ROZDZIAŁ 3
Una posłała jedną z młodszych kobiet z powrotem do wielkiej sali, polecając sprawdzić, czy z wioski przybył już pastor. Okazało się, że duchowny zdążył dotrzeć do zamku, Flannę wprowadzono więc bez zbędnej zwłoki do sali i postawiono przed obliczem wielebnego pana Forbesa, miejscowego kapłana obrządku prezbiteriańskiego. Patrick Leslie podszedł i stanął obok Flanny. Jej skromny strój nieco go zdziwił, przypomniał sobie jednak, że stary wiejski obyczaj nakazywał, by panna młoda szła do ołtarza bosa i w samej koszuli. Symbolizowało to nie tylko niewinność, ale i posłuszeństwo. Niemal się roześmiał, podejrzewając, iż cnota posłuszeństwa okaże się jego żonie zupełnie obca, uznał jednak, że jeśli Flanna sprawdzi się jako pani domu, nie będzie mu to przeszkadzało.
Kapłan chrząknął, a potem odprawił pośpiesznie krótką ceremonię. Głos Patricka Leslie brzmiał czysto i głośno, gdy zgadzał się wziąć Flannę Brodie za żonę. Lecz kiedy pan Forbes zapytał Flannę, czy bierze sobie księcia za małżonka, by kochać go, szanować i być mu posłuszną, zawahała się i powiedziała:
– Nie kocham go, ponieważ go nie znam. Co się tyczy szacunku, będzie musiał na niego zasłużyć. Będę szanowała go jako mego pana i małżonka, nie mogę jednak stanąć przed Bogiem i obiecać, że będę mu posłuszna, gdyż wcale nie jestem tego pewna.
Biedny pastor zamilkł, zaskoczony taką deklaracją ze strony panny młodej. Lachlann Brodie poczerwieniał na twarzy i wyglądał, jakby miał się udusić.
– Przyjmuję warunki damy – powiedział szybko Patrick, przełamując impas. – Ma prawo je stawiać zważywszy, iż poznaliśmy się zaledwie przed kilkoma godzinami. Doceniam zarówno odwagę, jak szczerość żony, gdyż dobrze świadczą o jej charakterze.
– Skoro tak, doskonale – powiedział wielebny z wyraźną ulgą. – Ogłaszam zatem, że ten mężczyzna i ta kobieta są odtąd mężem i żoną.
– Gdybym nadal był za ciebie odpowiedzialny, dziewczyno, chwyciłbym teraz za rózgę – powiedział ojciec Flanny – i radzę twemu mężowi, by właśnie to uczynił.
Choć raz Flannie udało się powstrzymać cisnącą się na usta, ostrą odpowiedź.
– Posiłek gotowy – oznajmiła Una i wszyscy zasiedli do stołu.
Rozmaitość potraw zdziwiła księcia. Zważywszy, iż Lachlann uważany był powszechnie za skąpca, nie spodziewałby się, że na stole może znaleźć się tyle dobrych rzeczy: ryby – pstrąg i łosoś na podłożu z rukwi, pół wołu, upieczonego i ociekającego sosem, wielki półmisek kaczek z chrupiącą skórką, nadziewanych chlebem i jabłkami, potrawka z królika w pachnącym ciemnobrązowym sosie z marchewką oraz porami, świeży chleb, masło, mały krąg sera i najlepsze październikowe piwo, jakie Patrickowi zdarzyło się kiedykolwiek pić. Nie podano wina, ale osoby o wrażliwszym podniebieniu mogły raczyć się do woli świeżym cydrem.
Flanna, której apetyt zazwyczaj dopisywał, ledwie skubnęła jedzenie. Uświadomiła sobie bowiem z całą mocą, że wkrótce będzie musiała pójść do łóżka z mężczyzną, którego zupełnie nie zna. Nie wiedziała absolutnie nic o tym, co dzieje się pomiędzy żoną a mężem, gdyż nigdy się tym szczególnie nie interesowała. A zważywszy, iż nie miała przyjaciółek, z którymi mogłaby swobodnie plotkować, cala jej skąpa wiedza pochodziła od Uny, która niechętnie poruszała tego rodzaju tematy w rozmowie z dziewicą. To zaś, co powiedziała wcześniej w sypialni, tylko wprawiło Flannę w jeszcze większe pomieszanie. Zrobię z siebie kompletną idiotkę, pomyślała, nieco przestraszona.
Patrick obserwował żonę dyskretnie i zauważył, że prawie nie je. Czy aby na pewno jest dziewicą? Zastanawiał się. Stary zapewniał, że nikt jej nie tknął, lecz z tymi góralkami nigdy nie wiadomo. I czy powodem tak pośpiesznego małżeństwa była aby na pewno chęć zdobycia dla córki księcia? A może dziewczyna nosi pod sercem dziecko innego mężczyzny?
Spojrzał na Flannę i natychmiast odrzucił podejrzenia. Nic nie wskazywało na to, by dotąd źle się prowadziła. Sprytny stary Brodie dostrzegł po prostu okazję, by wydać córkę za księcia i natychmiast z tego skorzystał. Trzeba będzie przespać się z Flanną jeszcze tej nocy, w domu teścia. Gdyby okazało się, że nie jest dziewicą, unieważniłby natychmiast małżeństwo, zachowując Brae jako zadośćuczynienie za oszustwo.
Posiłek dobiegł wreszcie końca. Sprzątnięto ze stołów i w sali pojawił się kobziarz. Mężczyźni z rodziny wstali i ustawiwszy się w szereg, zaczęli tańczyć. W powietrzu unosił się delikatny, białoniebieski dym. Widać kominek nie funkcjonował jak należy. Patrick uświadomił sobie, że nie odezwał się do Flanny, odkąd złożyli małżeńską przysięgę, a i ona nie okazała się szczególnie rozmowna. Wyciągnął zatem do żony rękę, wstał i zmusił ją, by też się podniosła.
– Chodźmy, pani. Zatańczymy dla uczczenia naszego związku.
Poprowadził ją na środek sali, a kobziarz zaczął grać spokojny, weselny taniec. Patrick z zaskoczeniem przekonał się, że mimo wysokiego wzrostu Flanna porusza się z niezwykłą gracją. Unosząc rąbek skromnej koszuli, pochylała się i stąpała pewnym, choć drobnym kroczkiem. Obrócił ją, obejmując ramieniem, a wtedy odchyliła głowę i szybko na niego spojrzała. Oczy ma srebrzystoszare, zauważył. Uśmiechnął się leciutko, z aprobatą.
– Tańczysz doskonale, pani – powiedział miękko.
– Dziękuję, panie – odparła z cicha.
– Ładna z nich para – wyszeptała Una Brodie do męża. – Twój ojciec miał dziś piekielne szczęście. Nie sądziłam, że w ogóle uda się wydać ją za mąż, a co dopiero za księcia.
– Módlmy się, by szybko ją zapłodnił i by urodziła zdrowego chłopaka – odparł Aulay Brodie. – Jego rodzina nie będzie tym ożenkiem zachwycona. Jestem pewien, iż mierzyli znacznie wyżej niż Brodie z Killiecairn. Tacie rzeczywiście dopisało dziś szczęście, masz co do tego rację, módlmy się jednak, by dopisało ono i Flannie. Martwię się nieco o siostrzyczkę. Książę jej nie zna i ożenił się jedynie po to, by zdobyć Brae. Mam nadzieję, że z czasem pokocha żonę, albo przynajmniej będzie dla niej dobry.
– Nie martw się o Flannę – odparła Una pocieszająco. – To silna dziewczyna. Jeśli zechce, by książę ją pokochał, na pewno tak się stanie. To biednemu Patrickowi należy się współczucie, Aulayu. Nie ma pojęcia, jak uparta i porywcza potrafi być Flanna.
Aulay roześmiał się i powiedział:
– Przekona się o tym aż nadto szybko, droga żono, zobaczysz.
Lachlann Brodie pochylił się i powiedział do córki:
– Pora, byś opuściła salę, dziewczyno. Wkrótce przyślemy do ciebie męża. Niech cię Bóg błogosławi, Flanno. Matka byłaby dziś z ciebie dumna.
Flanna wstała, po czym, pochyliwszy się, ucałowała pomarszczony policzek starca.
– Wiem, że zrobiłeś to, bo chciałeś dla mnie jak najlepiej, tatku. Może pewnego dnia ci podziękuję. Albo cię przeklnę. Czas pokaże. Nie chcę, by towarzyszyła mi teraz któraś z kobiet. Doskonale dam sobie radę sama.
Lachlann skinął głową i gestem nakazał kobietom, by pozostały na swoich miejscach.
Flanna pośpieszyła schodami do swej małej sypialni. W korytarzu przed drzwiami stały już dwa kuferki. Wszedłszy do pokoju przekonała się, że niemal wszystkie jej rzeczy spakowano. Łóżko, w którym z trudem mogłyby pomieścić się dwie osoby, zaścielono świeżą pościelą. Na stole stała miedziana miska i dzbanek z letnią wodą. Obok leżał czysty kawałek płótna. Flanna nalała do miski trochę wody, obmyła ręce i twarz, a potem wyszorowała szmatką zęby. Na koniec wylała wodę przez niewielkie okno. Ktoś nadchodził korytarzem. Odwróciła się szybko i zobaczyła księcia. Jej serce zaczęło szybciej bić.