– Czyli od tego momentu dzwonisz do powiernika i on wszystko robi za ciebie?
– Właśnie. W przeszłości robiłam niewielkie transakcje tylko po to, żeby się upewnić, czy to działa. To jest zawsze ten sam facet, zna mnie i mój głos. Podaję mu numery oraz mówię, dokąd ma przesłać pieniądze. I to wszystko.
– Ale wiesz, że nie możesz ich po prostu zdeponować na rachunku czekowym należącym do Faith Lockhart.
– Wiem, ale mam tu rachunek SLC Corporation.
– I występujesz jako pełnomocnik?
– Tak, jako Suzanne Blake.
– Tu jest problem, bo Federalni znają to nazwisko. Pamiętasz, z lotniska.
– Zdajesz sobie sprawę, ile osób o tym nazwisku jest w tym kraju?
– To prawda.
– Więc przynajmniej mamy za co żyć. Nie starczy na zawsze, ale zawsze to coś.
– Dobre i to.
Na chwilę zamilkli. Faith nerwowo patrzyła to na Lee, to na ocean. Zauważył to.
– Co jest? Mam na brodzie kawałek ciastka?
– Lee, kiedy przyjdą pieniądze, możesz wziąć połowę i odejść, nie musisz być ze mną.
– Już o tym przecież rozmawialiśmy.
– Nie, nieprawda. W gruncie rzeczy rozkazałam ci iść ze mną. Wiem, że będzie trudno wrócić beze mnie, ale będziesz chociaż miał pieniądze, żeby gdzieś pojechać. Słuchaj, mogę nawet zadzwonić do FBI, powiem im, że nie jesteś w żaden sposób w to zamieszany. Po prostu na ślepo mi pomagałeś, a ja ci uciekłam. Wtedy będziesz mógł wrócić do domu.
– Dzięki, ale róbmy jedno naraz. Poza tym, nie odejdę, dopóki nie będę wiedział, że jesteś bezpieczna.
– Jesteś pewien?
– Tak, jak najbardziej. Nie odejdę, chyba że mi każesz. I nawet wtedy będę dyskretnie cię śledził, żeby się upewnić, że jesteś bezpieczna.
– Lee – dotknęła jego ręki – nigdy nie zdołam ci się odwdzięczyć za to, co dla mnie robisz.
– Po prostu traktuj mnie jak starszego brata, którego nigdy nie miałaś.
Spojrzenie, które teraz wymienili, wskazywało jednak na uczucie innego rodzaju. Lee patrzył w piasek, a Faith na wodę. Kiedy Lee po chwili na nią spojrzał, kręciła głową i uśmiechała się.
– O czym myślisz? – zapytał.
– Myślę – odpowiedziała, wstając – że mam ochotę zatańczyć.
– Tańczyć? – Popatrzył na nią ze zdziwieniem. – Ile wypiłaś?
– Ile nocy nam tu zostało? Dwie? Trzy? A później przez resztę życia będziemy uchodźcami. Dalej, Lee, ostatnia szansa na imprezę. – Zrzuciła sweter na piasek. Biała sukienka miała naramki, zsunęła je z ramion, mrugnęła na Lee tak, że serce mu się zatrzymało, po czym wyciągnęła do niego ręce. – Dalej, chłopcze.
– Oszalałaś, naprawdę. – A jednak Lee chwycił jej ręce i wstał. – Uczciwe ostrzeżenie. Od dawna nie tańczyłem.
– Przecież jesteś bokserem, prawda? Pewnie twoje nogi pracują lepiej niż moje, więc najpierw ja poprowadzę, a później ty.
Lee spróbował kilku kroków i opuścił ręce.
– Faith, to jest głupie. A jeśli ktoś nas obserwuje? Pomyślą, że jesteśmy wariatami.
Spojrzała na niego z uporem.
– Całe ostatnie piętnaście lat życia martwiłam się o to, co wszyscy o wszystkim myślą. W tej chwili kompletnie nie dbam o to, co ktokolwiek myśli o czymkolwiek.
– Ale… przecież nawet nie mamy muzyki.
– Pomrucz sobie jakąś melodię. Posłuchaj wiatru, sama przyjdzie.
I, o dziwo, rzeczywiście tak było. Zaczęli najpierw powoli, bo Lee czuł się niezgrabnie, a Faith nie nawykła do prowadzenia. Jednak po chwili poznali nawzajem swoje ruchy i zaczęli zataczać na piasku szerokie kręgi. Po jakichś dziesięciu minutach prawa ręka Lee wygodnie spoczywała na biodrze Faith, jej lewa ręka obejmowała go w pasie, a pozostałe ręce były splecione na wysokości piersi.
Stawali się coraz odważniejsi i zaczęli wykonywać obroty, śruby i inne ruchy przypominające swing z epoki big bandów. Nawet na twardym piasku było to trudne, ale wkładali w to sporo serca i inwencji. Ktoś obserwujący ich pomyślałby, że albo są zamroczeni, albo przeżywają drugą młodość i bawią się jak nigdy w życiu. Właściwie oba wnioski byłyby prawdziwe.
– Nie robiłem tego od liceum – powiedział Lee z uśmiechem. – A wtedy w modzie był „Three Dog Night”, a nie Benny Goodman.
Faith nic nie mówiła, krążyła wokół niego, przysiadała, a jej ruchy stawały się coraz bardziej uwodzicielskie: tancerka flamenco w białym, płomiennym transie. Uniosła spódnicę, by mieć większą swobodę ruchów. Widok jej ud sprawił, że puls Lee raptownie skoczył.
W pewnym momencie nawet znaleźli się w wodzie i potężnie pluskali w coraz bardziej dzikim tańcu. Parę razy upadli na piasek albo nawet w słoną, zimną wodę, ale wstawali i tańczyli dalej. Od czasu do czasu, gdy udało im się perfekcyjnie wykonać wyjątkowo widowiskową kombinację, tracili oddech i śmiali się jak dzieci na szkolnej zabawie.
W końcu się uciszyli, uśmiechy zamarły i przytulili się mocniej do siebie. Zniknęły obroty i podskoki, oddechy się spowolniły i nagle ich ciała zaczęły się dotykać, a koła stawały się coraz ciaśniejsze. W końcu całkiem się zatrzymali i po prostu stali, kołysząc się delikatnie z boku na bok, ostatni taniec wieczoru, objęci ramionami, twarz przy twarzy, oczy wpatrzone w oczy, wiatr gwizdał wokół nich, fale uderzały o brzeg i rozbijały się z hukiem, gwiazdy i księżyc patrzyły na nich z góry. W końcu Faith odsunęła się od Lee, miała rozszerzone źrenice, jej kończyny zaczęły znowu wpadać w erotyczne ruchy na wolną nutę. Lee przygarnął ją do siebie.
– Nie chcę już tańczyć, Faith. – Znaczenie tych słów było oczywiste.
Faith przysunęła się do niego, po czym z szybkością kobry pchnęła go w pierś, aż przewrócił się na plecy, w piach. Odwróciła się i zaczęła biec, jej śmiech spadł na zadziwionego Lee, patrzącego za nią. Skrzywił się, zerwał z piasku i ruszył. Dopadł ją na schodach wiodących do domku na plaży. Zarzucił ją sobie przez plecy i poniósł resztę drogi, majtającą w udawanym proteście rękami i nogami. Zapomnieli o włączonym alarmie i weszli przez tylne drzwi, po czym Faith musiała jak szalona biec do drzwi frontowych, żeby na czas wyłączyć alarm.
– Oj, ledwo się udało. Jakby naprawdę nam zależało, żeby policja do nas wpadła – powiedziała.
– Nie chcę, żeby ktokolwiek do nas wpadał.
Faith mocno trzymała Lee za rękę i zaprowadziła go do swojej sypialni. Siedli w ciemności na łóżku i przez kilka minut trzymali się nawzajem, delikatnie kołysząc się do przodu i do tyłu, jakby przenosząc taniec z plaży w bardziej intymne miejsce. Wreszcie Faith odsunęła się i objęła go za szyję.
– Trochę czasu już minęło, Lee, mówiąc szczerze, to było bardzo dawno.
Czuła się zakłopotana po tym wyznaniu. Nie chciała go rozczarować. Delikatnie dotknął jej palców i razem wstrzymali oddech, gdy przez otwarte okno dotarł szum fal. Faith pomyślała, że to uspokaja: woda, wiatr, dotknięcie skóry, może już nigdy nie doświadczy takiej chwili.
– Nigdy nie będzie ci łatwiej, Faith.
– Dlaczego to powiedziałeś? – zdziwiła się.
Nawet w ciemności błysk jego oczu otaczał ją, trzymał ją, chronił, tak czuła. W końcu skonsumuje romans z piątej klasy? A przecież była teraz z mężczyzną, a nie z chłopcem. W pewnym sensie – z wyjątkowym mężczyzną. Spojrzała na niego: nie, zdecydowanie nie chłopiec.
– Ponieważ nie wierzę, byś kiedykolwiek była z mężczyzną, który czułby do ciebie to co ja.
– Łatwo powiedzieć – wymruczała, chociaż w rzeczywistości te słowa zrobiły na niej wrażenie.
– Mnie nie – szepnął Lee.
Powiedział to z taką szczerością i przekonaniem, bez śladu nadmiernej galanterii czy samozadowolenia charakteryzującego świat, w którym żyła przez ostatnie piętnaście lat, że nie wiedziała, jak zareagować. Ale też minął czas rozmów. Ściągnęła z Lee rzeczy, potem on ją rozebrał, masując jej ramiona i szyję. Jego wielkie palce były zadziwiająco delikatne, spodziewała się, że będą szorstkie.