To były dobre wieści!
Wsiedli ponownie do samochodu i skierowali się w stronę Banku Omran. Teraz było już widać, że w niektórych częściach miasta toczą się zaciekłe walki. Odgłosy strzelaniny nie cichły ani na chwilę, a z płonących budynków unosiły się kłęby dymu. Bank Omran znajdował się naprzeciwko szpitala, dokąd cały czas przywożono zabitych i rannych samochodami, półciężarówkami oraz autobusami. Wszystkie miały przywiązane do anten białe szmaty, oznaczające, że są to pojazdy ratunkowe i wszystkie cały czas trąbiły. Ulica była całkowicie zapchana ludźmi. Jedni przychodzili, aby oddać krew, inni odwiedzali chorych, jeszcze inni identyfikowali zabitych.
Sprawa kaucji nie została więc załatwiona ani trochę za wcześnie. Nie tylko Paul i Bill, ale Howell, Taylor i cała reszta byli w wielkim niebezpieczeństwie. Musieli szybko wydostać się z Iranu.
Howell i Tylor weszli do banku i spotkali Farhada.
– Bank Centralny zaaprobował umowę – powiedział do niego Howell.
– Wiem.
– Czy upoważnienie jest w porządku?
– Nie ma problemu.
– Więc jeśli zechce pan nam dać poręczenie bankowe, moglibyśmy od razu pójść z nim do Ministerstwa Sprawiedliwości.
– Nie dzisiaj.
– Dlaczego nie?
– Nasz radca prawny, doktor Emami, przejrzał dokument kredytowy i chce wprowadzić kilka drobnych poprawek.
– Jezu Chryste! – mruknął Taylor.
– Muszę wyjechać na kilka dni do Genewy – powiedział Farhad. Raczej na zawsze.
– Moi koledzy zajmą się panami. Gdyby były jakieś problemy, proszę tylko zatelefonować do mnie do Szwajcarii.
Howell stłumił gniew. Farhad doskonale wiedział, że kiedy go nie będzie, wszystko stanie się o wiele trudniejsze. Ale wybuch emocji niczego nie załatwi, toteż Howell zapytał po prostu:
– Co to za zmiany?
Farhad zadzwonił po doktora Emamiego.
– Potrzebne mi będą również podpisy jeszcze dwóch dyrektorów banku – dodał. – Mogę je dostać jutro, na zebraniu rady. Muszę też sprawdzić referencje Krajowego Banku Handlowego w Dallas.
– A ile czasu to zajmie?
– Niedługo. Moi asystenci zajmą się tym, póki nie wrócę. Doktor Emami pokazał Howellowi, jakie zaproponował poprawki do sformułowań listu kredytowego. Howell z radością się na nie zgodził, ale poprawiony list musiał i tak wędrować długą drogą z Dallas do Dubaju teletekstem, a z Dubaju do Teheranu przez telefon.
– Niech pan posłucha – rzekł Howell – spróbujmy zrobić to dzisiaj. Może pan teraz sprawdzić referencje banku w Dallas. Znajdziemy tych dwóch dyrektorów, obojętnie gdzie się znajdują, i dostaniemy ich podpisy dziś po południu. Możemy zadzwonić do Dallas, podać im zmiany w sformułowaniach i każemy im natychmiast wysłać potwierdzenie teletekstem. Dubaj może to wam potwierdzić dziś po południu. Możecie wydać poręczenie bankowe…
– Dziś w Dubaju jest święto – oświadczył Farhad.
– No więc dobrze, Dubaj może potwierdzić jutro rano…
– Jutro jest strajk. W banku nie będzie nikogo.
– No to w poniedziałek…
Rozmowę przerwał dźwięk syreny. Przez drzwi wsunęła głowę sekretarka i powiedziała coś w farsi.
– Wprowadzono godzinę policyjną – przetłumaczył Farhad. – Wszyscy musimy opuścić budynek.
Howell i Taylor siedzieli, patrząc na siebie w milczeniu. Dwie minuty później poza nimi nie było w biurze nikogo. Znowu im się nie udało.
Tego wieczoru Simons powiedział do Coburna:
– Jutro.
Coburn pomyślał, że Simons zwariował.
Rankiem w niedzielę 11 lutego zespół negocjujący poszedł jak zwykle do „Bukaresztu”. John Howell i Abolhasan udali się na jedenastą na spotkanie z Dadgarem w siedzibie Ministerstwa Zdrowia. Pozostali – Keane Taylor, Bill Gayden, Bob Young i Rich Gallagher – wyszli na dach, aby popatrzeć, jak płonie miasto.
„Bukareszt” nie był wysokim budynkiem, ale stał na zboczu jednego ze wzgórz wznoszących się na północy Teheranu, toteż z dachu widzieli wszystko jak na dłoni. Na południu i wschodzie, gdzie ponad domki jednorodzinne i slumsy wyrastały nowoczesne wieżowce, biły w pochmurne niebo wielkie kłęby dymu, a wokół palących się domów krążyły niczym ćmy wokół świecy uzbrojone śmigłowce. Jeden z irańskich kierowców zatrudnionych w EDS przyniósł na dach radio tranzystorowe i nastroił je na stację przejętą przez rewolucjonistów. Z pomocą radia i tłumaczenia kierowcy Amerykanie usiłowali zidentyfikować płonące budynki.
Keane Taylor, który zarzucił swe eleganckie garnitury z kamizelkami na rzecz dżinsów i butów kowbojskich, zszedł na dół, aby odebrać telefon. Dzwonił „Motocyklista”.
– Musicie stąd wyjechać – powiedział do Taylora. – Uciekajcie z kraju, jak najszybciej.
– Wiesz, że nie możemy tego zrobić – odparł Taylor. – Nie możemy wyjechać bez Paula i Billa.
– Grozi wam wielkie niebezpieczeństwo.
Taylor słyszał słowa „Motocyklisty” na tle odgłosów silnych walk.
– A gdzie ty w ogóle jesteś, do cholery?
– Niedaleko bazaru – odrzekł „Motocyklista”. – Przygotowuję butelki z benzyną. Dziś rano wezwali helikoptery i właśnie nauczyliśmy się je rozwalać. Spaliliśmy cztery czołgi…
Połączenie zostało przerwane.
„Niesamowite – pomyślał Taylor odkładając słuchawkę. – W środku piekła bitwy „Motocyklista” pomyślał nagle o swych amerykańskich przyjaciołach i zadzwonił, aby ich ostrzec. Irańczycy nigdy nie przestaną mnie zadziwiać”. Wrócił na dach.
– Popatrz na to – rzekł do niego Bill Gayden. Ów jowialny prezes EDS World również przebrał się w swobodniejszy strój – nikt już nawet nie udawał, że wypełnia swoje obowiązki. Gayden wskazał słup dymu na wschodzie. – Jeśli to nie więzienie Gasr, to coś cholernie blisko niego. Taylor wytężył wzrok. Trudno było coś powiedzieć.
– Zadzwoń do gabinetu Dadgara w Ministerstwie Zdrowia – Gayden polecił Taylorowi. – Howell już powinien tam być. Niech poprosi Dadgara, aby wypuścił Paula i Billa pod nadzór ambasady, dla ich własnego bezpieczeństwa. Jeśli ich nie wydostaniemy, upieką się tam żywcem.
John Howell nie spodziewał się, że Dadgar przyjdzie. Miasto było jednym wielkim polem bitwy, a dochodzenie w sprawie korupcji pod rządami szacha zakrawało teraz na problem czysto akademicki. Dadgar jednak siedział w gabinecie i czekał na Howella. Howell zastanawiał się, co powoduje tym człowiekiem. Poświęcenie? Nienawiść do Amerykanów? Obawa przed nadchodzącymi rządami rewolucjonistów? Nigdy się pewnie tego nie dowie.
Dadgar pytał niedawno Howella o powiązania EDS z Abolfatahem Mahvim i Howell obiecał mu pełne dossier. Wydawało się, że te informacje są potrzebne Dadgarowi do jemu tylko znanych celów, ponieważ kilka dni później upomniał się o owo dossier, mówiąc: „Mogę przesłuchać ludzi tutaj i zdobyć potrzebne mi informacje” – co Howell odebrał jako groźbę aresztowania następnych pracowników EDS.
Howell przygotował dwunastostronicowe dossier po angielsku, z pismem przewodnim w języku farsi. Dadgar przeczytał pismo i przemówił. Abolhasan przetłumaczył: „Pomoc udzielona przez waszą firmę tworzy podstawy pod zmianę mojego nastawienia wobec Chiapparone i Gaylorda. Nasze prawo umożliwia taką wspaniałomyślność wobec tych, którzy dostarczają informacji”.
Była to zwykła farsa. Mogli wszyscy zginąć w ciągu najbliższych paru godzin, a oto Dadgar nadal przemawiał o postanowieniach prawa.
Abolhasan zaczął na głos tłumaczyć dossier na farsi. Howell wiedział, że wybór Mahviego na wspólnika ze strony irańskiej nie było najrozsądniejszym posunięciem EDS: Mahvi wywalczył dla EDS jego pierwszy, niewielki kontrakt, lecz potem dostał się na czarną listę szacha i namącił przy umowie z Ministerstwem
Zdrowia. Jednakże EDS nie miało nic do ukrycia. Zresztą szef Howella, Tom Luce, chcąc uwolnić EDS od wszelkich podejrzeń, przekazał szczegóły powiązań między Mahvim a EDS Amerykańskiej Komisji do Spraw Wymiany Papierów Wartościowych, toteż większość z tego, co zawierało dossier, było już powszechnie znane.
Tłumaczenie Abolhasana przerwał dzwonek telefonu. Dadgar podniósł słuchawkę, następnie wręczył ją Abolhasanowi, który słuchał przez chwilę, po czym rzekł:
– To Keane Taylor.
Po niedługim czasie odłożył słuchawkę.
– Keane był na dachu „Bukaresztu” – powiedział do Howella. – Mówi, że w okolicy więzienia Gasr szaleją pożary. Jeśli tłum zaatakuje więzienie, Paul i Bill mogą doznać obrażeń. Taylor zaproponował, abyśmy poprosili Dadgara o przekazanie ich pod nadzór ambasady amerykańskiej.
– Dobrze – odparł Howell. – Proszę go zapytać.
Czekał, podczas gdy Abolhasan i Dadgar rozmawiali po persku. W końcu Abolhasan powiedział:
– Zgodnie z naszym prawem muszą pozostawać w więzieniu irańskim. On nie może uznać terenu ambasady amerykańskiej za irańskie więzienie.
Sytuacja stawała się coraz bardziej groteskowa – cały kraj się rozpadał, a Dadgar wciąż trzymał się kurczowo swoich przepisów.