Выбрать главу

— Chyba je tam widziałem — odparł Laurence i uniósł głowę znad talerza. — To jajo Obversarii?

— Tak, i wiążemy z nim duże nadzieje — powiedziała. — Oczywiście Lloyd był wniebowzięty, a i ja się z nim cieszę, chociaż trudno jest wprowadzić nowego zwierzchnika po pięciu latach; cała załoga i sam Ekscidium wciąż mruczą pod nosem, jak Lloyd robił różne rzeczy. Ale Sanders to poczciwy i godny zaufania chłop; przysłali go z Gibraltaru, kiedy Granby odrzucił ten przydział.

— Co? Odrzucił? — zawołał Laurence, wyraźnie skonsternowany: Granby był jego pierwszym oficerem. — Mam nadzieję, że nie ze względu na mnie.

— Boże, nic nie wiedziałeś? — rzuciła Roland, równie skonsternowana. — Granby rozmawiał ze mną bardzo uprzejmie. Powiedział, że jest zobowiązany, ale nie zdecydował się na zmianę pozycji. Byłam przekonana, że skonsultował się z tobą w tej sprawie i być może dałeś mu powód do nadziei.

— Nie — odparł cicho Laurence. — Teraz pewnie nie będzie na żadnej pozycji; przykro mi słyszeć, że przepuścił taką okazję.

Odmowa z pewnością nie poprawi Granby’emu opinii w Korpusie; ktoś, kto odrzucił propozycję, nie mógł szybko liczyć na kolejną, a Laurence wkrótce nie będzie w stanie mu pomóc.

— Cholernie mi przykro, że podsunęłam ci powód do kolejnej troski — powiedziała po chwili Roland. — Admirał Lenton jeszcze nie rozpuścił całej twojej załogi, wiesz. Zdesperowany przydzielił tylko kilku gości Berkleyowi, który ma za mało personelu. Byliśmy przekonani, że Maksimus osiągnął już dojrzałość, tymczasem niedługo po tym, jak cię tu wezwali, dowiódł nam, że się myliliśmy, i teraz jest już o piętnaście stóp dłuższy.

Dodała tę ostatnią uwagę, by przywrócić ich rozmowie lekki ton, lecz to już było niemożliwe: Laurence poczuł, że jego żołądek się zacisnął, więc odłożył sztućce na talerz w połowie wypełniony jedzeniem.

Roland zaciągnęła zasłony; za oknem gęstniał mrok.

— Masz ochotę na koncert?

— Chętnie będę ci towarzyszył — odpowiedział mechanicznie, a ona pokręciła głową.

— Nie, widzę, że nic z tego nie będzie. Połóż się więc, mój drogi kolego. Nie ma sensu tak siedzieć i smęcić.

Zgasili świece i położyli się razem.

— Nie mam pojęcia, co robić — wyznał cicho, co przyszło mu łatwiej pod osłoną ciemności. — Nazwałem Barhama łajdakiem i nie mogę mu darować, że chciał, żebym kłamał; to nie przystoi dżentelmenowi. Ale nie jest też byle pętakiem i nie uciekałby się do takich wybiegów, gdyby miał wybór.

— Niedobrze mi się robi, jak słyszę, że się tak kłaniał i płaszczył przed tym cudzoziemskim księciem. — Roland podparła się na łokciu. — Odwiedziłam raz port w Kantonie, jako skrzydłowa na transportowcu, który wracał z Indii okrężną drogą; te ich dżonki wyglądają tak, jakby miały się rozpaść przy niezbyt gwałtownej ulewie, a co dopiero gorszej pogodzie. Ich smoki nie przelecą nad oceanem bez odpoczynku, nawet gdyby wypowiedzieli nam wojnę.

— Też tak pomyślałem, gdy usłyszałem o nich po raz pierwszy — powiedział Laurence. — Tylko że oni wcale nie muszą lecieć nad oceanem, żeby przestać z nami handlować i niszczyć nasze statki płynące do Indii, a poza tym graniczą z Rosją. Rozbiłoby to koalicję przeciwko Bonapartemu, gdyby zaatakowano cara na jego wschodniej granicy.

— Jakoś nie zauważyłam, żeby Rosjanie nam specjalnie pomogli w czasie tej wojny, a pieniądze to żałosne uzasadnienie łobuzerskiego zachowania, tak w wypadku poszczególnych ludzi, jak całego narodu — zauważyła Roland. — Państwu już wcześniej brakowało środków finansowych, a mimo to potrafiliśmy coś wyskrobać i podbić oko Bonapartemu. Tak czy inaczej, nie daruję im, że cię rozdzielili z Temeraire’em. Domyślam się, że Barham wciąż nie dopuszcza cię do niego?

— Już od dwóch tygodni. Pewien przyzwoity facet z kryjówki zgodził się zanieść mu wiadomość ode mnie i poinformował mnie, że Temeraire spożywa posiłki, ale nie mogę go prosić o to, żeby mnie wpuścił do niego, bo obaj byśmy wylądowali przed sądem wojennym. Choć jeśli chodzi o mnie, to nie wiem, czy sąd by mnie teraz powstrzymał.

Rok temu nawet by mu do głowy nie przyszło, żeby powiedzieć coś takiego; teraz też myślał o tym z niechęcią, lecz uczciwość kazała mu wypowiedzieć te słowa. Roland nie zaprotestowała, ale w końcu sama była awiatorem. Pogładziła go po policzku i przyciągnęła, by dać mu ukojenie, jakie mógł znaleźć tylko w jej ramionach.

Laurence usiadł w ciemności i zobaczył, że Roland już wstała. W drzwiach stała ziewająca pokojówka ze świecą, której blask wlewał się do pokoju. Wręczyła Roland zalakowaną kopertę z rozkazami i pozostała na miejscu, wpatrując się w Laurence’a z lubieżnym zaciekawieniem; Laurence, przepełniony poczuciem winy, zarumienił się i zerknął w dół, by sprawdzić, czy jest dobrze przykryty.

Roland zdążyła już złamać pieczęć, a teraz wyjęła lichtarz z dłoni dziewczyny.

— To dla ciebie, możesz już odejść — powiedziała, wręczając jej szylinga, i bezceremonialnie zamknęła drzwi przed nosem dziewczyny. — Laurence, muszę natychmiast ruszyć w drogę — powiedziała cicho i podeszła do łóżka, by zapalić pozostałe świece. — Wieści z Dover: francuski konwój zmierza do Hawru pod smoczą osłoną. Okręty Floty Kanału ruszyły za nim, ale jest tam jeden Flamme-de-Gloire, więc nie możemy zaatakować bez wsparcia powietrznego.

— Czy napisali, z ilu jednostek składa się francuski konwój?

Wstał już i wkładał spodnie: smok ziejący ogniem stanowił jedno z największych niebezpieczeństw, na jakie mógł być narażony okręt, nawet osłaniany z powietrza.

— Co najmniej trzydziestu, a wszystkie pewnie wypchane po brzegi zapasami wojskowymi — odpowiedziała, splatając włosy w ciasny warkocz. — Widzisz gdzieś mój płaszcz?

Niebo za oknem pojaśniało do bladego błękitu; niebawem świece nie będą już potrzebne. Laurence znalazł płaszcz i pomógł jej go włożyć, zastanawiając się nad tym, ile może być statków handlowych, jaka część brytyjskiej floty otrzyma rozkaz zaatakowania konwoju i ilu statkom uda się prześliznąć do bezpiecznego portu: a baterie artyleryjskie w Hawrze były bardzo groźne. O ile wiatr się nie zmienił, warunki sprzyjały Francuzom. Trzydzieści statków pełnych żelaza, miedzi, rtęci i prochu; po Trafalgarze Bonaparte może już i nie stanowił zagrożenia na morzu, ale na lądzie wciąż pozostawał panem Europy i taki transport mógł zapewnić mu zapasy na długie miesiące.

— Puść już ten płaszcz, dobrze? — rzuciła Roland, wytrącając go z zamyślenia. Owinęła się obszernym płaszczem, zakrywając swój męski strój, i nasunęła kaptur na głowę. — No, może być.

— Zaczekaj. Idę z tobą — powiedział Laurence, szamocąc się ze swoim płaszczem. — Mam nadzieję, że się na coś przydam. Skoro Berkley ma za mało ludzi do Maksimusa, to chociaż pomogę przy uprzęży albo przy obronie przed abordażem. Zostaw bagaż i zadzwoń po pokojówkę: każemy przesłać resztę twoich rzeczy do mojego pensjonatu.

Szli szybko ulicami, jeszcze przeważnie pustymi: mijały ich tylko cuchnące wozy z nieczystościami, robotnicy wyruszający w poszukiwaniu pracy, stukające drewnianymi chodakami służące w drodze na targ i stada zwierząt spowitych białymi obłokami swoich oddechów. Nocna mgła, gorzka i lepka, przywierała do skóry niczym lodowe igiełki. Z braku tłumu ludzi Roland nie musiała się przynajmniej przejmować płaszczem, dzięki czemu niemal biegli.

Londyńska kryjówka znajdowała się niedaleko biur Admiralicji, na zachodnim brzegu Tamizy. Pomimo lokalizacji, jakże poręcznej, budynki stojące wokół niej były bardzo obskurne i zaniedbane i mieszkali w nich tylko ci, których nie było stać na to, aby przenieść się gdzieś dalej od smoków; niektóre nie miały już lokatorów, z wyjątkiem wychudzonych dzieci spoglądających podejrzliwie za przechodniami. Rynsztokami płynął gęsty szlam; cienka warstwa lodu na powierzchni załamywała się pod butami Laurence’a i Roland, wypuszczając fetor, który ciągnął się za nimi.