Выбрать главу

Zejście po schodach zajęło jej ponad kwadrans. W końcu znalazła się na dole. Wyjrzała przez okno na tyły domu. Rosły tam stare drzewa i wysokogórskie rośliny w skalnych ogródkach. Zauważyła też zarośniętą chwastami piaskownicę i rozwalającą się drewnianą huśtawkę.

Poszła dalej, rozglądając się ciekawie dokoła. Dom sprawiał wrażenie, jakby jego właściciel traktował go wyłącznie jak hotel albo noclegownię. W końcu trafiła do pokoju, który, jako jedyny, wyglądał nowocześnie. Półki i podłoga zastawione były ogromną ilością elektronicznego sprzętu. Megan nie znała nawet nazw wielu urządzeń.

Pomyślała, że ten pokój doskonale oddaje charakter Kellera. Uważała go za zimnego, pozbawionego uczuć człowieka, który lubi oglądać wszystko z dystansu.

Zaczęła przeglądać kasety wideo leżące na podłodze. Na niektórych widać było nagryzmolone ołówkiem daty: 23 lut., 25 lut., i wciąż ten sam rok. Serce zabiło jej mocniej. Natychmiast włączyła telewizor oraz odtwarzacz i włożyła doń pierwszą kasetę. Na ekranie zamigotała jej wykrzywiona grymasem twarz. Głos Kellera dobiegał zza kadru.

– To prawda, że Henry Grainger był wysoki, ale… – zawiesił głos – raczej słaby. Wiedziała pani o tym, że chorował? Założę się, że nie jest pani tak delikatna, na jaką wygląda.

Keller musiał przesunąć się w jej kierunku. Nie pamiętała tego, czemu zresztą nie można się dziwić. Dość, że dała się sprowokować i rzuciła się na niego z pięściami. Przez moment zobaczyła na ekranie jego sylwetkę.

– Więc jednak jest pani dość silna.

– Nie zabiłam go!

– Na popielniczce były tylko odciski palców Graingera i pani – stwierdził zimno Keller. – Jak pani to wytłumaczy?

– Wcale nie mam zamiaru tego tłumaczyć. Mówię, że…

Megan wyłączyła wideo, a następnie telewizor. Ręce jej się trzęsły. Odżyła w niej dawna nienawiść do Kellera. Pomyślała jednak, że nie może dać się jej zaślepić. Odetchnęła głęboko i zaczęła przeglądać inne kasety. Znalazła kilka z przesłuchaniami świadków, jednak na większości była ona sama. Keller znajdował dziwną przyjemność w dręczeniu jej. W końcu sięgnęła po następną paczkę i potrząsnęła nią, spodziewając się kolejnej kasety. Na podłogę wysypały się jakieś papiery. Pochyliła się, żeby je zebrać i okazało się, że ma przed sobą własną twarz w różnych ujęciach.

Zorientowała się, że ogląda zdjęcia z magazynów i notatki z informacjami na swój temat. Patrzyła ze zdziwieniem na siebie sprzed paru lat, jakby witała kogoś znajomego, z kim jednak dawno się nie widziała. Jedna z notatek była podkreślona czerwonym ołówkiem. Tytuł brzmiał zachęcająco: „Tygrysica”. Jakiś pismak opatrzył swoje bazgroły cytatem z Blake'a:

„Tygrys! Tygrys! Jasno płoniesz

W puszczach nocy, czyje dłonie?

Czyje oczy nieśmiertelne

Mogły stworzyć twą symetrię?” *

Dalej następował opis jej skromnej osoby. Pojawiały się tu określenia takie, jak „kobieta żądna władzy”, „mistrzyni erotyzmu”, „niebezpieczna jak Blake'owski tygrys, przyczajony w puszczach nocy”.

Przypomniała sobie, że kiedy przeczytała ten artykuł po raz pierwszy, śmiała się do rozpuku. Oczywiście wszystko tu było przesadzone, chociaż Megan miała coś z dumy i gracji dzikiego zwierzęcia. Teraz to zniknęło.

Jednak Keller potraktował ten artykuł niezwykle poważnie. Świadczyły o tym czerwone podkreślenia. Nie mogła zrozumieć, dlaczego. Czyżby szukał prawdy na jej temat?

Megan spojrzała na elektroniczny zegar przy wideo. Dochodziła czwarta. O tej porze Tommy wracał ze szkoły do domu. Może podniesie słuchawkę i uda jej się z nim porozmawiać. Poukładała kasety i dokumenty tak, jak leżały przedtem, i poszła do telefonu.

Drżącą ręką wykręciła numer. Czekała z bijącym sercem. W końcu ktoś podniósł słuchawkę.

– Tak, słucham? – To był znany, gderliwy głos matki Briana.

Megan poczuła, że ziemia usuwa jej się spod nóg.

– Chciałabym mówić z Tommym – powiedziała słabym głosem. W słuchawce coś zachrypiało i zarzęziło. Pani Anderson musiała widocznie odkaszlnąć.

– Mówiłam ci, że to niemożliwe – powiedziała chłodno. – Nie dzwoń już więcej, Megan.

– Będę dzwonić tyle razy, ile zechcę – odparła zaczepnym tonem. Znowu poczuła się zdolna do walki. – Tommy jest przecież moim synem.

– – Robimy to tylko w jego interesie, więc przestań nas prześladować.

Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale była teściowa przerwała połączenie. Megan nigdy nie lubiła tej kobiety. Miała wrażenie, że jest jeszcze bardziej obłudna niż jej syn. Trzasnęła słuchawką o widełki i zacisnęła pięści. W tej sytuacji niewiele mogła zrobić.

– Hej, co się stało? – usłyszała za sobą głos Kellera. Nawet nie zauważyła, kiedy i skąd tu przyszedł.

Odskoczyła w bok, ale omal nie upadła. Na szczęście Keller zdołał ją złapać. Odsunęła się od niego z wyraźnym wstrętem.

– To nic nie pomoże – stwierdził, chociaż sam nie bardzo wiedział, o co mu chodzi. – Rozmawiała pani z mężem?

– Z jego matką – odparła. – Nie chcą mi pozwolić na kontakty z Tommym.

Keller wskazał drzwi do kuchni.

– Świetnie, że lepiej się pani czuje – powiedział. – Chodźmy, zaraz zrobię herbatę.

Poszła za nim.

– Niewiele pamiętam z tego, co się stało. Trafiłam chyba do parku, prawda?

– Tak, właśnie tam panią znalazłem. Niestety, nie mogłem zabrać pani ubrań z mieszkania, ponieważ ciągle kręcą się tam jacyś dziennikarze. Zdaje się, że wyznaczają sobie dyżury.

Megan machnęła ręką.

– Nie ma tam nic cennego. Tylko rzeczy, które dają, kiedy się wychodzi z więzienia. – Spojrzała na szlafrok i wystającą spod niego górę męskiej piżamy. – Gdzie moja piżama? – spytała.

– Oddałem ją do pralni – odparł. – Jeszcze jej nie odesłali.

– Po co ten kłopot? – spytała, wskazując automatyczną pralkę. – Trzeba było ją wrzucić razem z innymi rzeczami.

Daniel starał się ukryć zażenowanie. Coś spowodowało, że nie mógł uprać piżamy Megan z własną bielizną. Sam nie wiedział, dlaczego.

– Bałem się, że naprawdę się pani rozchoruje – szybko zmienił temat. – Poprosiłem znajomą lekarkę, żeby się panią zajęła.

Podał jej kubek z gorącą herbatą, a ona przyjęła to z wdzięcznością. Sytuacja przypominała niemal sielankę. Siedzieli przy stole jak para starych przyjaciół i pili herbatę.

– Dziękuję za to, że się pan mną zajął, ale teraz poradzę sobie sama. Po śniadaniu zadzwonię do mojej prawniczki. Na pewno mi pomoże.

– Wolałbym sam pani pomóc.

– Chcę się wyprowadzić.

– Nie dzisiaj. Chciałbym z panią jeszcze porozmawiać – poprosił, wpatrując się w nią intensywnie.

Megan uśmiechnęła się. Nie zrobiło to na niej wielkiego wrażenia.

– Miał pan ku temu sporo okazji – powiedziała z ironią.

Keller zmarszczył brwi. Teraz on wyglądał na zmęczonego i niespokojnego. – Przeglądałem na wideo nasze…

– zawahał się – rozmowy sprzed trzech lat. Parę rzeczy wzbudziło mój niepokój. Chciałbym do tego wrócić.

Megan wydęła kpiąco wargi.

– Naprawdę? Tylko parę? Porozmawiamy, a potem będzie pan mógł spać spokojnie.

Chciał zaprotestować, ale wyciągnęła rękę. W jej oczach błysnęły płomienie.

– Mnie też zaniepokoiło „parę rzeczy” w czasie tego śledztwa – powiedziała. – Przede wszystkim to, że świadomie chciał mnie pan wrobić w to morderstwo.

– Chodzi mi o prawdę! – krzyknął, tracąc cierpliwość.

– Wtedy też chodziło panu o prawdę? – spytała.

вернуться

* Przekład: Krzysztof Puławski, Świat Literacki, Warszawa 1994.