— Ty świnio, ty bydlaku — wycedził Frans przez zęby i kopnął go w brzuch.
— Jak mogłeś? Kłamać nam prosto w oczy? Przecież wiedziałeś, że mój brat…
Erik miał łzy w oczach, głos mu się rwał. Cofnął się kilka kroków. Trzymał się za ramiona i trząsł coraz bardziej.
— Nie wiedziałem… — niewyraźnie mamrotał Hans, usiłując wstać.
— Chciałeś zwiać, co?! — krzyknął Frans. — Zrobiłeś jej dziecko i teraz wiejesz. Ty świnio. Mogłeś to zrobić każdej, ale nie Elsy! I teraz będzie miała niemieckiego bękarta! — Jego głos przeszedł w falset.
Britta spojrzała na niego z rozpaczą. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo musiał kochać Elsy. Zabolało ją to tak bardzo, że osunęła się na podłogę i zaczęła rozdzierająco płakać.
Frans patrzył na nią przez chwilę, a potem, zanim ktokolwiek zdążył zareagować, podszedł do biurka, wziął nóż do rozcinania listów i wbił go w pierś Hansa.
Erik i Britta przez kilka sekund stali jak sparaliżowani i tylko patrzyli. W Axelu widok krwi bryzgającej z rany wyzwolił zwierzęce odruchy. Całą wściekłość wyładował na leżącym bez ruchu ciele zwiniętym w kłębek na podłodze. Razem z Fransem bili go, kopali, zadawali kolejne ciosy, aż w końcu padli ze zmęczenia. Chłopak leżący na podłodze był nie do poznania. Spojrzeli po sobie. Bali się i jednocześnie rozpierało ich podniecenie. Rozładowali dziką nienawiść, która domagała się ujścia. Przyniosło im to wielką ulgę i obaj zdawali sobie z tego sprawę.
Przez chwilę napawali się tym uczuciem. Mieli krew Hansa na twarzach, na rękach i na ubraniu. Spod ciała wypływała coraz większa kałuża krwi. Również Erik był zbryzgany krwią. Wciąż się trząsł, obejmując się ramionami, i nie mógł oderwać wzroku od krwawej miazgi na podłodze. Z półotwartymi ustami spojrzał na brata. Britta siedziała na podłodze i patrzyła na swoje ręce. Na nich również była krew. Spojrzenie miała nieobecne, jak Erik. Nikt nic nie mówił. Panowała dziwna cisza, jak po burzy, gdy już jest po wszystkim, ale w uszach wciąż słychać wycie wiatru.
Pierwszy odezwał się Frans.
— Musimy to sprzątnąć — powiedział zimno i wskazał nogą Hansa. — Britto, zostaniesz i posprzątasz, a my go stąd zabierzemy.
— Dokąd? — spytał Axel, ocierając twarz rękawem.
Frans milczał przez chwilę.
— Już wiem, co zrobimy. Zaczekamy, aż się ściemni, wtedy go wyniesiemy. Najpierw trzeba go na czymś położyć, żeby już nie brudzić. Później razem posprzątamy i się umyjemy.
— Ale… — odezwał się Erik.
Przerwał, nie mógł mówić. Osunął się na podłogę i wbił wzrok w punkt znajdujący się gdzieś za Fransem.
— Znam idealne miejsce. Będzie leżał wśród swoich — powiedział z wyraźnie wyczuwalną ironią Frans.
— Wśród swoich? — powtórzył martwym głosem Axel.
Patrzył na koniec laski, na włosy Hansa sklejone jego krwią.
— Zakopiemy go na cmentarzu, w niemieckiej mogile — powiedział Frans i uśmiechnął się. — Jest w tym jakaś dziejowa sprawiedliwość.
— Ignoto militi — mruknął Erik, wciąż siedząc na podłodze i patrząc przed siebie niewidzącym wzrokiem. Frans spojrzał na niego pytająco. — Nieznanemu żołnierzowi — wyjaśnił. — Tak jest napisane na tym grobie.
— No widzisz, po prostu idealnie — zaśmiał się Frans.
Nikt się nie przyłączył, ale też nikt nie zgłosił sprzeciwu. Poruszając się sztywno, zabrali się do pracy. Erik przyniósł z piwnicy duży papierowy worek. Włożyli do niego zwłoki. Axel poszedł do schowka w przedpokoju po przybory do czyszczenia, a Frans i Britta zabrali się do sprzątania biblioteki. Okazało się to trudniejsze, niż myśleli. Z początku krew nie dawała się zmyć, tylko się rozmazywała. Britta płakała histerycznie, szorując podłogę. Chwilami przystawała na klęczkach i zanosiła się płaczem, a Frans burczał, żeby się wzięła do roboty. Sam aż się spocił z wysiłku, ale w jego spojrzeniu, inaczej niż w spojrzeniach pozostałej trójki, nie było najmniejszego śladu szoku. Erik mechanicznie szorował podłogę. Już nie mówił, że trzeba to zgłosić na policję. Zrozumiał, że Frans ma rację. Axela, który dopiero co wrócił z piekła obozu koncentracyjnego, nie wolno narażać na aresztowanie i więzienie.
Godzinę później mogli otrzeć pot z czoła. Frans z zadowoleniem stwierdził, że nie ma śladu po tym, co się stało.
— Przebierzecie się w ubrania rodziców — stłumionym głosem powiedział Erik i wyszedł.
Wrócił i przystanął: przyglądał się siedzącemu w kącie bratu. Axel nadal wpatrywał się w kłębek zakrwawionych włosów na końcu laski. Nie odzywał się od dłuższej chwili. W końcu podniósł wzrok i nie patrząc na nikogo, powiedział:
— Jak go przewieziemy na cmentarz? Nie lepiej zakopać go w lesie?
— Położymy go na waszej przyczepce do roweru. — Frans nie dawał za wygraną. — W lesie zaraz wykopią go zwierzęta, ale nikomu nie przyjdzie do głowy, że w niemieckim grobie oprócz tamtych umarlaków leży jeszcze ktoś. Jeśli go położymy na przyczepce i przykryjemy, nikt nic nie zauważy.
— Wykopałem już niejeden grób… — powiedział nieobecnym głosem Axel i znów spojrzał na laskę.
— Załatwimy to z Fransem — szybko wtrącił Erik. — Axelu, zostań tu. A Britta niech idzie do domu. Będą się niepokoić, jeśli nie wrócisz na kolację — mówił szybko, jakby strzelał z karabinu maszynowego, i nie odrywał wzroku od brata.
— U mnie nikogo nie obchodzi, kiedy przyjdę — powiedział głucho Frans. — Mogę zostać. Zaczekajmy do dziesiątej, aż zrobi się ciemno i na dworze nie będzie ludzi.
— A co zrobimy z Elsy? — cicho spytał Erik, ze wzrokiem wbitym w buty. — Czeka na niego, myśli, że do niej wróci. Zwłaszcza teraz, gdy spodziewa się dziecka…
— No rzeczywiście, niemieckiego bękarta. Doigrała się! — syknął Frans. — Elsy nie może się o niczym dowiedzieć! Zrozumiano? Ma być przekonana, że wyjechał i ją porzucił. Na pewno i tak by to zrobił! Nie będę się nad nią litował! Niech sobie sama radzi. Jakieś zastrzeżenia?
Wbił w nich spojrzenie. Nikt się nie odezwał.
— Dobrze! Wszystko ustalone. To nasza tajemnica, i tak ma być. Britto, idź do domu, zanim zaczną cię szukać.
Britta wstała i drżącymi rękami poprawiła zakrwawioną sukienkę. Bez słowa wzięła od Erika inną i wyszła, żeby się umyć i przebrać. Ale zanim wyszła, spojrzała jeszcze Erikowi w oczy. Już nie było w nich śladu wściekłości, która go ogarnęła, gdy poznali tajemnicę Hansa. Był w nich tylko wstyd.
Kilka godzin później złożyli ciało Hansa w grobie, w którym miało przeleżeć w spokoju sześćdziesiąt lat.
28
Fjällbacka 1975
Elsy ostrożnie włożyła do skrzyni rysunek Eriki. Tore zabrał dziewczynki na łódkę, przez kilka godzin miała dom dla siebie. W takich razach często przychodziła na górę, żeby posiedzieć, pomyśleć o tym, co było i co jest.
Życie ułożyło jej się całkiem inaczej, niż myślała. Sięgnęła po niebieskie zeszyty i z roztargnieniem przesunęła palcami po okładce tego, który leżał na wierzchu. Taka wtedy była młoda i naiwna. Oszczędziłaby sobie cierpienia, gdyby wiedziała, że nie wolno kochać za mocno. Płaci się za to zbyt wysoką cenę. Ona nadal płaci za ten jeden jedyny raz, dawno temu, gdy kochała za mocno. Ale dotrzymała obietnicy, którą samej sobie złożyła: że już nigdy nikogo nie będzie tak mocno kochać.
Od czasu do czasu kusiło ją, żeby się otworzyć na miłość. Na przykład gdy patrzyła na jasnowłose córeczki, na ich zwrócone w jej stronę stęsknione twarzyczki. Widziała, że pragną jej miłości, czułości, ale nie umiała im tego dać. Zwłaszcza Erika potrzebowała tego bardzo wyraźnie. Czasem przyłapywała ją na tym, że ją obserwuje z tęsknotą wprost niepojętą u tak małej dziewczynki. W takich chwilach chciała zapomnieć, co sobie przyrzekła, podejść i przytulić ją, poczuć, że ich serca biją w jednym rytmie. Ale zawsze coś jej stawało na przeszkodzie. Gdy już miała ją przytulić, przypominała sobie maleńkie ciepłe ciałko i spojrzenie, jakże podobne do spojrzenia Hansa i do jej własnego. Spojrzenie dziecka miłości, którym mieli się razem opiekować. Tymczasem urodziła je w samotności, wśród obcych. Zdążyła tylko poczuć, jak wyślizguje się z jej ciała, a potem z jej ramion. Zanieśli go innej matce, o której nic nie wiedziała.