Wbił wzrok w Annikę, która robiła notatki. Spojrzała na niego znad okularów. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili, gdy Mellberg już zaczął się wiercić i pomyślał, że może przesadził, mówiąc do niej tym tonem.
— Robiłam, co do mnie należy, nawet gdy przez jakiś czas zajmowałam się Mają. Już ty się o to nie martw.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. W końcu Mellberg spuścił oczy i mruknął:
— No cóż, ty wiesz najlepiej, co do ciebie należy…
— Zresztą dzięki temu, że przyszedł Patrik, wpadliśmy na to, że zapomnieliśmy sprawdzić konto Erika Frankla.
Paula mrugnęła porozumiewawczo do Anniki.
— Naturalnie wcześniej czy później sami byśmy na to wpadli… ale dzięki temu zajmiemy się tym wcześniej… zamiast później… — Gösta również zerknął na Annikę. Potem spuścił wzrok i nie odrywał go od stołu.
— No nic. Myślałem, że jak już Patrik jest na tym urlopie ojcowskim, to jest — burknął Mellberg, zdając sobie sprawę, że przegrał to starcie. — Dobra, koniec, do roboty.
Wszyscy się podnieśli i wstawili filiżanki do zmywarki.
W tym momencie zadzwonił telefon.
11
Fjällbacka 1944
— Tak właśnie myślałam, że cię tu znajdę.
Elsy zajęła miejsce koło Erika, który schronił się w skalnej rozpadlinie.
— Tu mam najwięcej spokoju — odparł opryskliwie, ale jego twarz natychmiast się rozjaśniła i zamknął trzymaną na kolanach książkę. — Przepraszam — powiedział. — Nie chciałem się wyładowywać na tobie.
— Chodzi o Axela, co? — spytała miękko. — Jak nastrój w domu?
— Jakby już umarł — powiedział Erik, spoglądając na niespokojne wody u wejścia do portu. — W każdym razie matka zachowuje się tak, jakby Axel już nie żył. A ojciec… tylko coś mamrocze. Nie chce o nim rozmawiać.
— A ty jak się czujesz? — spytała Elsy, patrząc uważnie na przyjaciela.
Znała go tak dobrze, znacznie lepiej, niż przypuszczał. Tyle godzin wspólnych zabaw: ona, Erik, Britta i Frans. Niewiele im tego zostało, wkrótce będą dorośli. Ale teraz nie widziała większej różnicy między czternastoletnim Erikiem a pięcioletnim chłopczykiem w krótkich spodenkach, który nawet wtedy był starcem w ciałku dziecka. Jakby się urodził jako starszy pan i stopniowo dorastał do swego prawdziwego „ja”, a ciała dziecka, potem chłopca i wreszcie młodzieńca były niezbędnymi etapami dorastania do właściwego wcielenia.
— Sam nie wiem — odparł sucho. Odwrócił twarz, ale nie dość szybko. Elsy dostrzegła błysk w kąciku oka.
— Właśnie że wiesz — powiedziała, wpatrując się w jego profil. — Opowiadaj.
— Mam… sprzeczne uczucia. Po tym, co się stało i nadal dzieje się z Axelem, z jednej strony boję się i jest mi smutno. Na samą myśl, że mógłby umrzeć… — Nie znajdował właściwego słowa, ale Elsy wiedziała, co chciał powiedzieć. W milczeniu czekała na dalszy ciąg. — Z drugiej strony jestem… strasznie zły. — Głos mu się obniżył. Pewnie tak będzie brzmiał, kiedy stanie się dorosły. — Zły, bo dla rodziców stałem się jeszcze bardziej niewidzialny. Nie ma mnie, w ogóle nie istnieję. Dopóki był Axel, część jego blasku padała na mnie. Choćby promyk, a i to tylko czasem. To wystarczyło, więcej mi nie było trzeba. Axel zasługiwał na to, żeby być w centrum zainteresowania. Zawsze był lepszy ode mnie. Nigdy bym się nie odważył na to co on. Nie jestem odważny, nie przyciągam ludzkich spojrzeń, nie mam tego daru, że ludziom jest dobrze w moim towarzystwie. Bo wydaje mi się, że na tym polegała… polega… jego tajemnica, że ludzie czują się dobrze w jego obecności. Ja nie mam tej cechy. Ja ludzi denerwuję, niepokoję. Nie wiedzą, co ze mną zrobić. Za dużo wiem, za mało się śmieję. Ja…
Musiał zaczerpnąć powietrza po tej przemowie, chyba najdłuższej w życiu.
Elsy się roześmiała.
— Uważaj, bo zaraz ci zabraknie słów. Zwykle jesteś taki małomówny. — Uśmiechała się, ale Erik zacisnął szczęki.
— Ale właśnie tak czuję. Wiesz co, myślę, że gdybym tak ruszył przed siebie, tobym szedł i szedł, i już bym nie wrócił. A w domu nawet by nie zauważyli, że mnie nie ma. Dla rodziców jestem tylko cieniem przemykającym się gdzieś na skraju ich pola widzenia. Może by im nawet ulżyło, gdyby ten cień zniknął i wreszcie mogli się skupić tylko na Axelu. — Głos mu się załamał. Ze wstydem odwrócił twarz.
— Eriku, na pewno by zauważyli, gdybyś zniknął. Słowo daję. Tylko że oni cały czas usiłują poradzić sobie z tym, co się stało z Axelem.
— Minęły cztery miesiące od chwili, gdy go złapali — odpowiedział głucho. — Ile czasu jeszcze potrzebują? Pół roku? Rok? Dwa lata? Całe życie? Przecież ja jestem tu i teraz. Niezmiennie jestem. Dlaczego dla nich to nic nie znaczy? Czuję się przy tym jak ostatni podlec, że jestem zazdrosny o brata, który prawdopodobnie siedzi w więzieniu. Mogą go skazać na śmierć i już go nigdy nie zobaczymy. Fajny ze mnie brat.
— Nikt nie wątpi, że kochasz Axela. — Elsy pogładziła go po koszuli. — Ale nie ma też nic dziwnego w tym, że chcesz, żeby cię dostrzegali. Wiem, że o to ci chodzi… Musisz im powiedzieć, co czujesz. Zmuś ich, żeby cię zobaczyli.
— Nie mam odwagi. — Erik potrząsnął głową. — A jak pomyślą, że jestem złym człowiekiem?
Elsy chwyciła w dłonie jego twarz, zmusiła go, żeby na nią spojrzał.
— Posłuchaj. To nieprawda, że jesteś złym człowiekiem. Kochasz swojego brata i rodziców. I tak jak oni czujesz żal. Opowiedz im o tym, zażądaj, żeby uwzględnili ten twój żal. Zrozumiano?!
Chciał odwrócić twarz, ale przytrzymała ją. Patrzyła mu w oczy. W końcu skinął głową.
— Masz rację. Porozmawiam z nimi…
Elsy objęła go i uściskała. Poczuła, że się odprężył, gdy go pogłaskała po plecach.
— Co jest, do cholery?
Odskoczyli od siebie, słysząc te słowa. Elsy odwróciła się i zobaczyła Fransa. Patrzył na nich z pobladłą twarzą i zaciśniętymi pięściami.
— Co jest, do cholery! — powtórzył, nie znajdując innych słów.
Elsy zdała sobie sprawę, jak to musiało wyglądać, i zaczęła spokojnie tłumaczyć, żeby Frans zrozumiał, jak było, zanim da upust złości. Zapalał się jak zapałka, nieraz to widziała. Stale sprawiał wrażenie, jakby się gotował ze złości i tylko szukał pretekstu, by dać się jej ponieść. Elsy domyślała się, że Frans ma do niej słabość, i pomyślała, że będzie źle, jeśli jej się nie uda go przekonać.
— Myśmy tylko rozmawiali — mówiła spokojnie, powoli.
— Właśnie widziałem — odparł Frans. W oczach miał coś takiego, że przeszył ją dreszcz.
— Rozmawialiśmy o Axelu, o tym, jak trudno się pogodzić z tym, że on tam jest — powiedziała, nie uciekając przed spojrzeniem Fransa, już nie tak dzikim i zimnym jak przed chwilą. — Pocieszałam Erika. Tak właśnie było. A teraz siadaj i porozmawiaj z nami. — Rozkazującym gestem klepnęła w skałę obok siebie. Wahał się jeszcze, ale rozluźnił zaciśnięte pięści, chłód w jego spojrzeniu ustąpił. Westchnął i usiadł.
— Przepraszam… — powiedział, nie patrząc na nią.
— Nie szkodzi — odparła. — Ale na przyszłość nie wyciągaj pochopnych wniosków.
Frans milczał, po chwili spojrzał na Elsy. Siła uczuć, jaką zobaczyła w jego oczach, przeraziła ją bardziej niż jego zimna furia. Przeczuwała, że to się dobrze nie skończy.
Pomyślała również o Britcie i zakochanych spojrzeniach, jakie mu rzuca. Powtórzyła w myślach, że to się nie może dobrze skończyć.