.
Był odpływ, więc mogli krążyć po szerokiej plaży. Po niebie płynęły rzadkie chmurki, księżyc świecił niemal w pełni, z góry patrzyły na nich gwiazdy. Daleko na wodzie dostrzegli błysk świateł statku czy może stacjonarnej boi. Panowała tu całkowita cisza: żadnych odgłosów cywilizacji.
– Naprawdę ładnie tutaj – powiedział w końcu Lee, obserwując piaskowego kraba, który zabawnie się kołysząc, szedł do swego malutkiego domku. W piasku tkwił kawałek rury z PCV. Lee wiedział, że w takie rury rybacy wtykają kije, kiedy łowią z plaży.
– Myślałam o tym, żeby przenieść się tu na stałe.
Faith oddaliła się i weszła po kolana do wody. Lee zsunął buty, podwinął spodnie i przyłączył się do niej.
– Zimniejsza, niż myślałem – stwierdził. – Żadnej kąpieli.
– Nie uwierzysz, jak orzeźwiająca może być kąpiel w zimnej wodzie.
– Masz rację, nie uwierzę.
– Jestem pewna, że milion razy cię o to pytano, ale jak zostałeś prywatnym detektywem?
Wzruszył ramionami i patrzył w dal, na ocean.
– W pewnym sensie w to wpadłem. Mój ojciec jest inżynierem, więc ja, tak jak on, interesowałem się techniką, chociaż w odróżnieniu od niego nigdy specjalnie nie pociągały mnie książki. Podobnie jak ty, byłem też trochę buntownikiem. Nie poszedłem jednak do college’u, zgłosiłem się do Marynarki.
– Proszę, powiedz, że byłeś w SEAL, będę spokojniej spała.
– Ledwie umiem strzelać. – Lee uśmiechnął się. – Nie potrafię zbudować urządzenia nuklearnego z wykałaczek i gumy do żucia, na dodatek, kiedy ostatni raz sprawdzałem, nie zdołałem obezwładnić człowieka, naciskając kciukiem jego czoło.
– Chyba i tak sobie cię zostawię. Przepraszam, że ci przerwałam.
– Niewiele zostało. W Marynarce zajmowałem się telefonami, komunikacją, takimi tam sprawami. Ożeniłem się, miałem dziecko. Zakończyłem służbę i pracowałem w usługach telefonicznych. Potem wskutek rozwodu straciłem córkę. Rzuciłem pracę, odpowiedziałem na ogłoszenie prywatnej firmy ochroniarskiej, która poszukiwała kogoś z doświadczeniem w elektrycznych urządzeniach podsłuchowych. Stwierdziłem, że z moim przygotowaniem technicznym nauczę się tego, co będzie mi tam potrzebne. Ta praca naprawdę mi odpowiadała, więc otworzyłem własną firmę detektywistyczną, miałem paru dobrych klientów, po drodze popełniałem błędy, ale w końcu stanąłem na nogi. Dzisiaj, jak widzisz, jestem głową potężnego imperium.
– Od jak dawna jesteś rozwiedziony?
– Od dawna. – Spojrzał na Faith.
– Dlaczego?
– Tak, z ciekawości. Od tego czasu zdarzyło ci się zbliżyć do ołtarza?
– Nie. Myślę, że przeraża mnie myśl o popełnieniu tego samego błędu. – Wsadził ręce do kieszeni. – Uczciwie mówiąc, problemy były po obu stronach. Ze mną nie jest łatwo. – Uśmiechnął się. – Myślę, że Bóg stwarza dwa rodzaje ludzi: takich, którzy powinni się pobierać i rozmnażać, oraz takich, którzy powinni być sami, a seks uprawiać jedynie dla przyjemności. Myślę, że jestem w tej drugiej grupie. Co prawda, nie oznacza to, że ostatnio często miewam tę „przyjemność”.
– Zostaw jakieś miejsce dla mnie… – powiedziała Faith, patrząc w piasek.
– Nie martw się, jest pełno miejsca. – Dotknął jej łokcia. – Pogadajmy. Czas nam się kończy.
Faith weszła z powrotem na plażę, usiadła ze skrzyżowanymi nogami na skrawku suchego piasku. Lee usiadł obok.
– Od czego zaczynamy? – zapytała.
– Może od początku?
– Nie o to mi chodzi. Czy mam ci najpierw wszystko opowiedzieć, czy może najpierw zechcesz sam wydać mi swoje tajemnice?
– Moje tajemnice? – Lee wyglądał na zaskoczonego. – Przykro mi, ale nie mam.
Podniosła patyk, napisała na piasku litery najpierw „d” i „b”, po czym spojrzała na Lee.
– Danny Buchanan. Co o nim wiesz?
– Przecież ci powiedziałem. To twój partner.
– To on cię wynajął.
Lee przez kilka sekund nie mógł dobyć głosu.
– Mówiłem ci, że nie wiem, kto mnie wynajął.
– To prawda, to właśnie mi powiedziałeś.
– Skąd wiesz, że to on?
– Kiedy byłam w twoim gabinecie, usłyszałam wiadomość od Danny’ego i wyglądało, jakby bardzo chciał wiedzieć, gdzie jestem i czego się dowiedziałeś. Zostawił ci numer telefonu, żebyś oddzwonił. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby był tak zdenerwowany. Pewnie też bym była, gdyby ktoś, kogo kazałam zabić, wciąż żył i podskakiwał.
– Jesteś pewna, że to był on?
– Po piętnastu latach pracy z nim myślę, że znam jego głos. Więc nie wiedziałeś?
– Nie.
– Wiesz, trudno w to uwierzyć.
– Pewnie tak – zgodził się. – Ale przypadkiem jest to prawda. – Podniósł garść piasku i pozwolił, żeby przeleciał mu przez palce. – Rozumiem, że to przez ten telefon próbowałaś mi uciec na lotnisku? Nie ufasz mi.
Oblizała suche wargi i spojrzała na pistolet w kaburze, odsłonięty przez powiew wiatru.
– Naprawdę ci ufam, Lee. W przeciwnym razie nie siedziałabym na pustej plaży z uzbrojonym mężczyzną, który w zasadzie jest mi całkiem obcy.
– Zostałem wynajęty, by cię śledzić. To wszystko. – Lee opuścił ramiona.