Выбрать главу

— Bertil! Jak miło, że przyszedłeś! Wejdź, właśnie zaczynamy.

Zanim zdążył się zorientować, Rita chwyciła go za rękę i pociągnęła do sali gimnastycznej. Stojący na podłodze kaseciak pompował muzykę latynoamerykańską. Na Mellberga spojrzały ciekawie cztery pary. Mieszane, co skonstatował z pewnym zdziwieniem. Wizja bycia rozszarpywanym przez chutliwe suki się rozwiała.

— Będziesz tańczyć ze mną. Pomożesz mi demonstrować figury — powiedziała Rita.

Zdecydowanym ruchem pociągnęła go na środek. Stanęła przed nim, chwyciła go za rękę, drugą otoczyła swoją talię. Mellberg najchętniej złapałby ją za ten fantastyczny tłuszczyk. Kompletnie nie rozumiał facetów, którzy lubią dotykać kości.

— Bertil, skup się — powiedziała surowo. Mellberg się wyprostował. — Obserwujcie nas uważnie. Panie: prawa noga w przód, ciężar ciała na lewą nogę, prawa noga wraca. Panowie tak samo, tylko na odwrót: lewa noga w przód, ciężar ciała na prawą, lewa noga wraca. Będziemy to powtarzać, aż sobie utrwalimy.

Mellberg próbował zrobić, jak powiedziała, ale wydawało mu się, że jego mózg wymazał nawet tak podstawową informację jak ta, która noga jest prawa, a która lewa. Ale Rita była dobrą nauczycielką. Zdecydowanymi ruchami przesuwała jego stopy w przód i w tył. Po chwili stwierdził z radością, że zaczyna łapać.

— A teraz… będziemy przy tym poruszać biodrami — powiedziała Rita, spoglądając na uczniów. — Wy, Szwedzi, jesteście strasznie sztywni. Tymczasem salsa to ruch, gibkość, miękkość.

Żeby pokazać, co ma na myśli, zakołysała biodrami w rytm muzyki. Wyglądało to, jakby falowała w przód i w tył. Mellberg jak urzeczony przyglądał się jej ruchom. Gdy to robiła, wydawało się łatwe. Chcąc jej zaimponować, zaczął naśladować jej ruchy. Jednocześnie próbował stawiać stopy tak, jak należy. Sądził, że już to umie. Tylko że teraz nic się nie zgadzało. Biodra miał sztywne jak po operacyjnym unieruchomieniu stawów. Próbował skoordynować ich ruchy z ruchami stóp i wtedy jakby całkiem go poraziło. Stanął bezradnie i na domiar złego w tym momencie pożyczka zsunęła mu się na lewe ucho. Szybko poprawił fryzurę, licząc na to, że nikt nie zauważył, ale chichot jednej z par rozwiał jego nadzieje.

— Bertil, wiem, że to trudne. Trzeba poćwiczyć — powiedziała Rita, zachęcając go do dalszych wysiłków. — Wsłuchuj się w muzykę. Wsłuchaj się i pozwól ciału za nią podążyć. I nie patrz na nogi, patrz na mnie. Tańcząc salsę, zawsze należy patrzeć kobiecie w oczy. To taniec miłości, taniec namiętności.

Wbiła wzrok w jego oczy. Mellberg zmuszał się, żeby nie patrzeć pod nogi. Na początku zupełnie mu nie szło, ale prowadzony miękko przez Ritę po chwili uświadomił sobie, że coś się z nim dzieje. Jakby dopiero teraz jego ciało usłyszało muzykę. Zakołysał miękko biodrami. Jeszcze głębiej spojrzał Ricie w oczy i poczuł, że się poddaje latynoamerykańskim rytmom.

7

Kristiansand 1943

Nieprawda, że Axel lubił ryzyko. Ani że był wyjątkowo odważny. Oczywiście, że się bał, byłby głupcem, gdyby się nie bał. Ale musiał to robić. Po prostu nie potrafił przyglądać się bezczynnie, jak zwycięża zło.

Stał przy relingu, wiatr smagał mu twarz. Uwielbiał zapach morskiej wody. Musiał przyznać, że zazdrości tym mężczyznom, którzy w pogoni za rybami przebywają na wodzie od świtu do zmierzchu. Wiedział, że by go wyśmiali, gdyby się z tym zdradził. On, syn doktora, który ma się dalej uczyć, zostać kimś, miałby im zadrościć! Czego? Odcisków na dłoniach, zapachu ryb niedającego się usunąć z ubrań, może niepewności, czy się wróci do domu, towarzyszącej każdemu wypłynięciu na morze? Uważaliby, że skoro pragnie takiego życia, jakie jest ich udziałem, musi być głupi i zuchwały. Nigdy by tego nie pojęli. Ale Axel każdym nerwem swego ciała czuł, że właśnie do takiego życia ma powołanie. Miał wprawdzie głowę do nauki, ale wśród książek nie czuł się tak swojsko jak na kołyszącym się pokładzie, gdy wiatr targa włosy, a w powietrzu unosi się zapach ryb.

Natomiast Erik uwielbiał przebywać wśród książek. Promieniał szczęściem, gdy wieczorem siedział na swoim łóżku i przebiegał wzrokiem przez karty książki, zbyt grubej i starej, żeby mogła wzbudzić entuzjazm kogokolwiek poza nim. Cierpiał na nieustający głód wiedzy. Nurzał się w niej, chłonął ją, pożerał fakty, daty, nazwiska i miejsca. Axela to fascynowało, a jednocześnie martwiło. Byli tak różni. Być może z powodu różnicy wieku. Cztery lata. Nigdy się ze sobą nie bawili, nie dzielili zabawkami. Martwiło go również, że rodzice różnie ich traktowali. Zakłócało to równowagę w rodzinie. Jego chwalili ponad miarę, czyniąc z niego kogoś, kim w rzeczywistości nie był, a Erika nie doceniali. Ale jak miałby się temu przeciwstawić? Mógł tylko robić to, co do niego należało.

— Zaraz zawiniemy do portu — oznajmił sucho Elof.

Axel drgnął. Nie słyszał, gdy podszedł.

— Wymknę się na ląd, jak tylko zacumujemy. Nie będzie mnie około godziny.

Elof skinął głową.

— Uważaj na siebie, chłopcze — powiedział i poszedł na rufę przejąć ster.

Dziesięć minut później Axel rozejrzał się uważnie i wyskoczył na nabrzeże. Wszędzie dookoła widać było niemieckie mundury, ale większość żołnierzy była czymś zajęta: kontrolowali łodzie zacumowane przy nabrzeżu. Poczuł, że serce zaczyna mu bić szybciej. Na lądzie kręcili się też marynarze, ładowali albo rozładowywali towar. Axel usiłował się poruszać tak samo normalnie jak robotnicy, którzy nie mieli nic do ukrycia. Tym razem nic przy sobie nie miał, miał coś zabrać. Nie wiedział, jaki dokument ma przemycić do Szwecji, i nie chciał wiedzieć. Wystarczało mu, że wie, komu go przekazać.

Otrzymał jasne instrukcje: na końcu nabrzeża znajdzie mężczyznę w brązowej koszuli i niebieskiej cyklistówce. Szedł, rozglądając się czujnie wokoło. Jak dotąd wszystko szło dobrze. Nikt się nie interesował rybakiem poruszającym się po znanym terenie. Niemcy byli zajęci swoimi sprawami. Nikt nie zwracał na niego uwagi. W końcu dostrzegł mężczyznę. Sztaplował skrzynie i wydawał się całkowicie na tym skupiony. Axel podszedł do niego. Powinien sprawiać wrażenie, że ma tu coś do zrobienia. Nie wolno mu popełnić błędu. Nie może się rozglądać rozbieganym wzrokiem. W ten sposób zwróciłby na siebie uwagę.

Podszedł do mężczyzny. Jeszcze go nie zauważył, chwycił stojącą najbliżej skrzynię i zaczął i ją sztaplować. Kątem oka zobaczył, jak pod osłoną jakichś skrzynek ten człowiek upuszcza coś na ziemię. Axel pochylił się, jakby zamierzał podnieść następną skrzynię, ale najpierw złapał zwinięty papier i włożył go do kieszeni. Już. Nie wymienili nawet jednego spojrzenia.

Axel poczuł ulgę tak wielką, że niemal zakręciło mu się w głowie. To zawsze był krytyczny moment. Potem ryzyko, że coś pójdzie nie tak, było już znacznie mniejsze…

— Halt! Hände hoch!

Rozkaz wypowiedziany po niemiecku padł znikąd. Axel spojrzał ze zdumieniem na stojącego obok mężczyznę i jego zawstydzony wzrok. Wtedy zrozumiał. Zasadzka. Albo całe zadanie było blefem obliczonym na to, by wpadł, albo Niemcy odkryli, co się dzieje, i zmusili zdemaskowanych ludzi do współpracy. Tak czy inaczej, Axel wiedział, że gra skończona. Niemcy prawdopodobnie obserwowali go od chwili, kiedy wyszedł na ląd, aż do momentu, kiedy wziął dokument. Palił go, miał go w kieszeni. Podniósł ręce w geście poddania. Miał przed sobą funkcjonariuszy gestapo. Gra skończona.

Poranny rytuał zakłóciło mu głośne pukanie. Każdy ranek wyglądał tak samo: najpierw prysznic, potem golenie. Potem śniadanie: zawsze dwa jajka, kromka żytniego chleba z masłem i serem i duża filiżanka kawy. Zawsze to samo. Zjadał to, siedząc przed telewizorem. Lata spędzone w więzieniu sprawiły, że cenił przewidywalność i nawyki. Znów pukanie. Poszedł otworzyć. Był zirytowany.