Выбрать главу

— Kto to wie? Ojciec to zawsze ojciec.

— Gdzie się włamał?

Nadal nie mogła się pogodzić z tym, że Per wolał, żeby przyjechał ojciec.

Kjell zwlekał kilka sekund. Potem powiedział:

— Do tego gościa, którego w zeszłym tygodniu znaleźli martwego we Fjällbace. Erik Frankel. Do jego domu.

— Ale dlaczego?

— Właśnie próbuję ci wyjaśnić! Erik Frankel był ekspertem od drugiej wojny światowej, miał mnóstwo rzeczy z tamtych czasów. Per prawdopodobnie chciał zaimponować kumplom, pokazać im jakieś autentyki.

— Policja wie?

— Jeszcze nie — odparł Kjell zimno. — Wszystko zależy od…

— Zrobiłbyś to własnemu synowi? Doniósłbyś na niego na policję? — wyszeptała, wpatrując się w niego.

Kjell poczuł gulę w żołądku. Zobaczył Carinę taką, jaką ją widział za pierwszym razem, gdy się poznali, na zabawie w Wyższej Szkole Dziennikarstwa. Przyszła z koleżanką, która tam studiowała i która od razu się zmyła z jakimś chłopakiem. Carina czuła się samotna i była bardzo speszona. Przysiadła na jakiejś kanapie, a Kjell zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Miała na sobie żółtą sukienkę i żółtą wstążkę we włosach, wówczas długich i ciemnych, jak dziś, tylko bez tych srebrnych nitek. Było w niej coś takiego, że chciał się nią zaopiekować, chronić ją i kochać. Pamiętał ślub. Miała na sobie suknię, która wtedy wydawała jej się niezwykle piękna, a dziś, z tymi wszystkimi falbankami i bufkami, zostałaby uznana za relikt lat osiemdziesiątych. On uważał, że jest zjawiskowa. A potem ta chwila, gdy pierwszy raz zobaczył ją z Perem. Umęczoną, nieumalowaną, w brzydkiej szpitalnej koszuli. Trzymając na ręku synka, podniosła wzrok i uśmiechnęła się, a on poczuł, że byłby gotów stanąć do walki ze smokiem albo wziąć się za bary z największą armią, i nawet ją pokonać.

Stali naprzeciwko siebie jak dwoje wojowników i przez mgnienie oka oboje widzieli obrazy z przeszłości. Chwile, gdy śmiali się i kochali. Zanim miłość odeszła w zapomnienie, stała się krucha, łamliwa, a jego pociągnęły nowe wyzwania. Gula w żołądku jeszcze stwardniała.

Odsunął od siebie te myśli.

— Jeśli będę musiał, to postaram się, żeby policja się dowiedziała. Albo razem się postaramy, żeby Per zmienił środowisko, albo zajmie się tym policja.

— Ty świnio! — powiedziała. W jej głosie słychać było rozpacz i rozczarowanie, że nie dotrzymał słowa.

Kjell wstał. Narzucając sobie chłód, powiedział:

— Tak się przedstawia sytuacja. Mam parę pomysłów, dokąd moglibyśmy wysłać Pera. Prześlę ci je mailem, żebyś mogła rzucić okiem. I pod żadnym pozorem nie wolno mu utrzymywać kontaktów z moim ojcem. Żadnych. Zrozumiałaś?!

Carina nie odpowiedziała. Opuściła głowę na znak, że się poddaje. Minęły czasy, gdy umiała mu się sprzeciwić. Poddała się w dniu, gdy ją zostawił.

Kjell wsiadł do samochodu, przejechał kilkaset metrów i zatrzymał się. Oparł głowę na kierownicy i zamknął oczy. Przed oczami miał Erika Frankla. Myślał o tym, czego się od niego dowiedział. Co powinien z tym zrobić?

10

Grini pod Oslo 1943

Najgorsze było zimno, nie sposób było się rozgrzać. Unosząca się w powietrzu wilgoć zasysała każdą najmniejszą odrobinę ciepła i mokry chłód otulał ciało jak koc. Axel skulił się na pryczy. Dni w pojedynczej celi dłużyły się, ale wolał nudę od przerw w postaci przesłuchania, bicia i gradu pytań. Co miałby odpowiedzieć? Niewiele wiedział, a reszty i tak im nie powie. Prędzej da się zabić.

Przeciągnął ręką po głowie. Została na niej tylko szczecina. Krótkie włoski kłuły go w dłoń. Jak tylko przyjechali na miejsce, kazali im się wykąpać i ogolić. Potem musieli się ubrać w norweskie mundury gwardyjskie. Już w chwili kiedy go aresztowano, domyślił się, że trafi do tego więzienia, dwanaście kilometrów od Oslo. Ale nie był przygotowany na to, co się będzie działo, na nieopuszczający go nawet na chwilę potworny strach, odrazę i ból.

— Jedzenie.

Usłyszał szczęk i młody strażnik postawił tacę przed kratą.

— Jaki dziś dzień? — spytał Axel po norwesku.

Doskonale znał ten język, bo razem z Erikiem prawie wszystkie letnie wakacje spędzali u dziadków w Norwegii. Potrzebował kontaktu z drugim człowiekiem tak bardzo, że codziennie próbował porozmawiać ze strażnikiem. A on najczęściej odpowiadał zdawkowo. Tak jak teraz:

– Środa.

— Dziękuję.

Axel zmusił się do uśmiechu. Chłopak odwrócił się. Już miał odejść, ale Axel, któremu dokuczała samotność w zimnej celi, spróbował go zatrzymać. Rzucił jeszcze jedno pytanie:

— Jaka pogoda?

Chłopak przystanął, rozejrzał się i zawrócił.

— Pochmurno. I dość zimno — odparł.

Axela uderzył jego młody wygląd. Był mniej więcej w tym samym wieku co on, może parę lat młodszy. A on prawdopodobnie wyglądał znacznie starzej, czyli tak, jak się czuł.

Chłopak znów się oddalił na kilka kroków.

— Trochę zimno jak na tę porę roku, co?

Głos mu się rwał. Zdał sobie sprawę, że w tych okolicznościach jego uwaga zabrzmiała co najmniej dziwnie. Kiedyś uznałby taką błahą rozmowę za stratę czasu. Teraz chwycił się jej jak ostatniej deski ratunku. Przypominała o życiu, którego wspomnienie blakło coraz bardziej.

— Można tak powiedzieć. Ale w Oslo często jest zimno o tej porze roku.

— Jesteś stąd? — pośpiesznie spytał Axel, żeby strażnik znów nie odszedł.

Chłopak zawahał się, jakby nie chciał odpowiedzieć. Znów się rozejrzał, ale nie zobaczył nikogo.

— Mieszkamy tu dopiero parę lat.

Axel spróbował inaczej:

— Jak długo tu jestem? Mam wrażenie, że całą wieczność.

Zaśmiał się, a potem się przestraszył, bo zabrzmiało to chropawo i nienaturalnie. Dawno nie miał powodu się śmiać.

— Nie wiem, czy mi wolno…

Strażnik pociągnął za kołnierz kurtki. Chyba nie był oswojony z mundurem. Jeszcze się przyzwyczai, pomyślał Axel. Oswoi się i z mundurem, i z takim traktowaniem ludzi. Taka już ludzka natura.

— Co ci szkodzi powiedzieć, od jak dawna tu jestem? — nalegał Axel. Nieznośne było takie trwanie poza czasem, bez godzin, dat i dni tygodnia, na których można by się oprzeć.

— Mniej więcej od dwóch miesięcy. Nie pamiętam dokładnie.

— Mniej więcej od dwóch miesięcy. A dziś jest środa i na dworze jest pochmurno. To mi wystarczy.

Axel uśmiechnął się do chłopaka, a on odpowiedział ostrożnym uśmiechem.

Kiedy strażnik poszedł, Axel opadł na pryczę i postawił sobie tacę na kolanach. Jedzenie było marne. Zawsze to samo: pastewne ziemniaki i ohydna potrawka z jakichś ochłapów. Miał to być kolejny sposób na łamanie więźniów. Niemrawo zanurzył łyżkę w szarej brei. Głód zmusił go w końcu, żeby ją podniósł do ust. Udawał przed samym sobą, że je potrawkę ugotowaną przez mamę, ale bez szczególnego powodzenia. Co gorsza zrobił to, czego sobie stanowczo zakazał, to znaczy pomknął myślami do domu, do rodziny, do mamy, ojca, do Erika. Głód przestał być wystarczającym powodem, żeby jeść. Odłożył łyżkę i oparł głowę o chropowatą ścianę. Od razu stanęli mu przed oczyma. Ojciec z tym swoim wielkim siwym wąsem, rozczesywanym starannie co wieczór przed snem. Matka z długimi włosami zwiniętymi w kok na karku, w okularach, które zjeżdżały jej na koniec nosa, gdy wieczorami szydełkowała w świetle lampy. I Erik. Na pewno tkwi w swoim pokoju z nosem w książce. Co robią? Czy myślą o nim w tej chwili? Jak rodzice przyjęli wiadomość, że został uwięziony przez Niemców? A milczący, szukający samotności Erik? Ten jego niezwykły intelekt i jednocześnie niezdolność do okazywania uczuć. Czasem obejmował go mocno, żeby się z nim podrażnić, a Erik wtedy sztywniał, bo zazwyczaj unikał bliskiego kontaktu. Ale po chwili się odprężał i poddawał uściskowi na kilka sekund, żeby w końcu syknąć „puszczaj” i się wyrwać. Axel dobrze znał brata. Lepiej, niż Erik mógłby przypuszczać. Rozumiał, że czasem Erik ma wrażenie, że odstaje od reszty rodziny, ponieważ nie jest w stanie mu dorównać. Teraz na pewno jest mu jeszcze ciężej. Zdawał sobie sprawę, że obawy rodziców o niego na pewno odbiją się na Eriku, że jego pozycja w rodzinie stanie się jeszcze słabsza. Wolał nie myśleć o tym, co dla Erika mogłaby znaczyć śmierć starszego brata.