Выбрать главу

Na stole był jeszcze bochenek chleba z domowego wypieku. Harry ukrajał sobie dużą porcję i umaczał w sosie.

– Palce lizać – delektował się brat. – Nikt nie potrafi gotować tak, jak ty, Nerisso. To, co podają nam w Oksfordzie, jest zupełnie niejadalne.

Siostra odpowiedziała na komplement uśmiechem, zebrała talerze oraz pusty półmisek i wszystko zaniosła do kuchni. W trosce o zmęczonego ćwiczeniami Harry’ego przygotowała jeszcze nadziewane ciasto. Lekki, złocisty biszkopt urósł wysoko. Pozostało jedynie dodać dżem truskawkowy, który sporządziła w zeszłym roku, a po polaniu odrobiną śmietanki, jaką udało jej się zebrać z mleka, danie było, przynajmniej jak na gust brata, zadowalające.

Na zakończenie pozostał jedynie kawałek sera. Nerissa zamierzała jechać na zakupy właśnie dziś po południu, bo wczoraj na obiad, który w dużej mierze przypominał dzisiejszy, Harry zjadł o wiele więcej, niż się spodziewała.

Skończywszy swoją porcję ciasta, ojciec podniósł się od stołu.

– Wybacz, Nerisso – tłumaczył się. – Pozwolisz, że wrócę do pracy.

– Nie, tato! – powiedziała córka stanowczo. – Przecież wiesz, że powinieneś najpierw zażyć trochę ruchu, więc proponuję, abyś przeszedł się po sadzie i sprawdził, jak przyjęły się nowe sadzonki. Coś trzeba było zrobić, na pewno pamiętasz, że najcenniejsze drzewa straciliśmy w marcowych zawieruchach!

– Tak, oczywiście – zgodził się ojciec.

Potem, widać w przekonaniu, że im prędzej upora się z niemiłym zadaniem, tym lepiej, przeszedł do sieni, włożył stary, filcowy kapelusz, a raczej jego strzępy, i wyszedł do skąpanego w promieniach słońca ogrodu.

Harry roześmiał się.

– Ty go po prostu terroryzujesz!

– Ale on nie powinien dzień i noc tkwić w tym swoim dusznym gabinecie!

– Może nie powinien ze względu na zdrowie, ale przecież to jego największa radość!

Dopiero po chwili Nerissa odparła:

– Nie jestem tego pewna. Często czuję, że jemu bardzo brakuje mamy. Stara się choć na krótko o niej zapomnieć i dlatego pogrąża się bez reszty w swoich książkach.

Mówiła bardzo miękko i łagodnie. Harry spojrzał na nią.

– Tobie też brakuje mamy! – zauważył.

– Okropnie! Bez niej życie już nie jest takie samo. Gdy ciebie nie ma, a tata nie widzi, że ja w ogóle istnieję, jest mi bardzo trudno!

– Bardzo mi przykro – współczuł Harry. – Nie miałem pojęcia, że tak się czujesz. To chyba samolubne z mojej strony, że bawię się beztrosko w Oksfordzie, podczas gdy ty się zapracowujesz.

– Nie chodzi mi o zapracowywanie się. Po prostu czasem całymi dniami nie widuję żywej duszy, chyba że wybiorę się do miasteczka. Wszyscy są dla mnie mili, ale to nie to samo, co być z mamą i podejmować jej znajomych.

– Nie, oczywiście, że nie – zgodził się Harry. – Czy już nas nie odwiedzają?

– Okazali pewną sympatię po śmierci mamy, ale przecież przyjeżdżali do niej, a nie do siedemnastolatki, jaką wtedy byłam, a nawet kiedy wspaniałomyślnie zapraszali mnie na rozmaite przyjęcia, nie było czym na nie pojechać ani co na siebie włożyć.

Harry milczał chwilę. Potem powiedział:

– Został mi tylko rok studiów, dopiero potem będę mógł zarobić trochę pieniędzy. Chyba nie byłoby zbyt rozsądne rezygnować nie otrzymawszy dyplomu.

Nerissa zawołała ze zgrozą.

– Nie, oczywiście, że nie! Nie wolno ci rezygnować ze studiów. Przecież dyplom jest najważniejszy.

– Zdaję sobie z tego sprawę – przytaknął Harry – a w ostatnim semestrze bardzo się starałem. Wykładowcy są ze mnie bardzo zadowoleni.

Nerissa obeszła stół, by objąć i pocałować brata.

– Jestem z ciebie bardzo, bardzo dumna – powiedziała. – Nie zwracaj na mnie uwagi, gdy zrzędzę. To moje szczęście, że mam cię w domu, tak jak i tatę, oczywiście w chwilach, gdy mnie zauważa! Nie mam prawa rozczulać się nad sobą jak pani Withers.

Ubawiła Harry’ego aluzją do sąsiadki. Otoczył ją ramieniem i powiedział:

– Pomyśl o nowej sukni, bo postaram się, abyś miała okazję ją włożyć.

– Nową suknię? – zawołała Nerissa. – Skąd miałabym wziąć tyle pieniędzy?

– Dla chcącego nic trudnego, jak mawiała niania. Chyba najlepiej zrobimy, jeśli poświęcimy jeden dzień na post, a za to wystroimy cię jak królową Saby!

– Znakomity pomysł – roześmiała się Nerissa. – Już wyobrażam sobie, jaką sukienkę kupię kosztem takich wyrzeczeń.

– Ja proponuję tylko… – zaczął Harry.

Jego propozycja nie została jednakże wypowiedziana, gdyż w tej chwili rozległo się nieoczekiwane, donośne pukanie do drzwi. Spojrzeli po sobie.

– Kto to może być? – zastanawiał się Harry. – Skądkolwiek przybywa, zdaje się niecierpliwy. Czy spodziewasz się wierzycieli albo komornika z nie zapłaconym rachunkiem?

– Nie, oczywiście, że nie.

Zdjęła fartuszek, który nosiła przy pracach kuchennych, i ruszyła korytarzem do drzwi

Harry pozostał w jadalni, sięgnął po duży okruch ze stołu i czym prędzej włożył go do ust.

Potem jego uszu dobiegł okrzyk zdziwienia. Gdy tylko zdążył wstać, usłyszał:

– To niemożliwe! A jednak! Delfino, to ty!

– Wiedziałam, że cię zaskoczę! – sądząc po głosie, jej rozmówczyni musiała być kobietą światową.

Harry podszedł do drzwi, by przyjrzeć się gościowi. Delfina była ubrana zgodnie z najnowszą modą w wysoki kapelusz z drobnymi strusimi piórami, kolorem dobranymi do sukienki. Na ramiona miała narzuconą obszytą futrem pelerynkę. Postąpiła dwa kroki i zawołała:

– Już zapomniałam, jak tu ciasno!

– A my myśleliśmy, że zapomniałaś o nas! – stwierdził bez ogródek Harry. – Jak się masz, Delfino, choć może to zbyteczne pytanie.

Przybyłe zjawisko zamarło w bezruchu, wpatrując się bystrymi oczkami w jego wysoką, przystojną postać i niestarannie zawiązany krawat.

– Jak ty urosłeś, Harry!

– No wiesz, nie widziałaś mnie od sześciu lat! – odparł. – Ale muszę przyznać, że wyglądasz jak z żurnala!

– Dziękuję – odparła Delfina z lekką ironią. – Potem zmieniła ton. – Chcę z wami porozmawiać, chyba jest tu gdzie usiąść? – powiedziała nieco obcesowo.

– Chodź do salonu – zaprosiła Nerissa. – Nic tam nie zmienialiśmy, więc pozostał taki, jakim go chyba pamiętasz.

Otworzyła drzwi w końcu korytarza. Weszli do niskiego pokoju, w którym matka zawsze podejmowała szczególnych gości. Był najlepiej umeblowany, tam też umieszczono najcenniejsze przedmioty, jakie posiadali, a na wybitej boazerią ścianie wisiały najpiękniejsze portrety przodków.

Delfina weszła z szelestem drogich, sztywnych halek.

Potem zdjęła pelerynkę obszytą drogim futrem, wręczyła ją Nerissie, i usiadła w fotelu przy kominku. Ani nie spojrzała na siostrę, za to rozejrzała się po pokoju.

– Takim go pamiętam – powiedziała. – Najlepiej wygląda wieczorem, w blasku świec.

– Po śmierci mamy rzadko tu przesiadujemy – opowiadała Nerissa. – Wolimy gabinet taty, a Harry upodobał sobie pokój poranny.

Jednak siostra najwyraźniej jej nie słuchała. Nerissa zastanawiała się, co ją sprowadza i to tak nagle, bez ostrzeżenia. Starsza o cztery lata od Harry’ego, a o pięć od Nerissy, Dellfina w wieku osiemnastu lat wyszła za mąż za lorda Bramwella, który przez przypadek zobaczył ją na przyjęciu w ogrodzie namiestnika hrabstwa i zakochał się bez pamięci. Był od niej o wiele starszy i matka sądziła, że nie należy przyjmować jego oświadczyn.