Выбрать главу

– Zdesperowana na tyle, żeby kłamać?

– Tak – odparła, znowu bez namysłu. – Ale ja nie kłamię, Myron. Uwierz mi.

Wzruszył ramionami.

– Ojcem Jeremy’ego może być ktoś inny – powiedział.

– Słucham?!

– Ktoś trzeci. Przespałaś się ze mną w noc przed ślubem. Wątpię, czy byłem jedyny. Mogłem być jednym z tuzina.

Przyjrzała się mu.

– Chcesz mnie pognębić, Myron? Proszę bardzo, wytrzymam. Ale to niepodobne do ciebie.

– Aż tak dobrze mnie znasz?

– Nawet gdy się gniewałeś, nawet gdy miałeś wszelkie prawo mnie nienawidzić, nie byłeś okrutny. To obce twojej naturze.

– Wpłynęliśmy na nieznane wody, Emily.

– Nie szkodzi.

Poczuł, że coś w nim wzbiera, zatyka go. Chwycił kubek, zajrzał do niego, jakby na jego dnie kryła się odpowiedź, i odstawił. Nie spojrzał na nią.

– Jak mogłaś mi to zrobić? – spytał.

Emily sięgnęła przez stolik i położyła dłoń na jego przedramieniu.

– Przepraszam – powiedziała.

Odsunął się.

– Nie wiem, co więcej powiedzieć. Spytałeś, dlaczego to przed tobą zataiłam. Przez wzgląd na dobro Jeremy’ego. I twoje.

– Bzdura.

– Znam cię, Myron. Ty nie mógłbyś mnie zbyć. Zrobisz to. Odnajdziesz tego dawcę i ocalisz Jeremy’emu życie. O resztę pomartwimy się potem.

– Od jak dawna Jeremy – o mało co nie powiedział „mój syn” – choruje?

– O chorobie dowiedzieliśmy się pół roku temu. Kiedy grał w koszykówkę. Zbyt łatwo nabawiał się sińców. Raptem zaczął dostawać zadyszki. Padać z nóg…

Głos ją zawiódł.

– Jest w szpitalu?

– Nie, w domu. Chodzi do szkoły, dobrze wygląda, tyle że jest blady. I nie może uprawiać sportów. Na razie daje sobie radę, ale… to tylko kwestia czasu. Ma anemię, a komórki szpiku kostnego są takie słabe, że w końcu coś się stanie. Złapie infekcję, która zagraża życiu, a jeśli ją pokona, to i tak w końcu rozwinie się nowotwór. Podajemy mu hormony. Pomagają, ale to tymczasowa terapia, która go nie uzdrowi.

– Uzdrowiłby go przeszczep szpiku?

– Tak. – Twarz Emily rozjaśnił niemal religijny zapał. – Jeżeli przeszczep się przyjmie, Jeremy odzyska zdrowie. Widziałam to u innych dzieci.

Myron skinął głową, usiadł prosto, skrzyżował i rozkrzyżował nogi.

– Mogę go zobaczyć? – spytał.

Opuściła wzrok. W tym momencie zahuczał mikser szykujący zapewne mrożone capuccino, a ekspres wykrzyczał znajomy zew godowy do mleka o różnych smakach. Emily zaczekała, aż hałas ucichnie.

– Nie mogę ci zabronić – powiedziała. – Ale liczę, że postąpisz właściwie.

– To znaczy?

– Bardzo trudno jest mieć trzynaście lat i śmiertelnie chorować. Chcesz mu odebrać ojca?

Myron nie odpowiedział.

– Wiem, że przeżyłeś wstrząs. Wiem, że masz tysiące pytań. Lecz na razie zapomnij o nich. Uporaj się z rozterkami, z gniewem, ze wszystkim. Stawką jest życie trzynastolatka, naszego syna. Skoncentruj się na tym, Myron. Znajdź tego dawcę, dobrze?

Ponownie spojrzał w stronę młodych mamuś, wciąż tokujących o swych pociechach, i ścisnęło mu się serce.

– Gdzie znajdę lekarkę Jeremy’ego? – spytał.

4

Gdy w recepcji agencji RepSport MB otworzyły się drzwi windy, Wielka Cyndi wyciągnęła do niego ręce prawie tak grube jak marmurowe kolumny na Akropolu. Niewiele brakowało, a w mimowolnym odruchu samoobronnym odskoczyłby w bok, lecz odważnie stanął jak wryty i zamknął oczy. Wielka Cyndi zamknęła go w uścisku wilgotnym jak izolacja na poddaszu i oderwała od podłogi.

– Och, panie Bolitar! – zawołała.

Skrzywił się i jakoś to przeżył. W końcu odstawiła go na parkiet niczym porcelanową lalkę na półkę. Mająca metr dziewięćdziesiąt osiem wzrostu i ważąca sto trzydzieści pięć kilo Wielka Cyndi, alias Wielka Szefowa, zdobyła kiedyś wspólnie z Esperanzą, alias Pocahontas, tytuł interkontynentalnej mistrzyni wrestlingu w walkach parami. Włosy na jej kwadratowej głowie sterczały jak promienie Statuy Wolności na fatalnym haju, ubranie opinało ją jak osłona baleron, na twarzy miała więcej szminki niż obsada musicalu Koty, a wzrok groźny jak zapaśnicy sumo.

– I jak, wszystko w porządku? – zagadnął.

– Och, panie Bolitar!

Wielka Cyndi szykowała się chyba, by znów go uścisnąć, lecz coś ją powstrzymało, może śmiertelne przerażenie w jego oczach. Podniosła walizę, która w jej wielkiej jak klapa włazu łapie przypominała adapter Bambino. Była tak ogromna, tak olbrzymia, że wszystko wokół niej wyglądało jak dekoracja z kiepskiego filmu o potworach, a ona kroczyła przez miniaturowe Tokio, obalając linie wysokiego napięcia i oganiając się od buczących myśliwców.

W drzwiach swojego pokoju stanęła Esperanza. Splotła ręce i oparła się o framugę. Z lśniącymi czarnymi lokami opadającymi na czoło i tryskającą zdrowiem smagłą oliwkową cerą wciąż, mimo niedawnych ciężkich przejść, wyglądała przepięknie – jak Cyganka w fantazyjnej wiejskiej bluzce. Jednakże wokół jej oczu dostrzegł nowe zmarszczki, a w idealnej dotąd postawie lekkie przygarbienie. Po jej uwolnieniu chciał, żeby odpoczęła, ale wiedział, że się na to nie zgodzi. Esperanza Diaz kochała agencję RepSport MB. I chciała ją ocalić.

– Co się dzieje? – spytał.

– Wszystko jest w liście – odparła Wielka Cyndi.

– Jakim liście?

– Och, panie Bolitar! – zawołała znowu.

– Słucham.

Nie odpowiedziała. Z twarzą ukrytą w dłoniach zanurkowała do windy niczym do wigwamu, drzwi się zasunęły i zniknęła. Myron odczekał chwilę.

– Jak mam to rozumieć? – spytał.

– Wzięła urlop – odparła Esperanza.

– Dlaczego?

– Wielka Cyndi nie jest głupia, Myron.

– A czy ja coś mówię?

– Widzi, co się dzieje.

– To przejściowe kłopoty. Odkujemy się.

– Wtedy Wielka Cyndi wróci. Tymczasem zaproponowano jej dobrą pracę.

– W Skurze-i-Chóci?

Wielka Cyndi pracowała wieczorami jako bramkarka w barze sado-maso Skura-i-Chóć, pod wezwaniem: „Rań tych, których kochasz”. Czasem – tak przynajmniej słyszał – brała udział w spektaklach. W jakiej roli, nie miał pojęcia ani też odwagi, żeby ją spytać. Było to jeszcze jedno otchłanne tabu, które omijał z daleka.

– Nie. Wraca do WDW.

Gwoli wyjaśnienia niewprowadzonym w wolną amerykankę, WDW to skrót od Wspaniałe Damy Wrestlingu.

– Wielka Cyndi wraca na ring?

Esperanza skinęła głową.

– Na turnieje oldbojek.

– Co takiego?

– WDW chcą rozszerzyć ofertę. Zbadały rynek, zobaczyły, jakie zyski przynoszą turnieje golfowe oldbojek i…

Esperanza wzruszyła ramionami.

– Turnieje oldbojek wrestlingu?

– Raczej weteranek. Wielka Cyndi ma dopiero trzydzieści osiem lat. Ściągają mnóstwo dawnych ulubienic publiczności: Królową Kadafi, Ziutę Zimną Wojnę, Babkę Breżniewa, Glorię Garowniczkę, Czarną Wdowę…

– Czarnej Wdowy nie pamiętam.

– Jest sprzed naszych czasów. A nawet sprzed czasów naszych rodziców. Pewnie ma po siedemdziesiątce.

Myron powstrzymał się od zrobienia miny.

– I ludzie będą płacić za oglądanie siedemdziesięcioletniej zapaśniczki?

– Nikogo nie wolno dyskryminować z powodu wieku.

– Słusznie, przepraszam.

Myron przetarł oczy.

– Przy konkurencji ze strony Jerry’ego Springera i Ricki Lake zawodowe zapaśniczki walczą o przetrwanie. Muszą coś zrobić.

– I rozwiązaniem są walki weteranek?

– Liczą na sentyment dawnych fanów.