Lucy pokuśtykała czym prędzej ku przybyszowi. Ledwie sir Peter zsunął się z siodła, chwyciła konia za uzdę i powiedziała:
– Zajmę się nim, czcigodny panie – po czym oddaliła się, najszybciej jak mogła, w kierunku stajni.
– Kochanie! – krzyknęła cicho Barbara, otwierając ramiona.
– Wejdźmy do środka, moja droga, inaczej ktoś nas zobaczy – powiedział karcąco.
– Och, Peter, przecież jest ciemno – zaprotestowała wdzięcznie, lecz posłuchała.
Wszedł do domu i szybko ją pocałował.
– Nie mogę zostać, musiałem jednak przyjechać i poinformować cię, co się wydarzyło.
– Och – powiedziała, wydymając wdzięcznie usta – a byłam taka niegrzeczna, sir. Koniecznie trzeba mnie ukarać.
Westchnęła.
– Elsbeth wie, że tu jestem. Nalegała, bym ostrzegł cię przed maruderami, pustoszącymi okolicę. Zaprasza cię do nas. Powiedziałem, że się nie zgodzisz, nalegała jednak, abym przyjechał i przekonał się na własne oczy, że biedna wdowa jest bezpieczna. Muszę zaraz wracać.
Barbara zrobiła znów nadąsaną minę. Jej piersi, widoczne w rozcięciu sukni, były tak kuszące, że ledwie mógł oderwać od nich wzrok.
– Zatem, madame - powiedział – potrzebujesz, by cię ukarano?
Uśmiechnęła się uwodzicielsko, włożyła palec do ust i zaczęła go ssać. Opuściła powieki, by rzęsy, ciemne w porównaniu z włosami, opadły na policzki. A potem wyciągnęła do niego dłoń.
– Chodź ze mną na górę – powiedziała.
– Nie mogę, lecz twój salonik doskonale wystarczy. Najpierw ukarzę cię za to, że byłaś niegrzeczna, a potem opowiem, co się wydarzyło. Chodź, madame!
Barbara spłonęła rumieńcem, zastanawiając się, ile z tego, co będzie działo się w pomieszczeniu, dotrze do uszu Patricka. Nic jednak nie mogła na to poradzić.
Pozwoliła wprowadzić się do saloniku. Usiadł na krześle, a ona posłusznie ułożyła mu się na kolanach. Natychmiast zadarł jej spódnice i zaczął wymierzać klapsy dłonią w skórzanej rękawiczce. Piszczała i wiła się, jak lubił, aż krzyknął:
– Dosyć!
Pociągnął ją przez pokój, skłonił, by oparła się o stół i niemal natychmiast w nią wszedł, pojękując i pompując. Gdy skończył, odsunął się, opuścił Barbarze spódnice i pomógł jej się podnieść.
– Ach, kochanie – powiedział, kiedy usiedli obok siebie na sofie – jesteś dla mnie takim ukojeniem!
– Cieszę się – wymamrotała, myśląc jednocześnie: Do licha, człowieku, nie masz pojęcia o tym, jak się kochać! - Wiem, że przeżywasz teraz trudne chwile, sir Peterze. Powiedz mi jednak, co się dzieje, gdyż jestem tego bardzo ciekawa. Wędrowny handlarz, który zajrzał do nas w zeszłym tygodniu powiedział, że armia króla zajęła Worcester. Czy to prawda?
– To była prawda – odparł sir Peter. – Król został jednak pokonany i choć udało mu się zbiec, możesz być pewna, że Bóg wyda go wkrótce w nasze ręce, by mógł zostać stracony, jak na to zasłużył.
– Wiecie zatem, gdzie przebywa? – naciskała Barbara.
– Cóż, niezupełnie, jesteśmy jednak na tropie – oznajmił z namaszczeniem sir Peter. – Na pewno go schwytamy. Kto w Anglii, poza kilkoma zdradzieckimi katolikami, zgodziłby się go ukryć? Gdyby naród go popierał, czy nie powstałby, aby mu pomóc? Nic takiego się jednak nie stało. Człowiek, który mienił się być królem Anglii przekroczył granicę, mając przy boku jedynie gromadkę szkockiej hałastry. Wkrótce Szkocja też znajdzie się pod naszym butem. I wtedy Charles Stuart nie będzie miał się gdzie ukryć. Przestępcy, którzy go wspierali, mogą buszować jednak po okolicy, dlatego musisz zachować czujność. Nie sądzę, by kierowali się na południowy wschód, ale ci Szkoci nie są zbyt inteligentni. Prawdopodobnie uciekli ze swym przywódcą na północ, lecz my ich ścigamy. Wkrótce ujmiemy tego człowieka. Zaczęliśmy już egzekucje zdrajców z Worcester. Zrównaliśmy z ziemią mury miasta i schwytaliśmy tylu anglikanów i katolików, ilu się dało. W zależności od natury ich przewin, zostaną uwięzieni, wygnani albo straceni. Wstał.
– Muszę wracać. Zapewne nic ci nie grozi, winnaś jednak uważać.
Co powiedziawszy, wyszedł.
Obserwowała go, stojąc w progu, a kiedy zniknął za wzgórzem, wróciła szybko do saloniku i otwarła kryjówkę. Patrick drzemał, wsparty plecami o ścianę. Obudziła go, zadowolona, że nie był świadkiem żenującej sceny, a potem powtórzyła, czego dowiedziała się od sir Petera.
Patrick skinął głową.
– Charlie dobrze zrobił, wyjeżdżając przed świtem – powiedział. – Pozostaje pytanie, kiedy ja będę mógł zrobić to samo.
– Uważam, że powinniśmy zaczekać, aż sytuacja trochę się uspokoi. Kiedy król zostanie schwytany lub przedostanie się bezpiecznie do Francji, będziesz mógł wyruszyć. Posiadam dokumenty podróżne, wystawione in blanco, wystarczy wpisać nazwisko. Sir Peter dał mi je kilka miesięcy temu na wypadek, gdybym chciała dokądś się udać. Musisz jednak zaczekać, Patricku Leslie. Nie mogłabym spojrzeć Charliemu w oczy, gdybyś zginął lub został uwięziony. Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego. Wiem, jak bardzo chciałbyś znaleźć się w Glenkirk przy żonie i dziecku, lecz musisz okazać cierpliwość, jeśli nie ze względu na siebie, to na nich.
– Na razie zgoda – obiecał. – Muszę wiedzieć więcej, zanim ośmielę się wyruszyć, Barbaro Carver.
Królowi rzeczywiście udało się zbiec. Wymknął się z miasta przez tę samą bramę, co wcześniej jego kuzyn. Książę Hamilton poległ w walce, królowi towarzyszyli jednak inni: lord Lauderdale ze Szkocji, lord Derby i książę Buckingham. Wcześniej król kontaktował się jedynie z kilkoma katolikami: francuskimi spowiednikami swej matki oraz Irlandczykami, którzy gościli swego czasu na dworze. Teraz, za poradą lorda Derby, powierzył swe bezpieczeństwo angielskim katolikom, odkrywając, że choć pozostali wierni swemu Kościołowi, byli też w najwyższym stopniu lojalni wobec króla i ojczyzny.
Przebrany za wyrobnika, schronił się wpierw u Penderellów, rodziny średniorolnych chłopów, gospodarzących na farmie Whiteladies w Shropshire. Ukryli go w lasach i próbowali przemycić do Walii, jednak miejscowa milicja pilnowała wszystkich mostów na rzece Wye. Króla zabrano więc do Boscobel, gdzie ukrywał się najpierw w domu, potem w ogrodach. W pewnej chwili został zmuszony wspiąć się na drzewo, skąd przypatrywał się, jak ludzie Cromwella przetrząsają posiadłość. Siódmego września, w cztery dni po klęsce, przebywał w Moseley Hall. Dziesiątego, przebrany za syna dzierżawcy, eskortował panią Jane Lane, córkę rojalisty, udającą się z wizytą do przyjaciółki, zamieszkałej w Abbot's Leigh niedaleko Bristolu. Pani Lane posiadała, oczywiście, dokument, upoważniający do podróży.
Pozostał przez krótki czas w Abbot's Leigh, nierozpoznany przez rodzinę, lecz nie przez kamerdynera. Ów zaś, szczęśliwy, iż może pomóc swemu królowi, poradził, by Karol zabrał panią Lane i ruszył z nią przez Somerset. Posłuchawszy rady, król dotarł szesnastego września do Trent Hall, gdzie znalazł się pod opieką starego przyjaciela Francisa Wyndhama i grupy związanych z nim rojalistów.
W Dover nie udało im się znaleźć statku. Porty pełne były żołnierzy Cromwella, przygotowujących się do wypłynięcia na Jersey, by objąć ją, podobnie jak pozostałe wyspy na kanale, przymusowym protektoratem. Rojaliści jęli więc szukać statku, który mógłby wypłynąć z portu na wybrzeżu Hampshire lub Sussex. Znalazłszy odpowiednią jednostkę, wprowadzili króla na pokład. Czternastego października wypłynął z Shoreham, by dwa dni później wylądować w Fecamp w Normandii. Do dwudziestego cała Anglia wiedziała już, że Charles Stuart uciekł Cromwellowi i choć przebywa na obcej ziemi, Anglia nadal ma króla.