Выбрать главу

— Już niedługo będziesz mogła się wyprowadzić. Idź gdzieś na służbę, nie będziesz musiała przeżywać tego koszmaru.

— Jak już odejdę, to nigdy… nie wrócę — szlochała Britta w pierś Elsy.

Elsy zobaczyła, że przód jej bluzki zrobił się całkiem mokry od łez przyjaciółki, ale nie przejęła się tym.

— Znów był niedobry dla matki?

Britta skinęła głową.

— Uderzył ją w twarz. Co było później, nie wiem, bo uciekłam. Gdybym była chłopcem, stłukłabym go na kwaśne jabłko.

— E, szkoda by było takiej ładnej buzi dla chłopca — zaśmiała się Elsy, tuląc ją. Znała przyjaciółkę i wiedziała, że małe pochlebstwo poprawi jej humor.

— Mmm… — zamruczała Britta, uspokajając się trochę. — Ale strasznie mi żal rodzeństwa.

— Nic na to nie poradzisz.

Oczyma wyobraźni Elsy zobaczyła trójkę młodszego rodzeństwa Britty. Dławiła ją złość na jej ojca, że zgotował swojej rodzinie taki los. Tord był znany z pijackich wybryków. W całej Fjällbace nie było nikogo, kto by nie wiedział, że w ciągu tygodnia potrafił kilka razy pobić żonę, Rut. Kobiecina chowała posiniaczoną twarz pod chustką, jeśli już musiała pójść do osady, zanim znikły ślady pobicia. Dzieci też dostawały za swoje, najczęściej dwaj młodsi bracia Britty. Jej samej i młodszej siostrze częściej udawało się ujść cało.

— Niechby w końcu skonał, niechby wpadł po pijanemu do wody i się utopił — szepnęła Britta.

— Nie wolno tak mówić, nawet myśleć. Z bożą pomocą wszystko jakoś się ułoży. I nie musisz brać takiego grzechu na swoje sumienie.

— Z bożą pomocą? — powiedziała Britta z goryczą. — Bóg nie zna drogi do naszego domu, chociaż matka co niedziela siedzi w kościele. Wielką pomoc za to dostaje. Łatwo ci mówić o Bogu. Masz takich dobrych rodziców i żadnego rodzeństwa, nie musisz się dzielić wszystkim ani nikim się opiekować — przez Brittę przemawiała bezgraniczna gorycz.

Elsy rozluźniła objęcia. Serdecznym tonem, ale stanowczo, powiedziała:

— Wiesz co, nam też nie jest lekko. Matka tak się martwi o ojca, że chudnie z dnia na dzień. Od czasu storpedowania „Öckerö” za każdym razem, kiedy ojciec wypływa na morze, spodziewa się, że to ostatni raz. Widzę czasami, jak stoi przy oknie, patrzy na morze i modli się, żeby tylko wrócił do domu.

— Wiem, ale to jednak nie to samo — sprzeciwiła się Britta i żałośnie zaszlochała.

— Pewnie, że nie to samo. Chodziło mi o to, że… zresztą zapomnij o tym.

Elsy wiedziała, że mówienie o tym nie ma sensu. Znała Brittę od dzieciństwa, lubiła ją i dostrzegała w niej wiele zalet, chociaż wiedziała, że bywa egoistką.

Usłyszały kroki na schodach. Britta usiadła i pośpiesznie wytarła łzy.

— Masz gości.

Matka powiedziała to z wyraźną rezerwą. Za nią na schodach stali Frans i Erik.

— Cześć!

Elsy widziała po minie matki, że wcale nie jest zadowolona z tej wizyty. Zostawiła ich samych, ale zaznaczyła:

— Elsy, nie zapomnij, że za dziesięć minut masz odnieść pranie Östermanom. I pamiętaj, ojciec może wrócić lada chwila.

Zeszła na dół. Frans i Erik usiedli na podłodze.

— Coś mi się zdaje, że twojej matce się nie podoba, że do ciebie przychodzimy — powiedział Frans.

— Moja matka uważa, że człowiek powinien znać swoje miejsce — wyjaśniła Elsy. — Wy zaliczacie się do państwa, jak by na to nie patrzeć.

Uśmiechnęła się złośliwie. W odpowiedzi Frans pokazał jej język. Erik obserwował Brittę.

— Co ci jest, Britto? — spytał cicho. — Wyglądasz, jakbyś płakała.

— Nie twoja rzecz — obruszyła się.

— To na pewno jakieś babskie sprawy — zaśmiał się Frans.

Britta spojrzała na niego z uwielbieniem i uśmiechnęła się, ale oczy nadal miała czerwone.

— Ty zawsze musisz się drażnić, Frans — powiedziała Elsy, zaciskając pięści. — Wiesz, niektórym ludziom jest ciężko. Nie wszystkim żyje się tak jak tobie i Erikowi. Wojna dała się we znaki wielu rodzinom. Moglibyście czasem o tym pomyśleć.

— My? Dlaczego mnie w to mieszasz? — spytał Erik z urazą. — Wszyscy wiedzą, że Frans jest ograniczonym głupkiem, ale żeby mnie zarzucać obojętność wobec cierpień ludu…

Erik spojrzał na Elsy z obrażoną miną i krzyknął, gdy Frans uderzył go w ramię.

— Ograniczony głupek? Tak mnie nazwałeś? A ja uważam, że tylko głupek mówi o obojętności wobec cierpień ludu. Gadasz, jakbyś miał z osiemdziesiąt lat. Co najmniej. Zaszkodziły ci te wszystkie książki, co je czytasz. Coś ci się od nich pomieszało.

Frans popukał się w skroń.

— Nie zwracaj na niego uwagi — powiedziała Elsy. Chwilami miała dość ich ciągłych sprzeczek. Byli jeszcze tacy dziecinni.

Z dołu dobiegł jakiś odgłos i twarz Elsy się rozjaśniła.

— Ojciec wrócił!

Wstała z uśmiechem. Chciała zejść na dół, żeby się przywitać. Ale słysząc głosy rodziców, zatrzymała się w pół ruchu. Coś się stało. Głosy to podnosiły się, to cichły. Żadnej radości, jak zwykle po powrocie ojca. Po chwili usłyszała na schodach ciężkie kroki. Spojrzała na ojca i wiedziała na pewno, że stało się coś złego. Miał szarą twarz. Przesuwał dłonią po włosach, co u niego było oznaką wielkiego zmartwienia.

— Ojcze? — odezwała się.

Serce waliło jej w piersi. Co się mogło stać? Szukała jego wzroku, ale ojciec patrzył na Erika. Otwierał usta, żeby coś powiedzieć, i znów zamykał, jakby słowa nie chciały mu przejść przez gardło. W końcu powiedział:

— Eriku, powinieneś iść do domu. Rodzice… będą cię potrzebować.

— Co się stało? Dlaczego…

Erik nagle zasłonił ręką usta. Zrozumiał, jaką złą wiadomość może dla niego mieć ojciec Elsy.

— Axel? Czy on…

Nie mógł dokończyć zdania. Łykał ślinę, żeby się pozbyć guli z gardła. Myśli galopowały, oczyma wyobraźni zobaczył zwłoki Axela. Jak ma stanąć przed rodzicami? Jak…

— Axel nie zginął. — Elof w geście zaprzeczenia podniósł dłoń, gdy do niego dotarło, o czym pomyślał Erik. — Nie zginął — powtórzył. — Ale Niemcy go zabrali.

Erik był kompletnie oszołomiony. Ulżyło mu, że Axel żyje, ale targał nim niepokój: brat jest w rękach wroga.

— Chodźmy, odprowadzę cię do domu — powiedział Elof, garbiąc się pod ciężarem czekającego go obowiązku. Musi powiadomić rodziców Axela, że tym razem ich syn nie wróci do domu.

Paula siedziała na tylnym siedzeniu i uśmiechała się. Była zadowolona. Z przyjemnością słuchała, jak Patrik droczy się z Martinem. Martin właśnie wywodził, że wcale mu się nie podoba, że Patrik prowadzi. Widać było, że się lubią. Już zdążyła nabrać szacunku dla Patrika.

Ogólnie rzecz biorąc, Tanumshede okazało się dla niej szczęśliwym miejscem. Nie umiałaby powiedzieć, na czym to polega, ale od chwili, kiedy tu przyjechała, miała poczucie, jakby wróciła do domu. Tyle lat mieszkała w Sztokholmie, że zdążyła zapomnieć, jak się żyje na prowincji. Może Tanumshede przypominało jej trochę wieś w Chile, w której mieszkała w dzieciństwie, zanim uciekły do Szwecji. Nie znajdowała innej odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak szybko dostosowała się do tutejszego tempa życia i atmosfery. Nie tęskniła za Sztokholmem. Na jej stosunek do tego miasta wpłynęły pewnie straszne rzeczy, które widziała na służbie. Tak naprawdę nigdy nie pasowała do Sztokholmu. Ani jako dziecko, ani kiedy dorosła. Przyjechały z matką do Szwecji z jedną z pierwszych fal imigrantów i dostały przydział na małe mieszkanko na peryferiach Sztokholmu. Była jedyną cudzoziemką w klasie. Musiała za to drogo zapłacić. Stale, codziennie płaciła za samo to, że się urodziła w innym kraju. Nie pomogło nawet to, że już po roku doskonale mówiła po szwedzku, bez śladu obcego akcentu. Zdradzały ją ciemne oczy i czarne włosy.