Выбрать главу

Axel powoli odłożył słuchawkę. Nagle wszystko wydało mu się takie nierzeczywiste. Jakby mu się śniło. Bez Erika dom wydawał się strasznie pusty. Bracia bardzo się pilnowali, żeby nie wchodzić sobie w drogę i nie naruszać nawzajem swojej prywatności. Bywało, że przez wiele dni nawet ze sobą nie rozmawiali. Często jadali o różnych porach i siedzieli każdy w swoim pokoju, w różnych częściach domu. Co bynajmniej nie oznaczało, że nie byli sobie bliscy. Oczywiście byli. Teraz panująca w domu cisza była inna niż wtedy, gdy Erik siedział w bibliotece. Tamtą ciszę można było przerwać, zamieniając kilka słów. Gdyby chcieli. Teraz w domu panowała cisza totalna, bezkresna, nieskończona.

Erik nigdy nie przyprowadził Violi. I nigdy o niej nie mówił. Axel znał ją tylko z rozmów telefonicznych, bo czasem odbierał, gdy dzwoniła. Wtedy Erik znikał na parę dni. Pakował do walizeczki najpotrzebniejsze rzeczy, żegnał się zdawkowo i już go nie było. Czasem, widząc, że brat wyjeżdża, Axel odczuwał zazdrość. Zazdrość o to, że Erik kogoś ma. Axelowi to się nie udało. Oczywiście też miewał kobiety. Ale żaden z tych związków nie przetrwał okresu pierwszego zakochania. Wina zawsze leżała po jego stronie. Nie wątpił w to, ale nie miał na to wpływu. Pochłonęła go pasja, która stała się wymagającą kochanką, niepozostawiającą miejsca na nic innego. Praca stała się sensem jego życia, jego istotą. Sam nie wiedział, jak to się stało. A zresztą nie, to jednak nieprawda.

Axel usiadł na wyściełanym krześle obok komody i rozpłakał się. Po raz pierwszy od śmierci brata.

Erika rozkoszowała się spokojem panującym w domu. Mogła nawet zostawić otwarte drzwi pokoju, nie przeszkadzały jej żadne odgłosy. Oparła nogi na biurku i zaczęła rozmyślać o spotkaniu z bratem Erika Frankla. Ta rozmowa otworzyła w niej jakąś śluzę. Odczuwała ogromną, nienasyconą wręcz ciekawość: chciała poznać nieznane jej cechy matki, których istnienia nawet nie przeczuwała. Instynkt podpowiadał jej, że Axel Frankel odsłonił zaledwie część tego, co o niej wiedział. Ale dlaczego miałby coś ukrywać? Co takiego kryło się w przeszłości matki, o czym nie chciał opowiadać? Sięgnęła po pamiętniki i zaczęła czytać od miejsca, w którym skończyła. Nie znalazła tam jednak żadnych wskazówek, wyłącznie rozważania nastoletniej dziewczyny o jej życiu codziennym. Żadnych tajemnic, nic, co tłumaczyłoby dziwny wyraz oczu Axela, gdy o niej mówił.

Czytała dalej. Przebiegała wzrokiem kolejne strony w poszukiwaniu czegoś szczególnego. Czegokolwiek, co by ją uspokoiło. Dopiero na ostatnich stronach trzeciego zeszytu znalazła coś, co w pewnym sensie łączyło się z Axelem.

Już wiedziała, co robić. Zdjęła nogi z biurka i ostrożnie włożyła pamiętniki do torebki. Otworzyła drzwi, żeby sprawdzić, czy jest zimno, włożyła cienką kurteczkę i raźno ruszyła przed siebie.

Weszła na strome schody prowadzące do Badis. Na ostatnim stopniu musiała przystanąć, cała się spociła z wysiłku. Stara restauracja wyglądała na opustoszałą po sezonie, chociaż ostatnio zamierała już w środku lata. Szkoda, bo piękniejszego widoku ze świecą szukać. Restauracja położona była na skale wznoszącej się nad brzegiem morza. Roztaczał się stamtąd niczym niezakłócony widok na wyspy wokół Fjällbacki. Ale budynek był już mocno zniszczony i pewnie trzeba byłoby sporo zainwestować, żeby mogło tu powstać coś sensownego.

Dom, którego szukała, stał kawałek dalej. Postanowiła spróbować, a nuż ją zastanie.

Drzwi się otworzyły i ujrzała parę bystrych oczu.

— Słucham? — odezwała się kobieta stojąca w przedpokoju.

— Nazywam się Erika Falck. — Zawahała się. — Jestem córką Elsy Moström.

W oczach Britty zobaczyła błysk. Przez chwilę milczała. Stała nieruchomo i nagle się uśmiechnęła i odsunęła od drzwi.

— Oczywiście. Córka Elsy. Teraz widzę. Wejdź, proszę.

Erika weszła i rozejrzała się z ciekawością. Wnętrze było jasne, przyjemne, na ścianach wisiało mnóstwo zdjęć dzieci, wnuków, a może i prawnuków.

— To cały nasz klan — z uśmiechem powiedziała Britta, wskazując na galerię.

— Ile państwo mają dzieci? — spytała uprzejmie Erika, patrząc na fotografie.

— Trzy córki. Ale, na miłość boską, nie mów do mnie „pani”. Czuję się wtedy staro. Nie przeczę, że jestem stara, ale człowiek nie musi się tak czuć. Wiek to w końcu tylko liczba lat.

— To prawda — odparła ze śmiechem Erika. Podobała jej się coraz bardziej.

— Chodźmy dalej, usiądziemy sobie.

Britta dotknęła jej łokcia. Erika zdjęła buty i kurtkę, a potem poszła za nią do salonu.

— Jak tu ładnie.

— Mieszkamy tu od pięćdziesięciu pięciu lat — powiedziała Britta. Uśmiechała się, jej twarz zmiękła i pojaśniała. Usiadła na dużej kwiecistej kanapie i dłonią klepnęła obok siebie. — Siadaj, porozmawiamy. Bardzo się cieszę, że cię poznałam. Ja i Elsy… przyjaźniłyśmy się w młodości.

Erice przez chwilę wydawało się, że usłyszała jakiś szczególny ton, ten sam co u Axela. Ale to była tylko chwila i Britta znów łagodnie się uśmiechnęła.

— Robiłam porządki na strychu i znalazłam trochę rzeczy mamy i… mówiąc wprost, zaciekawiły mnie. Niewiele wiem o mamie. Nie wiem na przykład, jak się poznałyście.

— Siedziałyśmy w jednej ławce. Od pierwszego dnia w szkole. A potem już tak zostało.

— I obie znałyście braci Franklów?

— Raczej Erika niż Axela. Axel był parę lat starszy i prawdopodobnie uważał nas za nieznośnych smarkaczy. Ale był bardzo przystojny.

— Słyszałam — zaśmiała się Erika. — Zresztą nadal jest przystojny.

— Zgadzam się. Tylko nie mów mojemu mężowi — teatralnym szeptem powiedziała Britta.

— Obiecuję. — Erika czuła coraz większą sympatię do dawnej przyjaciółki mamy. — A co z Fransem Ringholmem? Rozumiem, że on również należał do waszej paczki.

Britta zesztywniała.

— Frans. Cóż, należał.

— Zdaje się, że nie przepadałaś za nim.

— Nie przepadałam? Przeciwnie, byłam w nim okropnie zakochana. Dodam, że bez wzajemności. On patrzył w zupełnie inną stronę.

— W którą? — spytała Erika, chociaż się domyślała.

— Był wpatrzony w twoją matkę. Chodził za nią jak cień, ale na nic to się zdało. Twoja mama nigdy by nie spojrzała na kogoś takiego jak on. Mogła to zrobić tylko taka głupia gęś jak ja, patrząca na to, co z wierzchu. Bo rzeczywiście ładny był. Ładny groźną urodą, która osobie kilkunastoletniej wydaje się pociągająca, a dojrzałej odpychająca.

— Czy ja wiem… — wtrąciła Erika. — Groźni mężczyźni często wydają się pociągający nawet nieco starszym kobietom.

— Może masz rację — powiedziała Britta, patrząc w okno. — Na szczęście ja z tego wyrosłam. Przeszła mi miłość do Fransa. Nie był mężczyzną, z którym kobieta chciałaby się związać. Nie to co mój Herman.

— Nie jesteś przypadkiem niesprawiedliwa dla samej siebie? Nie pasuje do ciebie określenie głupia gęś.

— Teraz nie. Przyznaję jednak, że kiedyś, zanim poznałam Hermana i urodziłam dziecko, właśnie taka byłam… Nie byłam zbyt miłą dziewczyną.

Jej szczerość i surowość wobec samej siebie zaskoczyły Erikę.