— Domyślam się. — Kristina zaśmiała się całą twarzą. — Jak mu idzie?
— Na początku nie za bardzo — odparła Erika i opowiedziała, jak zabrał ze sobą Maję na miejsce zbrodni i do komisariatu. — Ale wydaje mi się, że już się dogadaliśmy.
— Ach, ci mężczyźni — powiedziała Kristina. — Pamiętam, jak Lars po raz pierwszy został sam w domu z Lottą. Miała coś koło roku, a ja po raz pierwszy wyszłam sama po zakupy. Minęło może dwadzieścia minut, jak podszedł do mnie kierownik sklepu i powiedział, że muszę wracać do domu, bo dzwonił Lars, że sytuacja jest podbramkowa. Zostawiłam zakupy i pognałam do domu. Sytuacja rzeczywiście była podbramkowa.
— Co się stało? — Erika zrobiła wielkie oczy.
— Tylko posłuchaj. Moje podpaski wziął za jej pieluszki. I chciał jej założyć, ale w żaden sposób nie potrafił. Wchodzę do domu, patrzę, a on stoi i owija dziecko taśmą izolacyjną.
— Niemożliwe!
Erika zaczęła się śmiać razem z Kristiną.
— Z czasem się nauczył. Lars był dobrym ojcem, gdy dzieci były małe, nie da się zaprzeczyć. Ale wtedy były inne czasy.
— Skoro już mowa o innych czasach… — Erika skorzystała z okazji i zmieniła temat. Chciała porozmawiać o tym, z czym przyszła. — Próbuję dowiedzieć się czegoś o swojej mamie, czasach, kiedy dorastała, i tak dalej. Znalazłam na strychu kilka rzeczy, między innymi jej pamiętnik i… cóż, zaczęłam się nad tym zastanawiać.
— Pamiętnik? — Kristina zapatrzyła się na Erikę. — Co w nim jest? — spytała ostro.
Erika ze zdziwieniem spojrzała na teściową.
— Nic szczególnego. Takie tam rozważania nastolatki. Sporo natomiast o jej przyjaciołach z tamtych lat, o Eriku Franklu, Britcie Johansson i Fransie Ringholmie. Dwoje z nich zostało zamordowanych w odstępie dwóch miesięcy. Może to przypadek, ale to trochę dziwne.
— Britta nie żyje? — spytała Kristina z niedowierzaniem.
— Nie wiedziałaś? Poczta pantoflowa nie przyniosła tej wiadomości? Dwa dni temu znalazła ją córka i wszystko wskazuje na to, że została uduszona. Jej mąż przyznał się do zabójstwa.
— Więc i Erik, i Britta nie żyją? — powtórzyła Kristina. W głowie jej się kotłowało.
— Znałaś ich? — zainteresowała się Erika.
— Nie. — Kristina zdecydowanie potrząsnęła głową. — Tylko ze słyszenia, z opowiadań Elsy.
— A co mówiła? — Erika była bardzo ciekawa. — Właśnie dlatego przyszłam. Tyle lat się z mamą przyjaźniłyście, więc pomyślałam, że jesteś jedyną osobą, która jeszcze cokolwiek o niej wie. Co ci mówiła o tamtych latach? Dlaczego w 1944 roku nagle przestała pisać pamiętnik? Może jest więcej zeszytów? Nie mówiła ci? W ostatnim zeszycie zanotowała, że zamieszkał u nich członek norweskiego ruchu oporu, niejaki Hans Olavsen. Znalazłam wycinek z gazety, z którego wynika, że wszyscy czworo się z nim spotykali. Co się z nim stało? — Strzelała pytaniami tak szybko, że sama za nimi nie nadążała.
Kristina słuchała w milczeniu, z nieprzeniknioną twarzą.
— Eriko, nie mogę ci powiedzieć — odezwała się cicho. — Nie mogę. Mogę ci tylko powiedzieć, co się stało z Hansem Olavsenem. Elsy mi mówiła, że jak tylko wojna się skończyła, zniknął, wrócił do Norwegii. Nigdy więcej go nie widziała.
— Czy oni byli… — Erika zawahała się, nie wiedziała, jak to powiedzieć. — Czy ona go kochała?
Kristina długo milczała. Przebierała palcami po ceracie, ważąc słowa. W końcu spojrzała Erice w oczy.
— Tak — powiedziała. — Kochała go.
Jaki ładny dzień. Dawno nie myślał o tym, że bywają dni ładniejsze od innych. Takie właśnie jak dziś: ni to lato, ni jesień. Ciepły, lekki wiatr i słońce, które straciło już letnią ostrość i zaczęło nabierać żaru jesieni. Bardzo ładny dzień.
Stanął w wykuszu, splótł ręce na plecach i wyjrzał przez okno. Nie widział jednak ani drzew na końcu posesji, ani wybujałej trawy więdnącej z nastaniem jesieni. Widział przed sobą Brittę. Jasną i piękną. Wtedy, podczas wojny, uważał ją za dziewczynkę. Koleżankę Erika, ładną, dość próżną dziewczynę. Nie interesowała go. Była za młoda, a on był zbyt zajęty swoimi sprawami. Istniała gdzieś na obrzeżach jego świata.
Teraz myślał o niej. Takiej, z jaką się spotkał przed kilkoma dniami. Sześćdziesiąt lat później. Nadal piękna i trochę próżna. Ale czas zmienił ją w kogoś innego. Axel był ciekaw, czy on też się tak zmienił. Może tak, może nie. Może lata spędzone w niemieckich obozach zmieniły go na zawsze. Był świadkiem strasznych nieszczęść, takich, których nie da się ani zapomnieć, ani wynagrodzić.
Miał przed oczami inne twarze: twarze poszukiwanych, których pomógł schwytać. Nie w wyniku szaleńczych pościgów, lecz dzięki metodycznej pracy, dyscyplinie i dobrej organizacji. Dzięki temu, że siedząc we własnym biurze, niezmordowanie podążał śladami, na które trafiał w dokumentach sprzed pięćdziesięciu lat. Kwestionował dowody tożsamości, analizował transakcje na kontach bankowych, śledził trasy podróży i ewentualne miejsca schronienia. Wyłapywali ich jednego po drugim. Pilnowali, żeby zostali ukarani za zbrodnie popełnione w coraz bardziej odległej przeszłości. Wiedział, że nie udało im się złapać wszystkich. Zostało jeszcze wielu, ale jest ich coraz mniej. Umierają. Nie w więzieniu, potępieni, lecz spokojnie, ze starości. Nie muszą się tłumaczyć ze swoich czynów. I to popychało go do działania, sprawiało, że ciągle szukał, ścigał, jeździł ze spotkania na spotkanie, z archiwum do archiwum. Nie spocznie, dopóki będzie choć jeden, którego mógłby pomóc schwytać.
Axel patrzył przez okno niewidzącym wzrokiem. Zdawał sobie sprawę, że to obsesja. Praca pochłonęła go całkowicie, stając się liną ratunkową, której w chwilach zwątpienia mógł się chwycić. Dopóki ścigał, nie musiał wątpić we własne jestestwo. Jak długo służy dobru, spłaca dług. Tylko w ten sposób mógł zmyć z siebie to wszystko, o czym nie był nawet w stanie myśleć.
Odwrócił się, słysząc dzwonek. Przez chwilę nie mógł się oderwać od obrazów przesuwających mu się pod powiekami. Musiał zamrugać oczami, żeby je odpędzić.
— A, to wy — powiedział na widok Pauli i Martina.
Ogarnęło go zmęczenie. To się chyba nigdy nie skończy.
— Chcielibyśmy chwilę z panem porozmawiać — uprzejmie powiedział Martin.
— Ależ oczywiście, proszę — odparł Axel i zaprowadził ich na werandę, tam gdzie poprzednim razem. — Macie jakieś wieści? Nawiasem mówiąc, słyszałem, co się stało z Brittą. Straszne. Dopiero co się z nimi spotkałem, dosłownie parę dni temu. Po prostu nie mogę uwierzyć, że on… — Potrząsnął głową.
— Rzeczywiście, to tragedia — odezwała się Paula. — Ale nie chcemy wyciągać pochopnych wniosków.
— Ale Herman się przyznał, prawda? — spytał Axel.
— Niby tak… — Martin przeciągał słowa. — Ale dopóki nie można go przesłuchać… — Rozłożył ręce. — Właśnie o tym chcemy z panem porozmawiać.
— Naturalnie, chociaż nie wiem, w czym mógłbym pomóc.