Выбрать главу

— No jest — odparł Gösta, przygryzając wargę i kiwając się na piętach.

— Wyglądasz, jakbyś miał mi coś do powiedzenia.

— No tak, jest pewien drobiazg.

Gösta musiał się zastanowić. Od kilku dni coś mu nie dawało spokoju, a podczas przesłuchania nagle uzmysłowił sobie, co to takiego. Pytanie tylko, jak to sformułować. Martin się nie ucieszy.

Wahał się dłuższą chwilę, stojąc na ganku. W końcu zapukał. Herman otworzył prawie natychmiast.

— Jednak jesteś.

Axel skinął głową.

— Wejdź. Nie mówiłem jej, że przyjdziesz. Nie byłem pewien, czy będzie coś pamiętać.

— Aż tak źle?

Axel spojrzał na Hermana ze współczuciem. Wyglądał na zmęczonego. Musi mu być ciężko.

— To cały wasz klan?

Kiwnął głową w stronę zdjęć. Twarz Hermana rozjaśnił uśmiech.

— Tak, cała gromadka.

Stojąc z rękoma splecionymi na plecach, Axel przyglądał się fotografiom. Wieczory świętojańskie, urodziny, święta Bożego Narodzenia i dni powszednie. Całe mrowie ludzi, dzieci, wnuków. Pozwolił sobie na chwilę refleksji: jak wyglądałaby jego galeria, gdyby ją miał. Zdjęcia z biura. Sterty papierów. Mnóstwo kolacji z ważnymi politykami i innymi wpływowymi ludźmi. Niewielu przyjaciół, właściwie żadnych. Tylko nieliczni wytrzymywali takie życie. Nieustający pościg za kolejnym zbrodniarzem, niezasługującym na swoje przyjemne życie. Pragnienie, by dopaść kolejnego oprawcę, który mimo krwi na rękach może dziś pieścić wnuki. Jak miałaby z tym konkurować rodzina, przyjaciele, zwyczajne życie? Przez większą część życia nie pozwolał sobie nawet na chwilę zastanowienia, czy przypadkiem czegoś nie stracił. Oczywiście jeśli jego wysiłki przynosiły efekty, uważał to za nagrodę. Gdy po całych latach przeszukiwania archiwów i przesłuchiwania ludzi, których pamięć coraz bardziej zawodziła, udawało mu się sprawić, że przeszłość w końcu dopadała winnych i można było im wymierzyć sprawiedliwość, satysfakcja była tak wielka, że odsuwała w cień tęsknotę za normalnym życiem. W każdym razie dotychczas mu się tak wydawało. Teraz jednak, gdy stał przed obrazami z życia Hermana i Britty, przyszło mu do głowy, że może popełnił błąd, dając pierwszeństwo śmierci zamiast życiu.

— Wspaniali — powiedział, odwracając się.

Poszedł za Hermanem do salonu i na widok Britty stanął jak wryty. Nie widział jej od kilkudziesięciu lat, chociaż obaj z Erikiem mieszkali we Fjällbace. Nie było jednak powodu, żeby ich drogi życiowe się przecięły. Miał wrażenie, jakby spadły z niego wszystkie minione lata. Stało się to tak nagle, że się zachwiał. Britta wciąż była piękna. Dużo bardziej urodziwa od Elsy, która była tylko ładna, ale za to promieniała wewnętrznym światłem i życzliwością. W porównaniu z tym uroda Britty wydawała się powierzchowna. Ale coś w jej wyglądzie zmieniło się z upływem czasu. Z dawnej twardości i szorstkiego sposobu bycia nic nie zostało. Britta promieniała matczynym ciepłem, dojrzałością, która przyszła z wiekiem.

— To ty? — spytała, wstając z kanapy. — To naprawdę ty? Axel?

Wyciągnęła do niego obie ręce. Chwycił je. Tyle lat minęło. Bardzo wiele. Sześćdziesiąt. Całe życie. Nawet sobie nie wyobrażał, kiedy był młodszy, że czas może płynąć tak szybko. Dłonie Britty były pomarszczone, usiane drobnymi starczymi plamkami. Włosy już nie ciemne, lecz w pięknym siwym odcieniu. Spokojnie patrzyła mu oczy.

— Dobrze cię znów widzieć, Axelu. Ładnie się zestarzałeś.

— Zabawne, to samo pomyślałem o tobie — odparł z uśmiechem.

— Siadaj, porozmawiamy sobie. Hermanie, zaparzysz nam kawy?

Herman skinął głową i zaczął się krzątać w kuchni. Britta usiadła na kanapie, wciąż trzymając Axela za rękę. Usiadł obok niej.

— Popatrz, w końcu i my się zestarzeliśmy. Kto by pomyślał. — Przekrzywiła głowę.

Axel pomyślał z rozbawieniem, że jednak zostało w niej trochę kokieterii.

— Słyszałam, że udało ci się zrobić wiele dobrego — powiedziała, przyglądając mu się badawczo.

Uciekł wzrokiem.

— Czy ja wiem… Robiłem, co należało. Pewnych rzeczy nie można zamieść pod dywan — powiedział i umilkł.

— Masz rację, Axelu — odparła z powagą. — Masz rację.

Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Patrzyli na zatokę, aż przyszedł Herman z kwiecistą tacą, kawą i filiżankami.

— Jest kawa.

— Dziękuję, kochanie — powiedziała Britta.

Widząc, jak na siebie patrzą, Axel poczuł ucisk w sercu. Musiał sobie przypomnieć, że jego praca wielu ludziom przyniosła ukojenie, satysfakcję, że ich dręczyciele stanęli przed sądem. To również był wyraz miłości, może nie do jednej, konkretnej osoby, ale jednak miłości.

Britta jakby czytała mu w myślach, bo podając mu filiżankę, spytała:

— Udało ci się życie?

Było to pytanie tak wielowymiarowe i wielowarstwowe, że Axel nie wiedział, co odpowiedzieć. Ujrzał przed sobą Erika i jego przyjaciół, jak siedzą w ich domowej bibliotece, tacy niefrasobliwi, beztroscy. Elsy z tym swoim łagodnym uśmiechem i miłym sposobem bycia. Frans, przy którym wszyscy czuli się tak, jakby stąpali po krawędzi wulkanu. A jednocześnie miał w sobie jakąś kruchość i wrażliwość. Britta, która teraz wydawała się zupełnie inna niż dawniej, w czasach, gdy uważała swoją urodę za tarczę. Wtedy mu się nie podobała. Uważał ją za puste opakowanie, niewarte uwagi. Może rzeczywiście tak było. Ale czas wypełnił to opakowanie. Teraz wydawała się lśnić wewnętrznym blaskiem. No i Erik. Myśl o nim była tak bolesna, że wolał ją od siebie odsunąć. Ale siedząc w domu Britty, zmusił się do spojrzenia na brata, takiego, jakim był wtedy, zanim nastały trudne czasy. Siedzącego przy biurku ojca, z nogami na blacie. Wiecznie potargane brązowe włosy i wyraz roztargnienia na twarzy. Wydawał się przez to znacznie starszy, niż był w rzeczywistości. Erik. Kochany Erik.

Axel zdał sobie sprawę, że Britta czeka na odpowiedź. Musiał zostawić za sobą przeszłość i poszukać odpowiedzi w teraźniejszości, choć były ze sobą mocno splecione, a sześćdziesiąt minionych lat było w jego pamięci jednym wielkim tyglem ludzi, spotkań i zdarzeń. Ręka z filiżanką zadrżała. W końcu powiedział:

— Nie wiem. Chyba tak. Na tyle, na ile zasłużyłem.

— Mnie się udało. I bardzo dawno temu postanowiłam sobie, że na to zasłużyłam. Ty też powinieneś.

Ręka zadrżała mu jeszcze mocniej, kawa chlupnęła na kanapę.

— Ojej, przepraszam… ja…

Herman się zerwał.

— Nic się nie stało, zaraz przyniosę ścierkę.

Po chwili wrócił z kuchni ze zmoczoną ścierką w biało-niebieską kratkę i ostrożnie przyłożył ją do plamy.

Axel drgnął, gdy Britta jęknęła.

— Ojej, mama będzie się gniewać. Taka piękna kanapa. Niedobrze.

Axel spojrzał pytająco na Hermana, a on tylko potarł mocniej plamę.

— Jak myślisz, uda się ją wyczyścić? Ale mama będzie się gniewać!

Britta obserwowała wysiłki Hermana, kiwając się w przód i w tył. Mąż wstał i objął ją ramieniem.

— Będzie dobrze, kochanie. Wyczyszczę plamę. Słowo.

— Na pewno? Bo jeśli mama się rozgniewa, to może powie ojcu i…

Britta zaczęła nerwowo gryźć knykieć zaciśniętej pięści.

— Przyrzekam, że ją wyczyszczę. Mama się nie dowie.

— Jak dobrze. To bardzo dobrze. — Rozluźniła się, ale spojrzała na Axela i zesztywniała. — Kto ty jesteś? Czego chcesz?

Axel nie wiedział, co powiedzieć, i zerknął na Hermana.