— Zawsze tak jest — powiedział, siadając obok żony i głaszcząc ją uspokajająco po ręce.
Britta wpatrywała się w twarz Axela jak w coś irytującego, jakby coś z niej drwiło i uparcie umykało jej świadomości. Mocno chwyciła jego rękę i przysunęła twarz do jego twarzy.
— On mnie woła, wiesz?
— Kto?
Axel musiał się powstrzymać, żeby nie odsunąć twarzy, ręki, żeby się nie odsunąć cały.
Zamiast odpowiedzi usłyszał echo własnych słów:
— Pewnych rzeczy nie da się zamieść pod dywan — wyszeptała powoli, z twarzą przy jego twarzy.
Wyrwał jej rękę i ponad siwą głową Britty spojrzał na Hermana.
— Sam widzisz — powiedział Herman. Słychać było, że jest zmęczony. — To co robimy?
— Adrianku! Uspokój się!
Anna aż się spociła przy ubieraniu synka, który ostatnio tak się przy tym kręcił, że nie sposób było włożyć mu choćby skarpetki. Przytrzymała go, próbując włożyć mu majtki, ale wyrwał się z głośnym śmiechem i zaczął biegać po domu.
— Adrian! Przestań wreszcie! Kochanie, mamusia nie ma siły. Przecież mamy jechać z Danem do Tanumshede. Po zakupy. Moglibyśmy pójść do działu z zabawkami w Hedemyrs — kusiła, choć zdawała sobie sprawę, że przekupstwo to nie najlepszy sposób radzenia sobie z jego niechęcią do ubierania się.
— Jeszcze nie jesteście gotowi? — Dan schodził po schodach i patrzył na Annę. Siedziała na podłodze wśród ubrań, a Adrian biegał jak oparzony. — Za pół godziny zaczynam lekcje, muszę jechać.
— No to sam spróbuj go ubrać — syknęła Anna i rzuciła mu ubranka Adriana.
Dan spojrzał na nią zdziwiony. Ostatnio była w nieszczególnym nastroju, ale może to nie takie dziwne. Połączenie dwóch rodzin okazało się większym wyzwaniem, niż się spodziewali.
— Chodź, Adrian. — Dan schwytał małego dzikuska. — Zobaczymy, czy jeszcze umiem sobie z tym radzić.
Włożenie majtek i skarpetek poszło nieoczekiwanie łatwo, ale na tym koniec. Adrian postanowił wypróbować swoje umiejętności na Danie i nie dał sobie włożyć spodenek. Dan podjął kilka prób, a potem i jemu skończyła się cierpliwość.
— Adrian, siedź spokojnie!
Adrian zamarł, a potem poczerwieniał.
— Ty nie jesteś moim tatusiem! Idź sobie! Ja chcę mojego tatusia! Tatusiuuu!
Tego było dla Anny za wiele. Wróciły wspomnienia o Lucasie, o strasznych czasach, gdy żyła we własnym domu jak więzień. Z płaczem pobiegła na górę do sypialni. Rzuciła się na łóżko i zaniosła szlochem.
Po chwili poczuła dłoń Dana na plecach.
— Kochanie, co się z tobą dzieje? Przecież to nic takiego. Mały znalazł się po prostu w nowej sytuacji i nas testuje. Zresztą to i tak nic w porównaniu z tym, co wyprawiała Belinda, gdy była mała. Przy niej Adrian jest zwykłym amatorem. Opierała się przy ubieraniu tak bardzo, że kiedyś miałem dość i wystawiłem ją na dwór w samych majtkach. Pernilla strasznie się na mnie rozzłościła. Bądź co bądź był grudzień. Inna rzecz, że mała stała na dworze najwyżej minutę, bo zaraz zrobiło mi się jej żal.
Anna się nie śmiała. Płakała jeszcze bardziej, wręcz trzęsła się od płaczu.
— Kochanie, co jest? Zaczynam się niepokoić. Wiem, że jesteś po ciężkich przejściach, ale z tym sobie poradzimy. Wszyscy potrzebujemy trochę czasu, potem się wszystko ułoży. Poradzisz… Razem sobie z tym poradzimy.
Zwróciła w jego stronę zapłakaną twarz i podniosła się z łóżka.
— W… wiem — jąkała się, powstrzymując szloch. — Wiem… i ssama… nnie rozumiem, co… się ze mną dzieje.
Dan pogładził ją po plecach. Powoli przestawała płakać.
— Jestem… jakaś taka… przeczulona, nie… rozumiem. Nachodzi mnie tak… tylko, gdy… — nagle przerwała i spojrzała na Dana z otwartymi ustami.
— Co? Kiedy cię nachodzi?
Anna nie mogła wydusić słowa. Po chwili zdała sobie sprawę, że Dan zaczyna się domyślać.
Kiwnęła głową i z szeroko otwartymi oczami powiedziała:
— Nachodzi mnie tak, gdy jestem… w ciąży.
W sypialni zapadła absolutna cisza. A potem od drzwi dobiegł głosik:
— Ubrałem się. Sam. Bo ja już jestem duży. Jedziemy do tego sklepu z zabawkami?
Dan i Anna spojrzeli na Adriana: stał w drzwiach i puchł z dumy. Rzeczywiście. Wprawdzie spodnie włożył tył na przód, a koszulkę na lewą stronę, ale ubrał się, i to zupełnie sam.
Zapachniało przyjemnie już w przedpokoju. Mellberg wszedł do kuchni pełen oczekiwania. Rita zadzwoniła krótko przed jedenastą z pytaniem, czy przyszedłby na lunch, bo Seniorita chciałaby podokazywać z Ernstem. Nie pytał, w jaki sposób suka zakomunikowała to swojej pani. Pewne rzeczy należy po prostu przyjąć niczym mannę z nieba.
— Cześć.
Johanna stała obok Rity i pomagała jej kroić jarzyny. Przychodziło jej to z niejakim trudem, bo z powodu brzucha musiała stać w pewnej odległości od blatu.
— Cześć. Ale ładnie pachnie — powiedział Mellberg, pociągając nosem.
— Będzie chili con carne.
Mówiąc to, Rita podeszła do niego i pocałowała go w policzek. Mellberg musiał się powstrzymać, by nie dotknąć ręką miejsca, do którego przylgnęła wargami. Usiadł przy stole, nakrytym dla czterech osób.
— Będzie jeszcze ktoś? — Spojrzał pytająco na Ritę.
— Moja druga połowa przychodzi na lunch — wyjaśniła Johanna, masując krzyż.
— Może byś usiadła? — Mellberg wysunął krzesło. — Na pewno ci ciężko z tym brzuchem.
Johanna posłuchała, sapnęła i usiadła.
— Jeszcze jak. Na szczęście niedługo koniec. Dobrze będzie się tego pozbyć. — Przesunęła dłonią po brzuchu. — Chcesz dotknąć? — spytała, gdy zobaczyła spojrzenie Mellberga.
— A można? — spytał tępo.
O istnieniu własnego syna dowiedział się dopiero, gdy Simon był nastolatkiem, więc ten etap rodzicielstwa był dla niego całkowitą zagadką.
— O, tu, właśnie kopie.
Johanna chwyciła jego rękę i przyłożyła do lewej strony brzucha. Mellberg drgnął, gdy pod dłonią poczuł silne kopnięcie.
— O cholera. Nieźle sobie poczyna. To nie boli?
Patrzył na jej brzuch i czuł kolejne kopnięcia.
— Niespecjalnie. Przeszkadza tylko czasem, jak chcę spać. Mówią, że będzie mały piłkarz.
— Też tak sądzę.
Mellberg musiał się zmusić, żeby cofnąć rękę. Szczególne przeżycie, ale nie umiałby go nazwać. Tęsknota, fascynacja, poczucie straty… Sam nie wiedział co.
— Czy przyszły tatuś ma do przekazania talent piłkarski? — spytał ze śmiechem.
Zapadło milczenie. Mellberg podniósł wzrok i ujrzał zdumienie w oczach Rity.
— Bertil, to ty nie wiesz, że…
W tym momencie otworzyły się drzwi.
— Jak ładnie pachnie, mamo — usłyszeli z przedpokoju. — Co będzie na lunch? Twoje chili?
Do kuchni wkroczyła Paula. Zdziwienie malujące się na jej twarzy było równe zdziwieniu Mellberga.
— Paula?
— Szefie?
Nagle wszystkie elementy układanki ułożyły się Mellbergowi w całość. Paula, która przeprowadziła się do Fjällbacki z mamą. Rita, która mieszka tu od niedawna. I te czarne oczy. Że też wcześniej nie zauważył. Miały dokładnie takie same oczy. Tylko ta jedna rzecz, nie całkiem…
— Widzę, że już poznałeś moją partnerkę.
Paula ostentacyjnie objęła Johannę i spojrzała na Mellberga wyzywająco, jakby się spodziewała, że powie albo zrobi nie to, co trzeba.