Выбрать главу

— Co ty wyprawiasz, do cholery?

Odwrócił się i spojrzał, jakby go zdziwił gniew i zaskoczenie na twarzy nauczyciela matematyki. We wszystkich oknach stali ludzie, na dziedzińcu też zgromadziła się grupka ciekawskich. Per spojrzał obojętnie na bezwładne ciało Mattiasa i pozwolił się odciągnąć od ofiary.

— Czy ty jesteś nienormalny?!

Twarz nauczyciela znajdowała się w odległości zaledwie kilku centymetrów od jego twarzy. Głośno krzyczał, ale Per obojętnie odwrócił głowę.

Przedtem przez chwilę czuł się dobrze. Teraz czuł tylko pustkę.

Długo stał w przedpokoju, patrząc na zdjęcia. Tyle szczęśliwych chwil, tyle miłości. Czarno-biała fotografia ślubna, na której wypadli dość sztywno, choć wcale tak się nie czuli. Anna Greta w objęciach Britty. Sam zrobił to zdjęcie. Jeśli dobrze pamiętał, zaraz potem odłożył aparat i po raz pierwszy wziął córkę na ręce. Zaniepokojona Britta podpowiedziała mu, żeby podparł główkę, ale sam instynktownie wiedział, co robić. Od tamtej pory stale uczestniczył w opiece nad małą, wbrew temu, czego w tamtych czasach oczekiwano od ojców. Teściowa nieraz zwracała mu uwagę, że zmienianie pieluszek i kąpanie dziecka to nie zajęcia dla mężczyzny. Ale nie mógł się powstrzymać. Zresztą było to dla niego oczywiste. Dlaczego to Britta miałaby sama ponosić trud opieki nad trzema córeczkami, które urodziły się jedna po drugiej? Mieli nawet ochotę na więcej dzieci, ale po trzecim porodzie, który okazał się dziesięć razy cięższy od poprzednich, doktor wziął go na stronę i powiedział, że organizm Britty może nie wytrzymać kolejnej ciąży. Britta bardzo wtedy płakała. Spuściła głowę i roniąc łzy, przepraszała, że nie może mu dać syna. Herman był zdumiony. Nie przyszło mu do głowy życzyć sobie niczego innego niż to, co dostał. Wśród swoich czterech dziewczyn czuł się prawdziwym bogaczem. Musiał ją długo przekonywać, ale w końcu zrozumiała, że Herman mówi prawdę. Przestała płakać i mogli się skupić na swoich dziewczynkach.

Teraz mieli jeszcze więcej osób do kochania. Całym sercem przylgnęli do wnuków, a Herman mógł demonstrować, jak sprawnie zmienia pieluszki, gdy od czasu do czasu pomagali córkom i ich rodzinom. Takie czasy, że trudno wszystko pogodzić: pracę, dom i rodzinę. Ale oboje z Brittą cieszyli się, że w życiu dzieci jest miejsce dla nich, że mają komu pomagać i kogo kochać. Nawet kilkorgu wnukom urodziły się maleństwa. Herman miał wprawdzie nieco zesztywniałe palce, ale radził sobie z tymi nowymi pieluszkami up-and-go. Potrząsnął głową. Gdzie się podziały te wszystkie lata?

Poszedł na piętro, do sypialni, i przysiadł na łóżku. Britta jak zwykle spała po obiedzie. Miała zły dzień i chwilami go nie poznawała. Myślała, że jest w domu rodziców. Pytała o matkę, a potem, z wyraźnym strachem, o ojca. Herman głaskał ją po głowie, tłumaczył, że ojca od wielu lat nie ma wśród żywych, więc nie może jej skrzywdzić.

Pogładził jej rękę leżącą na szydełkowej narzucie. Dłonie miała pomarszczone, ze starczymi plamami, jak on, ale wciąż te same, długie i wytworne palce. Spojrzał na pomalowane różowe paznokcie i uśmiechnął się. Britta zawsze była trochę próżna. To jej nie przeszło. Ale nie narzekał. Była piękna i w ciągu pięćdziesięciu pięciu lat małżeństwa nigdy nie pomyślał o innej, nawet na inną nie spojrzał.

Jej oczy poruszały się pod powiekami. Śniła. Herman pomyślał, że chciałby się wedrzeć do jej snu, być z nią w tym śnie i udawać, że wszystko jest jak dawniej.

Dziś z tego pomieszania zaczęła mówić o tym, o czym zgodnie nigdy nie wspominali. Ale w miarę rozpadu jej umysłu pękały również tamy i mury zbudowane wokół tajemnicy, którą dzielili od tak dawna, że splotła się z ich życiem i stała się niewidzialna. Herman się odprężył, pozwolił sobie zapomnieć.

Niedobrze się stało, że Erik ją odwiedził. Bardzo niedobrze. W murze powstało pęknięcie i powiększało się coraz bardziej. Jeśli nic nie zrobią, buchnie przez nie fala i poniesie ich wszystkich.

Ale Erika już nie trzeba się bać. Nie trzeba. Herman ciągle głaskał rękę Britty.

— Właśnie, zapomniałam ci wczoraj powiedzieć. Dzwoniła Karin. Jesteście umówieni na spacer dziś o dziesiątej. Koło apteki.

Patrik zatrzymał się w pół kroku.

— Karin? Dziś? Za… — zerknął na zegarek — pół godziny.

— Sorry. — Erika powiedziała to tonem, który wskazywał na to, że bynajmniej nie jest jej przykro. Potem zmiękła. — Wybieram się do biblioteki, poszperam trochę w różnych materiałach. Więc jeśli za dwadzieścia minut będziecie z Mają gotowi, to was podrzucę.

— Nie masz… — zawahał się — nic przeciwko temu?

Erika podeszła i pocałowała go w usta.

— Spacer z byłą żoną to pestka w porównaniu z tym, że z komisariatu zrobiłeś przedszkole dla naszej córki.

— Cha, cha, bardzo śmieszne — powiedział Patrik z naburmuszoną miną.

Miała rację. Nie zachował się wczoraj zbyt mądrze.

— No to nie stój, nie grzeb się! Ubieraj się! Nie podobałoby mi się, gdybyś poszedł w takim stroju na spotkanie z byłą żoną.

Erika roześmiała się, mierząc go wzrokiem od stóp do głów. Stał przed nią w sypialni w samych kalesonach i skarpetkach.

— Niezły ze mnie przystojniak, co? — Patrik napiął mięśnie jak kulturysta.

Erika ze śmiechu zatoczyła się na łóżko.

— Boże, przestań!

— Bo co? — Patrik udawał obrażonego. — Jestem umięśniony jak nie wiem co! A to zmyłka, niech menele myślą, że im się upiecze.

Klepnął się po brzuchu, który trząsł się nieco bardziej, niż powinien się trząść brzuch kulturysty. Przygotowania do ślubu nie zmniejszyły mu znacznie obwodu w pasie.

— Przestań! — pisnęła Erika ze śmiechem. — Bo nigdy więcej nie pójdę z tobą do łóżka…

Patrik rzucił się na nią z rykiem i zaczął łaskotać.

— Odszczekaj to zaraz! Słyszysz? No mów!

— Tak, odszczekuję, przestań! — Erika miała straszne łaskotki.

— Mama! Tata! — rozległ się od drzwi zachwycony głosik Mai.

Sprowadziły ją interesujące odgłosy. Na widok takiego przedstawienia radośnie zaklaskała w ręce.

— Chodź tu, ciebie też tata połaskocze — powiedział Patrik, podnosząc córkę.

Po chwili obie piszczały ze śmiechu. Odpoczęli przytuleni i nagle Erika się zerwała.

— Słuchajcie, trzeba dodać gazu. Ja ubiorę Maję, a ty postaraj się wyglądać przyzwoicie.

Dwadzieścia minut później ruszyli w stronę ośrodka opiekuńczego, apteki i biblioteki. Erika była ciekawa, jaka jest Karin. Nie znała jej, ale sporo o niej słyszała, chociaż nie od Patrika. On nie miał ochoty rozmawiać o swoim pierwszym małżeństwie.

Zaparkowała, pomogła Patrikowi wyjąć wózek z bagażnika i razem z nim podeszła do Karin, żeby się przywitać. Odetchnęła głębiej i wyciągnęła rękę.

— Cześć, jestem Erika. Rozmawiałyśmy wczoraj przez telefon.

— Bardzo mi miło! — odparła Karin, a Erika stwierdziła ze zdziwieniem, że czuje do niej sympatię.

Kątem oka widziała, jak Patrik kołysze się na piętach, wyraźnie skrępowany. Odczuła coś w rodzaju satysfakcji. Niezła zabawa.