Выбрать главу

— Ale, o ile panu wiadomo, nie kierowaliście żadnych gróźb pod jego adresem?

Martin obserwował go, chociaż i tak wiedział, co usłyszy.

— Nie kierowaliśmy. Działamy zgodnie z zasadami demokracji. Kartka do głosowania. Manifest wyborczy. Zdobycie władzy dzięki poparciu ludu. Inne metody są nam zdecydowanie obce.

Spoglądał na Paulę. Zacisnęła pięści na kolanach. Przypomnieli jej się żołnierze, którzy przyszli po jej ojca. To samo spojrzenie.

— Cóż, nie będziemy panu dłużej przeszkadzać. — Martin wstał. — Nazwiska pozostałych członków zarządu otrzymaliśmy od policji z Uddevalli… Oczywiście z nimi również porozmawiamy.

Lindgren skinął głową i wstał.

— Naturalnie. Nie przypuszczam, żeby powiedzieli więcej niż ja. A co do Fransa… nie słuchałbym starego człowieka, który żyje przeszłością.

Erika nie mogła się skupić na pisaniu, przeszkadzały jej myśli o matce. Sięgnęła po stertę artykułów, na wierzchu położyła ten ze zdjęciem. Jakie to frustrujące patrzeć na twarze tych ludzi i nie móc wyczytać żadnej odpowiedzi. Pochyliła się, wpatrując się kolejno w postaci na zdjęciu. Najpierw Erik Frankel. Poważna mina i oczy patrzące w obiektyw. Sztywna sylwetka. Otaczała go aura smutku. Erika doszła do wniosku, słusznego czy nie, że to pewnie z powodu uwięzienia jego brata. Jednak tę samą aurę powagi i smutku wokół niego dostrzegła w czerwcu, gdy przyszła do niego w sprawie medalu.

Spojrzała na człowieka stojącego obok Erika. Frans Ringholm. Przystojny. Nawet bardzo. Jasne, wijące się na karku przy kołnierzu włosy, chyba dłuższe, niżby chcieli jego rodzice. Patrzył w obiektyw z szerokim, ujmującym uśmiechem, obejmując niedbale dwie osoby stojące najbliżej. Żadna z nich nie wydawała się tym zachwycona.

Erika wpatrywała się w osobę stojącą na prawo od Fransa. W swoją matkę. Elsy Moström. Wyglądała na milszą, niż zapamiętała, ale w jej skromnym uśmiechu była też rezerwa: widać było, że nie podoba jej się ta ręka na jej ramieniu. Erika nie mogła nie zauważyć, że matka była kiedyś śliczna i wyglądała na przemiłą. Tymczasem ona pamiętała ją jako osobę chłodną i nieprzystępną. Nikt by się tego nie spodziewał po tej dziewczynie ze zdjęcia. Erika przesunęła palcem po jej twarzy. Wszystko byłoby inaczej, gdyby znała matkę właśnie taką. Co się stało z tą dziewczyną, gdzie się podziała ta miękkość? Skąd się wzięła obojętność? Dlaczego nie potrafiła się zdobyć na to, żeby tymi miękkimi ramionami wyglądającymi spod rękawków kwiecistej sukienki objąć i przytulić swoje córki?

Przesunęła wzrok na kolejną osobę. Britta nie patrzyła w obiektyw, tylko na Elsy. A może na Fransa. Nie sposób stwierdzić. Erika sięgnęła na biurko po szkło powiększające. Przytrzymała je nad twarzą Britty i zmrużyła oczy, żeby obraz się wyostrzył. Nadal trudno jej było coś stwierdzić, ale pierwsze wrażenie było takie, że Britta jest zła. Kąciki ust miała opuszczone, szczęki mocno zaciśnięte. A jej spojrzenie! Erika była prawie pewna, że Britta obserwuje któreś z nich, Elsy albo Fransa, albo oboje.

Ostatnia osoba: chłopak w mniej więcej tym samym wieku co pozostali. Blondyn, jak Frans, ale włosy krótsze, kręcone. Wysoki, smukły, zamyślony. Ani wesoły, ani smutny. Właśnie zamyślony — tak by to Erika określiła.

Jeszcze raz przeczytała artykuł. Hans Olavsen, członek norweskiego ruchu oporu, uciekł z kraju na pokładzie kutra rybackiego „Elfrida”, z Fjällbacki. Szyper Elof Moström przyjął go pod swój dach. Podpis pod zdjęciem oznajmiał, że Hans Olavsen wraz z przyjaciółmi świętuje zakończenie wojny.

Erika odłożyła kartkę na kupkę. Zastanowiło ją napięcie, które wyczytała ze zdjęcia. Wydawało jej się, że między tymi młodymi ludźmi… Nie umiała tego nazwać. Coś, może intuicja, podpowiadało jej, że to jest odpowiedź na wszystkie jej pytania. A było ich tym więcej, im więcej się dowiadywała. Musi się dowiedzieć prawdy o tym zdjęciu, o relacjach między przyjaciółmi i o członku norweskiego ruchu oporu Hansie Olavsenie. Mogła spytać tylko dwie osoby: Axela Frankla i Brittę Johansson. Najprościej byłoby zwrócić się do Britty. Musi się dowiedzieć, skąd ta złość w jej spojrzeniu. Zrobiło jej się głupio na samą myśl o pójściu do starszej pani, która miała zamęt w głowie. Ale może uda jej się przekonać jej męża, że to konieczne, i porozmawiać z nią, kiedy będzie miała jasny umysł. Postanowiła chwycić byka za rogi. Jutro pójdzie tam jeszcze raz.

Coś jej mówiło, że Britta zna odpowiedzi na jej pytania.

13

Fjällbacka 1944

Podkopała mu zdrowie ta wojna. Wszystkie te rejsy po morzu, które z przyjaciela stało się wrogiem. Przedtem kochał morze u wybrzeży Bohuslän, jego zapach i odgłos fal rozbijających się o dziób. Ale gdy przyszła wojna, jego stosunki z morzem przestały być przyjacielskie. Morze stało się wrogiem. Pod jego powierzchnią czaiły się zagrożenia w postaci min, na których mógł wylecieć w powietrze z całą załogą kutra. Patrolujący te wody Niemcy byli niewiele lepsi. Nigdy nie było wiadomo, co im przyjdzie do głowy. Morze stało się nieprzewidywalne w zupełnie inny sposób niż dotąd. Ze sztormem i mieliznami potrafili sobie radzić, uczyli się tego od wielu pokoleń. Jeśli górę brał żywioł, przyjmowali to z zimną krwią i spokojem ducha.

Ta nieprzewidywalność była znacznie gorsza. Jeśli udawało się przetrwać podróż przez morze, nowe niebezpieczeństwa pojawiały się w portach, do których zawijali z ładunkiem lub po ładunek. Przypominało mu o tym to, co się stało z Axelem Franklem. Niemcy go zabrali. Wpatrzył się w horyzont, myślał o tym chłopcu. Taki odważny i z pozoru niewzruszony. Nie wiadomo, gdzie teraz jest. Doszły go słuchy, że trafił do Grini, ale nie wiadomo, czy to prawda ani czy nadal tam siedzi. Mówiło się, że część więźniów z Norwegii przetransportowano do Niemiec. Może tam jest. A może w ogóle już go nie ma. W końcu minął już rok, odkąd go zabrali, i nikt nie dostał od niego nawet znaku życia. Dlatego spodziewali się najgorszego. Elof odetchnął głęboko. Czasem wpadał na jego rodziców, państwa Franklów. Doktora i doktorową. Nie potrafił im spojrzeć w oczy. Jeśli tylko mógł, przechodził na drugą stronę ulicy i mijał ich pośpiesznie, ze spuszczoną głową. Wydawało mu się, że powinien był zrobić więcej. Sam nie wiedział co. Cokolwiek. Może nie powinien się zgodzić, żeby z nim płynął.

Bolało go serce również z powodu jego brata, Erika. Zawsze taki poważny. Wprawdzie i przedtem nie należał do wesołków, ale teraz stał się jeszcze bardziej milkliwy. Zamierzał porozmawiać o tym z Elsy. Nie podobało mu się, że spotyka się z tymi chłopcami, Erikiem i Fransem. Nie miał wprawdzie nic przeciwko Erikowi, miał takie miłe wejrzenie. Co innego Frans. Zuchwały, tak by określił tego chłopca. Ale żaden z nich nie był odpowiednim towarzystwem dla jego córki. Wywodzili się z innej warstwy społecznej, z innego świata. Świat Elofa i Hilmy był tak odległy od tego, do którego należały rodziny Franklów i Ringholmów, że równie dobrze mogłyby się znajdować na innych planetach. Te dwa światy nie powinny się ze sobą stykać. Nic dobrego z tego nie wyniknie. Uchodziło jeszcze, gdy jako dzieci bawili się w wojnę róż albo w berka. Ale teraz są starsi. To się źle skończy.