Выбрать главу

– Odpowiedź jest bardzo prosta – odparł Harry.

– Powiedz mi! – Nerissa nie posiadała się ze zdumienia.

– Spójrz w lustro, dziewczyno!

Nerissa roześmiała się.

– Bzdura! Tylko mi nie mów, że ona jest o mnie zazdrosna!

– Dlaczegóżby nie? Jesteś prześliczna, dokładnie taka jak mama! Moim skromnym zdaniem gdy stoicie obok siebie, Delfina jest tylko twoją starszą, wystrojoną podobizną!

– Harry, jak możesz mówić takie rzeczy!

Tak bardzo obawiała się siostry, że wolałaby, aby słowa Harry’ego okazały się nieprawdą.

Rozdział trzeci

Po wyjeździe z Queen’s Rest Delfina pomyślała z wściekłością, że ojciec popsuł jej cały, jak sądziła, nieskazitelny plan.

Nawet przez chwilę nie przyszło jej na myśl, że gdy pozostawi panów samych w jadalni, ojciec zaprowadzi księcia do kuchni.

Architektura zawsze nudziła ją niepomiernie, nawet gdy chodziło o jej dom rodzinny, więc nigdy nie przysłuchiwała się opowieściom, jakie ojciec snuł o swym dworku czy to gościom, czy rodzinie.

Dopiero teraz, gdy było już za późno, przypomniała sobie, że każdy, kto choć trochę interesował się architekturą, był oprowadzany również po kuchni.

Przeczuwała, że najgorsze, co może zrobić, to ujawnić przed księciem swe rozczarowanie.

Gdy po raz pierwszy z ogromną satysfakcją zauważyła, że spośród wszystkich kobiet ona przyciąga wzrok księcia Lynchestera, postanowiła z determinacją kruszącą wszelki opór, skłonić tego człowieka do ożenku.

Słyszała o księciu niejedno, zanim jeszcze go spotkała, a gdy wreszcie poznała go osobiście, stwierdziła, że żadna kobieta nie oprze się jego urokowi. Nie chodziło tylko o tytuł i dostojeństwo, przed którym wszyscy chylili czoło, ale o niego, jako najprzystojniejszego mężczyznę spośród wszystkich panów, których znała.

Historie miłosnych podbojów księcia wciąż były na ustach wszystkich.

Każda kobieta z największą ochotą opowiadała własną wersję wydarzeń, zazwyczaj jego ostatnią przygodę miłosną lub jedną z tych, które kończyły się porzuceniem, łzami, groźbami samobójstwa i złamanym sercem.

Choć Delfina owdowiała bardzo młodo, towarzystwo lorda Bramwella sprawiło, że była o wiele starsza duchem. Nie czuła się nieszczęśliwa, gdyż bogactwo, które zapewniało jej niemal wszystko, czego zapragnęła, zafascynowało bez reszty dziewczynę przywykłą do biedy i osamotnienia. Znaczna różnica wieku również jej nie smuciła. Nie ulegało wątpliwości, że mąż ją nudził, lecz prędko nauczyła się, jak wykorzystać jego miłość, by każdy pocałunek obrócić w szczerozłoty klejnot.

Gdy lord Bramwell umarł, pozostawiając ją bogatą, powiedziała sobie, że oto nadarza się okazja, by dalej piąć się w górę, na najwyższy szczebel. A gdy poznała księcia Lynchestera, wiedziała już dokładnie, jak tego dokonać.

Z natury bystra, znakomicie zdawała sobie sprawę, że aby usidlić księcia, który oparł się zalotom tylu kobiet, musi być inna. To oznaczało po prostu, że należy odmawiać, gdy prosił, aby mu się oddała.

O ile wiedziała, do tej pory wszystkie kobiety w jej sytuacji ulegały bez walki i ochoczo dawały mu to, czego pragnął.

Przyczyna była prosta: książę z reguły zadawał się z wdowami, takimi jak ona, lub tymi mężatkami, które, zgodnie z obecną modą, miały wyjątkowo tolerancyjnych małżonków.

Niektórzy mężowie, jak dowiedziała się Delfina, wyzywali księcia na pojedynek, lecz niezmiennie przegrywali. Wówczas z ręką na temblaku wystawiali się na pośmiewisko, zaś książę, niewątpliwy winowajca, uchodził bezkarnie.

– Dlaczego mi odmawiasz, Delfino? – pytał, zaskoczony jej nieustępliwością.

– Otrzymałam bardzo surowe wychowanie – wyjaśniła Delfina słodkim, dziewczęcym głosikiem – a moja matka wpoiła mi ideały, których nie chciałabym stracić.

– Czy naprawdę sądzisz, że utracisz je przez moją miłość? W końcu jesteś wdową, wolną od zobowiązań, a kiedyś wspominałaś, że twoja matka nie żyje.

– To prawda – przyznała Delfina tonem tak żałosnym, że nie było chyba serca, którego by nie poruszyła – i bardzo mi jej brakuje.

– A ojciec?

Na to właśnie czekała. Książę był świadom swej wysokiej pozycji i z pewnością nie pojąłby za żonę kobiety, która pochodziłaby z mniej szlachetnego rodu. Wcześnie odziedziczył tytuł, dzięki czemu uniknął małżeństwa kojarzonego.

Teraz zaś, jako trzydziestoczteroletni mężczyzna, sam zaczynał przyznawać, że nadchodzi czas, aby postarać się o dziedzica, więc rozglądał się za odpowiednią kobietą, z którą mógłby dzielić życie.

Delfina wiedziała, że chciałby szanować swoją żonę, a żadnej ze swoich wdów szacunkiem nie darzył.

– Muszę tego wymagać! – myślała.

Więc zaczęła wdzięczyć się, pobudzać ciekawość, czarować i, jak miała nadzieję, zdobywać jego serce. Sypialnię zamykała na klucz i pozostawała głucha na wylewne błagania, aby dała mu szczęście w swych ramionach.

– To ty dajesz mi szczęście – mawiała – gdy jesteśmy razem. Talbocie. Kocham cię.

– Ale nie na tyle, by uczynić mnie szczęśliwym – wyrzucał jej książę.

Delfina z trudnością powstrzymywała się, by nie powiedzieć, że starczy, aby ofiarował jej niewielką obrączkę, a przystanie na wszystkie jego propozycje. Zamiast tego uciekała, lecz nie na tyle prędko, by nie mógł jej z łatwością dogonić.

Próbowała wszystkich znanych sobie chwytów, a raz w ostatniej chwili zmieniła zdanie i odwołała ich wspólną przejażdżkę, co tylko księcia rozzłościło.

Więc gdy mowa była o ojcu, skorzystała z okazji, aby przekonać go raz na zawsze, że będzie znakomitą księżną. Oczywiście on słyszał o rodzie Stanleyów, gdyż figurowali na poczesnym miejscu w każdym podręczniku historii. Od czasów wojny stuletniej nie było bitwy, w której jej przodkowie nie odegraliby znaczącej roli, a każde zwycięstwo na morzu przysparzało rodzinie chwały i zaszczytów.

Byli wśród nich wybitni mężowie stanu, lecz dopiero znajomość z księciem uzmysłowiła Delfinie, że Queen’s Rest jest równie dobrym przykładem architektury elżbietańskiej jak Lyn.

W skrytości ducha zawsze gardziła swym domem, gdyż okazałością nie dorównywał pałacom i rezydencjom, w jakich bywała po zamążpójściu. Rodzicom nie usługiwali lokaje, a w stajniach nie czekały wspaniałe konie, gotowe unieść ich gdziekolwiek sobie zażyczyli.

– Jak mogłabym znieść jeszcze jeden rok takiej biedy? – pytała siebie opuściwszy dom rodzinny jako lady Bramwell, z postanowieniem, by nigdy doń nie wracać.

Teraz zaś, wysławiając waleczność i zasługi swej rodziny, odnosiła wrażenie, że w oczach księcia widzi niedowierzanie, jakby podejrzewał ją o przesadę. Czuła też wyraźnie, że on nigdy nie oświadczy się kobiecie, nie poznawszy rodziny, z której wyrosła.

Zachodziła w głowę, jak doprowadzić do spotkania w Queen’s Rest, gdy akurat oboje otrzymali zaproszenie od markiza Sare, który, jak pamiętała, mieszkał nieopodal domu jej dzieciństwa.

Oburzało ją, że za czasów panieńskich nie była zapraszana na przyjęcia u markiza.

Udział jej rodziców w odbywających się tam dwa razy do roku spotkaniach towarzyskich i tak był uważany w Sare za łaskawość względem ubogich sąsiadów.

– A teraz jestem jedną z nich – powtarzała sobie Delfina z satysfakcją, rozmyślając, jak zapoznać księcia z ojcem, ukrywając jednocześnie rodzeństwo.

Już dawno postanowiła, że ani brat, ani siostra, nie są jej potrzebni i należy o nich zapomnieć.

Harry’ego mogła jeszcze tolerować, bo był mężczyzną, lecz istnienie siostry, która zaczęła dorównywać urodą matce, niegdyś słynnej piękności, przyprawiała ją o dreszcze. Wszystkim przyjaciołom w Londynie mówiła, że była jedynaczką.